Jak sprawić by nasze religijne święta, które przeżywmy każdego roku nie były tylko rutynową ceremonią? Potrafimy przecież szczerze cieszyć się z prezentów, bawić się na karnawałowych balach i radować obecnością najbliższych. Ale czy umiemy odnaleźć głębszy sens w przeżywaniu naszych radości? O tym właśnie rozmawiamy z ks. prof. Janem Sochoniem - historykiem filozofii, krytykiem literackim, poetą i publicystą, a przede wszystkim księdzem szczęśliwym w swoim powołaniu, człowiekiem, z którego emanuje radość.
AGNIESZKA DOLIŃSKA: - Czy radosne karnawałowe zabawy mogą mieć dla chrześcijanina głębszy sens niż tylko oderwanie się od codzienności? Czy karnawałowa radość przystoi chrześcijanom?
KS. PROF. JAN SOCHOŃ: - Radość ludziom wierzącym
jak najbardziej przystoi przede wszystkim z tego powodu, że jesteśmy
ludźmi szczęśliwymi, bo doszło do nas Objawienie. Bóg wyraźnie mówi,
że pragnie szczęścia swojego stworzenia. Rozpoznajemy własne istnienie
jako pochodzące od Stwórcy, który włączył się w nasze istnienie.
Naszą egzystencjalną potrzebę radości znakomicie wyrażają biblijne
psalmy, przejawia się w nich ciągle refren "Śpiewać będę Panu póki
żywota, weselić się będę w Panu".
Radość zakorzeniona w religijnym doświadczeniu nie może
być radością pozbawioną ograniczeń, ponieważ ludzka wolność jest
wolnością jedynie na naszą miarę. Przeżywana przez nas radość musi
mieć na celu jakieś dobro, a formy jej przeżywania muszą być z tego
powodu związane z krajobrazami Ewangelii.
- Coś się jednak stało z naszym karnawałem. Czy jest on jeszcze odbiciem wielowiekowych tradycji?
- Niestety dzisiaj w czasie karnawału bawiąca się
młodzież często obrzuca się potłuczonym szkłem na znak jakiejś świeckiej
jedności i ekspresji. Ale tego typu zachowania mają pewien związek
na przykład z tradycjami Rewolucji Francuskiej, w myśl których odłączono
radość, wesele oraz święto od doświadczeń religijnych i związano
wyłącznie z doświadczeniami świeckimi. Święto Rewolucji niszczyło
wszelkie wcześniejsze tradycje i struktury społeczne. Warto tu przypomnieć,
że samo słowo karnawał pochodzi z łacińsko-włoskiej formuły carnavale
i dzieli się na dwie cząstki: caro - mięso i vale - bywaj zdrów.
Karnawał jest więc dosłownie pożegnaniem mięsa, czyli uczt i zabaw,
bo zbliża się Wielki Post. Jest to więc czas radości, wesela związany
z tym, że niedługo przyjdzie okres umartwienia, przygotowania się
do największej tajemnicy chrześcijaństwa, jaką jest męka, śmierć
i zmartwychwstanie Chrystusa. Wobec tego karnawał dla ludzi religijnych
powinien mieć tego typu charakter, bo jest to przecież trwająca od
ostatków do Środy Popielcowej ceremonia przejścia, pochwały życia,
radości. Jest to pochwała nawiązująca do samego źródła naszego istnienia,
bo to Bóg nam powiedział: "Radujecie się, bo to ja jestem z wami"
.
Z tego też powodu tradycje świętowania karnawału są oczywiste
i nie tylko polskie, ale mocno zakorzenione w tradycji Włoch, Hiszpanii,
Portugalii, Niemczech czy Francji. Trudno sobie wyobrazić tradycje
tych krajów bez obchodzenia tego wspaniałego czasu radości. Kościół
również dzisiaj zachęca nas do radosnego sposobu życia. Ale trzeba
jeszcze raz podkreślić, że ta radość nie może być pozbawiona pewnych
ograniczeń, bo nasza wolność jest wolnością w Chrystusie i dlatego
winna niejako reagować na Jego nauczanie. Z tego powodu chrześcijański
karnawał powinien mieć dziękczynny charakter, ponieważ sami z siebie
nie moglibyśmy się radować. Karnawał jest czasem, w którym powinniśmy
pamiętać, że walka dobra ze złem nieustannie tocząca się w naszym
życiu może być wygrana przez dobro. Radość chrześcijańska nieustannie
przypomina o kruchości zła.
- Jezus jest naszym Pocieszycielem i Wybawicielem, czy to znaczy, że chrześcijanin, który się podoba Bogu jest człowiekiem radosnym? Czy "każdy święty chodzi uśmiechnięty"?
- Kiedy idziemy ulicą wydaje się nam, że ludzie wokół
nas są w większości związani z Kościołem, ale jak mało widać radosnych
twarzy. Widzimy znacznie częściej ludzi przygniecionych ciężarem
życia, przemian dokonujących się w naszej ojczyźnie. Są zaniepokojeni
nowym, które się właśnie rodzi na gruzach czasu przeszłego - pokomunistycznego
- i tworzącej się dopiero demokracji, jeszcze nie najdoskonalszej.
Dlatego tak rzadko my Polacy radujemy się i cieszymy z codzienności
życia. Tylko przynagleni znakami masowej nowoczesności zmuszani jesteśmy
do radości.
Skoro Bóg jest tak blisko i jest źródłem naszego istnienia
to powinniśmy się radować już tylko z tego powodu. Nasza radość należy
do istotnych elementów zbawienia, natury życia, narodzin, miłości,
poznania i pracy. Te rozmaite formy radości są jakby wynikiem tego,
że po prostu żyjemy, a równocześnie mimo trudności i niepokojów każdy
z nas ma w sobie takie doświadczenie, które może na zwać radością
duchową czy wewnętrzną. Owa duchowa nieprzekazywalna radość jest
radością z akceptacji tego, jaki człowiek jest, a nawet ze swojej
odmienności, bo przecież nie ma dwóch takich samych ludzi na świecie.
Ta odmienność jest fascynująca, z niej rodzi się miłość i przyjaźń,
bo są one nie tylko zauważaniem podobieństw, ale i fascynacją osobistą
ścieżką poszukiwania szczęścia przez drugą osobę.
Radość duchowa jest niezbywalnym elementem bycia człowiekiem.
Mówiąc o radości i świętowaniu nie możemy zapominać, że Biblia -
Księga Życia, w której objawia się Słowo Boże, niejako przymusza
nas do radości z faktu, że zostało zawarte przymierze między Izraelitami
a Bogiem, w którym obiecuje im, że będzie ich prowadził. Wwiedzie
ich do ziemi obiecanej i da im szczęście. Pragnieniem Izraelity jest
chęć radosnego oglądania Boskiej twarzy, spotkanie go w liturgii
i świątyni.
- Czasem potrzebujemy wyrażenia tej wewnętrznej radości we wspólnocie...
- Do natury święta należy najpierw to, że jesteśmy
razem, że czas, który uznajemy za świąteczny jest czasem wydzielonym
z codzienności, a więc chwilą, w której dokonuje się uobecnienie
rzeczy przeszłych w teraźniejszości. W kulcie religijnym podczas
świąt liturgicznych odczuwamy dogłębnie to, że święto odbywa się
w czasie, kiedy nie tylko odżywają przeszłe wydarzenia, ale wrażenia
duchowe dzieją się w nas teraz. Nasza radość jest wynikiem tego,
że jesteśmy razem, wykonujemy określone gesty, ujawniamy ekspresję
w śpiewie, ponieważ święto łączy się też z teatrem - wzajemnym oglądaniem.
Źródła tego typu refleksji odnajdujemy w starożytnej Grecji, ponieważ
jak wiemy Grecy już dawno zauważyli, że spełnieniem wszelkich marzeń
człowieka jest religijny kontakt z bóstwem. W czasie święta jesteśmy
jak gdyby w teatrze, uczestniczymy we wspólnocie. Poprzez określone
znaki osobowe jednoczymy się i spotykamy ze sferą boskiej obecności.
Tego typu myślenie występuje również dzisiaj w Kościele,
a ujawnia się w tendencjach do organizowania uroczystości w zbiorowym
wymiarze. W ten sposób za pomocą pewnej symboliki cementują się spotkania
młodzieży. Mam tu na myśli działania o. Jana Góry czy ruch pielgrzymkowy.
Wówczas radość religijna wiąże się z określonymi znakami, gdyż mają
one niezwykłą jednoczącą moc. Znaki łączą ludzi w sprawach zdających
się bardzo odległymi, Boga nieskończenie oddalonego od nas, choć
przez Chrystusa bliskiego i człowieka nieporadnie poszukującego tego,
co jest prawdą.
- Czy można w takim razie uważać, że nasze chrześcijańskie święta łączy duchowa radość, skoro wciąż bardziej doceniamy rzeczy materialne, a nie wartości duchowe?
- Myślę, że wytłumaczenie takiej sytuacji może być
nawet banalne, a zawarł je Arystoteles w swojej Metafizyce mówiąc,
że wzrok, słuch są najbardziej narzucającymi się sposobami poznania
świata. Poznanie zmysłowe najgłębiej zapada w nasze doświadczenie.
To, co można objąć i dotknąć niejako naturalnie wydaje się nam najważniejsze.
Napór tego, co uchwytne i zmysłowe jest tak silny, że doświadczenie
wewnętrzne odchodzi na dalszy plan. Nad to kultura, w której żyjemy
i czas masowości sprawił, że ludziom wydaje się ważniejsze to, co
osiągają już teraz. Dlatego też społeczeństwa oddalają się od doświadczeń
religijnych i wybierają to, co daje krótką satysfakcję. Radość tego
typu doświadczenia jest związana z konsumpcją. Z radością, którą
daje materialny konkret.
Chrześcijanin musi cieszyć się również konkretem materialnym.
Trudno oddzielić w sobie porządek ducha od porządku ciała, ponieważ
człowiek stanowi swoistą jedność. Z drugiej strony trzeba pamiętać,
że chrześcijanin buduje w sobie stopniowalną radość Adwentu, która
jest nasłuchiwaniem. Najpierw radość narodzin tych, którzy uwierzyli
Chrystusowi a potem także ludzie wierzący dają świadectwo radości
w cierpieniu, bo przez cierpienie dokonało się zbawienie. Zwieńczeniem
wszystkich radości jest w końcu radość wieczna. Na czym ona polega?
Teksty święte podpowiadają nam tylko, że będzie to pełne uczestnictwo
w Bożym życiu. Przypuszczam, że radość zbawionych może być różna
dla każdego.
- Jak wygląda radość w życiu kapłana?
- Jestem bardzo szczęśliwy, że otrzymałem dar kapłaństwa.
Powody tej radości były początkowo nieuchwytne. Zauważam, że wszystko,
co dotychczas czyniłem wynika z tego, że całe życie staram się poświęcać
Bogu. Moja radość jest najpierw z tego, że mimo trudności i słabości
oraz odzywającej się nieraz egzystencjalnej pychy Bóg uchronił mnie
przed czynieniem wielkiego zła. Dał nadto życiowe wsparcie w osobie
mego katechety i duchowego przyjaciela ks. Piotra Bożyka, któremu
zawdzięczam wiele, doprawdy wiele.
Ogromną radością jest natomiast uczestnictwo w sakramentach
świętych i to, że przez moje liturgiczne działania ujawnia się Bóg.
Najważniejsze pozostaje, że codziennie stykam się z samym Bogiem.
Jako ksiądz odczuwam, że nie może być nic mocniejszego w moim życiu
poza tymi spotkaniami. Ale niekiedy pojawia się we mnie także smutek,
że nie dorastam do tego cudownego wydarzenia.
- Dziękuję Księdzu z rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu