Urodziłam się w roku 1942, okresu wojny nie pamiętam, znam tylko z opowiadań rodziców i sąsiadów. Pochodzę ze wsi Niżatyce koło Kańczugi. Mój dom rodzinny stał w środku wsi, był otoczony ładnym ogrodem. Rodzina mojego ojca mieszkała tam od pokoleń. Rodzice żyli w zgodzie z sąsiadami i mieszkańcami wsi. Ojciec był osobą szanowaną.
To właśnie na progu tego domu w 1941 r. stanął 11-letni chłopiec i prosił o pracę i schronienie. Przedstawił się nazwiskiem i imieniem polskim. Rodzice o nic nie pytając, pozwolili mu zostać. Przypuszczali oni, podobnie jak wiele innych osób we wsi, że jest to dziecko narodowości żydowskiej. Wkrótce okazało się to prawdą. Pomimo że za pomoc Żydom groziła kara śmierci, decyzji swojej nie zmienili. W tym czasie w domu mieszkali moi rodzice, dwie siostry – 7- i 6-letnia, babcia oraz brat ojca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Matka od początku traktowała chłopca jak swoje dziecko, przydzielając mu również obowiązki jak i innym domownikom. Często bawił się z moimi siostrami i ze mną.
Przygarnięty chłopiec był w domu rodziców do zakończenia wojny. Potem zamieszkał w Rzeszowie. Wspólnie z żoną i synami odwiedzał moich rodziców. Chłopcy zwracali się do mojej mamy „babciu”.
Reklama
Po wojnie rodzice z naszą pomocą prowadzili tzw. gospodarstwo kułackie. W 1964 r. matka rozpoczęła w szpitalu w Rzeszowie mocno spóźnione leczenie na gościec postępujący. W tym czasie już praktycznie nie mogła chodzić. W czasie pobytu matki w szpitalu, tuż przed żniwami, ojciec dostał zawału serca i zmarł. Ja byłam najstarsza w domu i nagle zdałam sobie sprawę, w jak trudnej znaleźliśmy się sytuacji: ciężko chora matka, dwie piętnastoletnie siostry bliźniaczki oraz ja i mój młodszy brat studiujący w odległych miastach. Do swojej śmierci ojciec wszystko to dźwigał na swoich barkach.
Pogrzeb ojca prowadził ksiądz dziekan Józef Pęcherek, proboszcz parafii w Kańczudze. Uroczystość wyglądała jak duża manifestacja, wzięło w niej udział wiele osób z naszej wsi i okolicy. Wtedy zobaczyłam, jak wielu ludzi znało i szanowało naszego ojca.
Przygarnięty chłopiec zachował się jak członek rodziny i wiele nam pomógł przy organizacji pogrzebu. Powiadomił matkę o śmierci ojca, zabezpieczył niezbędny transport swoim samochodem. Na pogrzebie był wraz z całą swoją rodziną i złożył piękny wieniec na grobie. Po śmierci ojca ja i moje młodsze rodzeństwo staraliśmy się szybko usamodzielnić, aby gospodarstwo cały czas funkcjonowało. Na miejscu starego drewnianego domu stoi nowy, murowany. Na miejsce starych sąsiadów przyszli nowi i tylko ta urodzajna ziemia została ta sama.
Cztery lata później, w 1968 r. równie nagle zmarła nasza matka. Moje kontakty z nim ustały w jakiś czas przed śmiercią matki.
W 1994 r. rodzice otrzymali Medal Sprawiedliwi wśród Narodów Świata.
17 marca 2016 r. z okazji otwarcia Muzeum Polaków Ratujących Żydów w Markowej moi rodzice zostali odznaczeni pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski przez Prezydenta RP.