Reklama

Historia

Polska – jedno wielkie więzienie

Czujemy się dotknięci, słysząc sformułowanie „polskie obozy śmierci”, powtarzane – z rozmysłem lub z niewiedzy – przez światowe media, a nawet przez polityków. Szukamy łatwych wytłumaczeń tej dziejowej niesprawiedliwości wobec Polski, a zapominamy o swoich zaniechaniach i lekceważącym stosunku do własnej historii

Niedziela Ogólnopolska 21/2016, str. 36-37

[ TEMATY ]

historia

Grzegorz Boguszewski

Na co dzień swą misję pokazywania najtrudniejszych prawd historii Polski po to, by przyszłość była łatwiejsza, Mateusz Wyrwich spełnia na łamach „Niedzieli”. Jak mówi, wciąż niewiele jest takich miejsc otwartych na prawdę

Na co dzień swą misję pokazywania najtrudniejszych prawd historii Polski po to, by przyszłość
była łatwiejsza, Mateusz Wyrwich spełnia na łamach „Niedzieli”. Jak mówi, wciąż niewiele jest
takich miejsc otwartych na prawdę

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W ciągu minionego ćwierćwiecza Polacy dali sobie wmówić, że na historię trzeba machnąć ręką, bo liczy się tylko przyszłość. Każdy, kto chciał tropić mroczne zakamarki PRL-u, był natychmiast okrzyknięty nawiedzonym oszołomem, a na pewno – jeśli mimo wszystko pozostawał przy swoim – musiał się liczyć z drogą pod stromą górę.

Ile było w tej ogólnie panującej pogardzie dla historii politycznego wyrachowania, a ile żywej głupoty, zapewne sama historia – jeśli zaczniemy ją wreszcie traktować poważnie – kiedyś to pokaże. Faktem jest, że z hasłem „Wybierzmy przyszłość!” jeden z prezydentów wolnej Polski – postkomunista Aleksander Kwaśniewski nie tylko wygrał wybory, ale też swojej klasie politycznej zapewnił historyczną nietykalność. Przez długie lata III RP wszelkie rozrachunki polityczno-historyczne były uznawane za niepoprawne politycznie, nieeuropejskie, nieświatowe. Polscy politycy bezkarnie grali na polskich kompleksach, kazali zapomnieć o historii własnego narodu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Polityka historyczna, jako prawdziwe narzędzie budowania przyszłości i kształtowania wizerunku Polski w świecie, została w III RP wyśmiana i zesłana do lamusa. W przeciwnym razie wypadałoby nie tylko bardziej donośnie, i to od dawna, przeciwstawiać się sformułowaniu „polskie obozy śmierci” i mówić o niemieckich obozach koncentracyjnych, ale także przypominać o tym, że na ich miejscu – oraz w wielu jeszcze innych miejscach – po wojnie powstawały komunistyczne polsko-sowieckie „obozy pogardy” i że niektóre z nich od niemieckich różniły się tylko tym – jak opowiadają ich więźniowie – że nie było krematoriów... Należałoby też przypomnieć, że ludzie w tych powojennych komunistyczno-sowieckich obozach także byli mordowani, a w najlepszym razie wychodzili z nich schorowani, wyniszczeni ciężką pracą, zagłodzeni, sponiewierani, z przetrąconymi kręgosłupami, bo zadaniem wielu z tych obozów była radykalna „resocjalizacja” młodzieży dla budowy komunistycznego państwa.

Reklama

Mapa ppłk. Łańcuta

Szacuje się, że w drugiej połowie lat 40. i w latach 50. ubiegłego wieku przez więzienia i obozy w Polsce przeszło ok. 1,5 mln ludzi skazanych za działalność polityczną. W niedawno wydanej książce „Obozy pogardy. Komunistyczne obozy represji w Polsce 1944-1956” Mateusz Wyrwich opisuje bardzo wyczerpująco obozowy krajobraz powojennej Polski, a zarazem przedstawia studium zjawiska komunistyczno-sowieckiej skoncentrowanej przemocy.

Nie można udawać, że po wojnie żadnych obozów na terenie Polski już nie było – pisze Wyrwich. Trzeba jednak wyraźnie odróżnić je od tych, które funkcjonowały w czasie II wojny światowej, od niemieckich obozów śmierci. W tych powojennych komunistyczno-sowieckich obozach początkowo przetrzymywano niemieckich jeńców wojennych, ale także – z czasem coraz liczniej – polską ludność cywilną stawiającą opór rządom komunistycznym instalowanym w Polsce przez Sowietów.

