ADAM ŁAZAR: – Co skłoniło Pana do przyjazdu z dalekiego Pruszcza Gdańskiego do Lubaczowa?
SZYMON JANUSZKIEWICZ: – W tym roku parafia pw. św. Karola Boromeusza w Lubaczowie nabyła do swojej świątyni organy holenderskiej firmy Flentrop. Jest to instrument z 1956 r. tej firmy, która zbudowała go dla jednego z kościołów w Holandii. Kościół został zamknięty. Organy zostałe zwrócone firmie, która je wykonała. Jest to instrument o fakturze mechanicznej, o charakterystycznym brzmieniu do grania muzyki Bacha i muzyki barokowej. Zorientowani w temacie wiedzą, że Flentrop był pionierem na swoje czasy w rekonstruowaniu, budowaniu instrumentów nowych o brzmieniu możliwym do tego, jakie miał w baroku. Jest to instrument wyjątkowy w skali, nie tylko Podkarpacia, ale i kraju, gdyż znam tylko dwa w Krakowie i w Lubaczowie trzeci. Niedostępny na rynku wtórnym, gdyż od razu jest rozchwytywany. Biały Kruk. Dzisiaj zakończyłem trzeci etap pracy przy tych organach. Polegał na intonacji i strojeniu, nadaniu właściwego charakteru i dostosowaniu do nowego wnętrza, do nowej sytuacji. Czekam na koncert, a będzie na tych organach grał wirtuoz organów Marek Kudlicki z Wiednia.
– Na czym polegały te dwa pierwsze etapy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Najpierw znalazłem ten instrument. Nakłoniłem firmę Flentrop do tego, by pozwoliła mi zająć się zainstalowaniem go tutaj w Lubaczowie. Oni wolą to sami robić, ale udało się przekonać dyrektora, by ten projekt miał szansę zaistnieć. Przyjechałem kilka miesięcy temu wraz z współpracownikiem, by postawić ten instrument w kościele. W drugim etapie udało mi się zabudować go piszczałkami, a jest ich w środku ok. tysiąc.
– Czym zajmuje się Pan na co dzień?
– Zajmuję się wyłącznie organami piszczałkowymi w pełnym zakresie możliwych prac: produkuję podzespoły do nowych organów, zajmuję się renowacjami, serwisem, rekonstrukcją instrumentów, mam swój udział przy intonowaniu i strojeniu. W moim fachu trzeba się najeździć od Norwegii, północnej Szwecji, po Dolny Śląsk i Lubaczów.
– Gdzie Pan uczył się tego fachu?
– Uczyłem się w 10 firmach. Zacząłem podczas studiów w Stanach Zjednoczonych. Trafiłem na praktykę do jednej z najlepszych firm w Ameryce i to otworzyło mi drogę do dalszych możliwości doskonalenia umiejętności. Powiedziałem komuś, że pracowałem w tej firmie, to proponowano mi: „Chodź do nas popracować”. W ciągu 7 lat pobytu w USA pracowałem w 5 różnych firmach. Przyjechałem do Polski. Chciałem pójść do jednej z firm w Niemczech w 2005 r. Okazało się, że jest tam praca, ale nie mają mi jak płacić, bo Polacy legalnie nie mogli pracować. Wymyśliliśmy z szefem tamtej firmy, że najlepiej by było, bym założył własną działalność gospodarczą i będę mógł wystawiać faktury za wykonaną pracę. Większość moich projektów tak wygląda.
– Jakie ma Pan wykształcenie dające uprawnienie do wykonywania zawodu? Jak on się nazywa? Czym on jest dla Pana?
– Z wykształcenia jestem organistą, gdyż studiowałem grę na fortepianie i organach. Potem pociągnęło mnie do techniki. Pracuję jako rzemieślnik, gdyż buduję i naprawiam organy. Założyłem firmę w 2005 r., prowadzę ją 11 rok. Mam dyplom organmistrzowski Dolnośląskiej Izby Rzemieślniczej we Wrocławiu. Jestem organmistrzem. Ten zawód to moja praca, pasja, hobby, wszystko razem. Praca, przy której nie odczuwam upływu czasu, nie mam wrażenia, że coś mija. Ona pochłania całą moją energię. W tej pracy się realizuję.