Wyrwich przytacza za Andrzejem Paczkowskim („Dokumenty z dziejów PRL w latach 1944-1956”), jak to „dyrektor więziennictwa i obozów ppłk Dagobert J. Łańcut chełpił się, że gdyby na mapę Polski nanieść siatkę więzień i obozów, to okaże się, że Polska jest jednym wielkim więzieniem”.

I tak nie tylko sam KL Auschwitz w latach 1944-45, ale także dawna jego filia w Jaworznie funkcjonowała aż przez 10 lat po wojnie jako największy w Polsce obóz pracy przymusowej – do 1950 r. dla Niemców, Ślązaków, Łemków, Ukraińców, a potem jako Centralny Obóz Pracy głównie dla młodocianych więźniów politycznych. Obóz ten zamknięto dopiero po wielkim buncie, który miał tam miejsce w 1955 r.

Aż do końca lat 80. komunistyczne obozy koncentracyjne były tematem tabu. W latach 40. i 50. ludzie wiedzieli, że do obozu można było trafić za tzw. szeptaną propagandę, czytanie komiksów, kolorowe skarpetki lub świętowanie nie 1, lecz 3 maja itd., itp. Panowała podszyta strachem zmowa milczenia. Nieco głośniej o powojennych obozach w Polsce – a głównie o obozie w Świętochłowicach, jednym z 40 podobozów Auschwitz, założonym przez Niemców w 1943 r. dla zapewnienia siły roboczej niemieckim zakładom zbrojeniowym, przejętym w 1945 r. przez Sowietów, a następnie przez polskie Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego – było poza granicami Polski. Odważni duchowni z Górnego Śląska napisali list do Foreign Office w Londynie: „Obozy koncentracyjne nie zostały zlikwidowane, lecz przejęte przez nowych właścicieli. (...) W Świętochłowicach (Górny Śląsk) ci jeńcy, którzy nie zginęli jeszcze z głodu lub nie zostali pobici na śmierć, muszą noc w noc stać po szyję zanurzeni w wodzie, dopóki nie umrą”.

Reklama

Pisząc o świętochłowickim obozie, Mateusz Wyrwich powołuje się na prace Zygmunta Woźniczki „Obozy w systemie represji”. Z pewnością obóz ten był jednym z wielu najbardziej okrutnych nie tylko dla jeńców wojennych, ale także dla ludności cywilnej; osadzeni w nim reprezentowali cały przekrój społeczny ówczesnego Górnego Śląska.

Na „mapie ppłk. Łańcuta” szczególnie czarną plamę stanowi właśnie Śląsk, gdzie akcja obozowa była wyjątkowo rozwinięta; początkowo – z uwagi na tutejszą ludność niemiecką, później zaś z powodów ekonomicznych – potrzebna była bowiem tania siła robocza dla przemysłu górniczego. I nie chodziło bynajmniej o odbudowę kraju po zniszczeniach wojennych, lecz o to, że na mocy podpisanego z Sowietami w 1945 r. tzw. układu węglowego Polska zobowiązała się do dostaw węgla do Związku Radzieckiego po wyjątkowo niskiej cenie... dolar za tonę.

Bardziej szczegółowe informacje o istnieniu powojennych obozów z trudem przedostawały się do świata, a w samej Polsce były otoczone tajemnicą grozy, zaś później, gdy ich już nie było – wstydem i strachem oprawców przed należną karą, której, jak wiemy, udało im się uniknąć. Mateusz Wyrwich wymienia w swej książce nazwiska „najbardziej zasłużonych” w powojennym dziele wyniszczania narodu.

Reklama

Pod prąd głównego nurtu

O ile łatwo zrozumieć, że niemal do ostatnich lat PRL-u temat powojennych obozów nie był mile widziany, to trudniej już pogodzić się z tym, że w III RP został objęty klauzulą niepoprawności, oddzielony grubą kreską. Podjęło go zaledwie kilku desperatów. Wśród nich znalazł się Mateusz Wyrwich, dziennikarz śledczy najnowszej historii Polski, pisarz, autor ośmiu książek o mrocznej historii PRL-u, uparcie drążący temat zakazanych rewirów najnowszej historii Polski.

Gdy na początku lat 90. Wyrwich rozpoczynał pracę nad pierwszą książką: „Łagier Jaworzno. Z dziejów czerwonego terroru”, zbieranie materiałów, mimo że dotyczyły nieodległej przecież przeszłości, nie było łatwe. Trudność sprawiało przede wszystkim zlokalizowanie dokumentów, by ich tropem dotrzeć nie tylko do więźniów, ale przede wszystkim do funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Dokumenty obozów przez lata PRL-u kryły się rozproszone w archiwach dawnych tzw. zjednoczeń, czyli organizacji branżowych, zatrudniających obozową najtańszą siłę roboczą. Po 1990 r. tego rodzaju materiały były niszczone, zabierane przez żyjących jeszcze funkcjonariuszy obozów, którzy panicznie bali się, że te dokumenty mogą im w jakiś sposób zaszkodzić, np. pozbawić emerytury. Jak dziś wiadomo, niczego nie musieli się obawiać...

– I na co to komu? – dziwił się w połowie lat 90. wiceszef „Jaworzna”, cieszący się spokojną i godziwą emeryturą, gdy Mateusz Wyrwich prosił go o rozmowę. Komunistyczni oprawcy do ostatniej chwili liczyli na zapomnienie, na to, że wszyscy skorzystają z oferty wyboru radosnej przyszłości.

Działając pod prąd głównego nurtu, Mateusz Wyrwich postanowił dotrzeć do tych, którzy przeżyli obozową gehennę. To była praca żmudna i przygnębiająca. I wykonana dosłownie w ostatniej chwili... Gdy dokumentował swe obozowe książki, nagrał setki godzin rozmów.

Reklama

Książka „Łagier Jaworzno” powstała na podstawie relacji ponad 100 byłych więźniów obozu, dokumentów archiwalnych oraz wypowiedzi pracowników organów bezpieczeństwa. Wydane 20 lat później, będące rozwinięciem tej przygnębiającej opowieści, „Obozy pogardy” zawierają już siłą rzeczy mniej relacji świadków – świadkowie po prostu umierają.

Co zrobić z tą historią?

– Temat zawsze jakoś był, a jakby go nie było... I nadal nie ma... – mówi Mateusz Wyrwich. Do tej pory właściwie jedyną cenną pozycją o komunistycznych „obozach koncentracyjnych” jest wydana przed kilkunastoma laty praca Bogusława Kopki, będąca ewidencją wszystkich obozów na terenie Polski w latach 1944-50. Dzięki tej publikacji dostęp do archiwów stał się łatwiejszy. Także dzięki zespołowi IPN w Katowicach i prof. Adamowi Dziurokowi w dużym stopniu opisane zostały obozy na Śląsku.

Mateusz Wyrwich, który temat zgłębia od niemal 30 lat, stawia retoryczne pytanie: co znaczy, że dziś we wszystkich archiwach na listach wstępu powtarza się tylko kilka wpisów: Kopka, Wolsza, Woźniczka, Szwagrzyk, Miroszewski, Wyrwich...? Może to, że nawet w dobie wolności, gdy już nie było się czego bać, niewielu było chętnych do tego rodzaju żmudnej i mało opłacalnej pracy? A może jednak pozostał też jeszcze jakiś strach? Choćby przed posądzeniem o „obsesyjne i chore grzebanie się w przeszłości”?

– Kiedy pisałem książkę „Łagier Jaworzno” – mówił Wyrwich w jednym z wywiadów prasowych – poznałem wielu ludzi skazanych na karę śmierci przez komunistyczne sądy, którym Bóg pozwolił dalej żyć. Uważałem, że to, co przeżyli, trzeba przekazać innym. To, co działo się po 1945 r., było przecież straszliwą eksterminacją narodu polskiego. O tym mnóstwo ludzi nie wie albo... nie chce wiedzieć, bo musieliby coś z tą trudną historią zrobić.

Reklama

Odkłamywanie najnowszej historii Polski stało się pasją Mateusza Wyrwicha, zadaniem dziennikarskim, które sam sobie narzucił jako oczywisty obowiązek. Gdy zaczynał zbierać materiały do książki „Łagier Jaworzno”, nawet nie przypuszczał, że przez następne dwudziestolecie wolnej Polski będzie jednym z niewielu zainteresowanych tematem komunistycznych obozów pogardy i że niemal każda próba wyjaśniania mrocznych tajemnic niedawnej przeszłości będzie dyskredytowana, wręcz napiętnowana.

Przez rzucenie hasła „Wybierzmy przyszłość!”, a później przez bezrefleksyjny tzw. radosny patriotyzm starano się metodycznie zacierać przeszłość kompromitującą sporą część elit III RP. Dlatego w marcu 2011 r. wspólnie z żoną Joanną Łukasiewicz-Wyrwich odmówili przyjęcia przyznanych im przez prezydenta Bronisława Komorowskiego za działalność w stanie wojennym Krzyży Kawalerskich Orderu Odrodzenia Polski.

Na co dzień swą misję pokazywania najtrudniejszych prawd historii Polski po to, by przyszłość była łatwiejsza, Mateusz Wyrwich spełnia na łamach „Niedzieli”. Jak mówi, wciąż niewiele jest takich miejsc otwartych na prawdę.

2016-05-18 08:29

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wolność nie jest szaleństwem

Niedziela Ogólnopolska 3/2020, str. 62-63

[ TEMATY ]

historia

Zdjęcia: nac.gov.pl

Weterani powstania styczniowego. siedzi Wiktor Malewski. Stoją od lewej: Antoni Suss, Mamert Wandali, Walenty Milczarski

Weterani powstania styczniowego. siedzi Wiktor Malewski. Stoją od lewej: Antoni Suss, Mamert Wandali, Walenty Milczarski

Pamięć o powstaniu styczniowym jakby przyblakła – wydarzenie to wydaje się jednym z punkcików rozsianych na osi czasu, które już mało kogo obchodzą. Zachwycamy się czynami Józefa Piłsudskiego, często nie wiedząc, jak wielkie znaczenie miało dla niego powstanie 1863-64 r. i że do sukcesu zaprowadziło go przejęte od powstańców szaleńcze marzenie o niepodległości.

Kres powstania styczniowego wyznacza egzekucja ostatniego jego dyktatora – Romualda Traugutta. Ta śmierć, która nastąpiła 5 sierpnia 1864 r., dla wielu Polaków była symboliczna – oznaczała koniec marzeń o wolnej ojczyźnie. Przypominała także o wysokiej cenie, którą naród musiał za nie zapłacić. Straty można wymieniać długo: zniesienie nazwy Królestwa Polskiego oraz likwidacja resztek jego autonomii (w tym wszystkich odrębnych instytucji oraz skarbu), tysiące poległych w polu, setki wyroków śmierci, tysiące zesłanych na Sybir, konfiskata setek majątków ziemskich, wielkie kontrybucje pieniężne i rusyfikacja na nieznaną dotąd skalę. Szok spowodowany klęską sprawił, że nawet niedawni uczestnicy walk zaczęli potępiać swoje romantyczne uniesienia. Elity polskie, a przynajmniej ich większość, odrzuciły dziedzictwo konspiracji i walki zbrojnej, określając je jako działanie samobójcze, prowadzące do unicestwienia kraju, narodu i jego dziedzictwa. Można więc zapytać: po co wywołano powstanie, czy był w tym jakikolwiek sens?

CZYTAJ DALEJ

Mężczyźni muszą powiedzieć przed badaniem, czy są w ciąży

2024-08-14 06:57

[ TEMATY ]

Wielka Brytania

junior

ideologia

mężczyzna w ciąży

rentgen

inkluzywność

Adobe Stock

Mężczyzna w ciąży? Takie pytanie zadaje się panom w Wlk. Brytanii

Mężczyzna w ciąży? Takie pytanie zadaje się panom w Wlk. Brytanii

Pamiętacie film Junior? To ta produkcja z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej, który grając naukowca zmuszonego różnymi okolicznościami do eksperymentowania na sobie, nieoczekiwanie zachodzi w ciążę. Jak się okazuje absurdalna fikcja filmowa może mieć ciąg dalszy w rzeczywistości. Według doniesień medialnych, mężczyźni w Wielkiej Brytanii "uciekają" z wizyt w gabinetach rentgenowskich w gniewie z powodu pytania o to, czy... są w ciąży.

Jak podał portal The Telegraph, tak zwane "inkluzywne" wytyczne zostały zainspirowane pewnym incydentem. Kobieta, która przedstawiła się jako mężczyzna, wykonała tomografię komputerową. Okazało się, że jest w ciąży, o czym miała wcześniej nie wiedzieć, tym samym narażając swoje dziecko na niebezpieczne promieniowanie.

CZYTAJ DALEJ

Woj. podlaskie: Tragedia w drodze powrotnej z pielgrzymki. Matka i syn zginęli w wypadku

2024-08-14 18:33

[ TEMATY ]

pielgrzymka

wypadek

OSP KSRG Stara Rozedranka

Tragedia w drodze powrotnej z pielgrzymki na Jasną Górę. 42-latka i jej 10-letni syn zginęli po tym, jak kierowane przez kobietę BMW zderzyło się czołowo z ciężarówką. Do wypadku doszło we wtorek w okolicy miejscowości Wierzchłowce (woj. podlaskie).

Dwie osoby zginęły w wypadku dwóch aut, do którego doszło we wtorek po południu na drodze krajowej nr 19 na odcinku Sokółka - Białystok - poinformowała podlaska policja. Droga jest zablokowana, policja kieruje na objazdy przez Korycin.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję