NATALIA JANOWIEC: – 6 lat temu w katastrofie rządowego Tu-154M, 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem zginął Pana ojciec. Jak wyglądał tamten dzień?
Reklama
WOJCIECH ZAJĄC: – Mimo że od katastrofy minęło już sporo czasu, doskonale pamiętam tamten dzień. Leniwy sobotni poranek, więc zostaliśmy dłużej niż zwykle w łóżku i spędzaliśmy czas z synem Karolem, czytaliśmy wierszyki Brzechwy, śpiewaliśmy piosenki. Ale ileż było można, tym bardziej, że zbliżała się godzina transmisji z uroczystości związanych z 70. rocznicą Zbrodni Katyńskiej. Wstaliśmy, włączyłem telewizor i dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłem akurat na ten moment, kiedy pojawiła się informacja, że są kłopoty z lądowaniem prezydenckiego samolotu w Smoleńsku.
Doskonale wiedziałem, że na pokładzie był ojciec. Pobiegłem do kuchni, do żony i powiedziałem, że prawdopodobnie w Smoleńsku rozbił się samolot. Na pytanie, czy jednak leciał, odpowiedziałem tak. Złapałem za telefon, zadzwoniłem do mamy i zapytałem, czy wie, co się stało. – Tak... rozbił się samolot, ojciec był na pokładzie, czekamy... – powiedziała. Tysiące myśli przelatywało przez głowę. Wiadomo było, że to katastrofa lotnicza... chociaż nadzieja umiera ostatnia. W kolejnych minutach odbierałem dziesiątki telefonów, sam również dzwoniłem, m.in. do cioci Hani do Niemiec, siostry ojca z tą przerażającą informacją. Chociaż, jak sądzę, nie widać było tego po mnie, byłem zdruzgotany.
– Czy uczestniczył Pan w identyfikacji ciał ofiar?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Jak wszyscy wiemy, identyfikacja ciał ofiar katastrofy odbywała się w Moskwie. Od razu, wspólnie, w gronie rodzinnym podjęliśmy decyzję, że do Moskwy poleci moja mama ze swoim bratem Jerzym Sołtysem. Mało osób zna ten fakt, ale moja żona była w zaawansowanej ciąży. 9 dni po katastrofie urodziła się moja córka Konstancja, nie mogłem jej zostawić. Dziadek nie zdążył poznać wnuczki, ale jedną z jego ostatnich decyzji był wybór dla niej imienia. Zawsze to będzie jego Kosia.
– Czy po wyglądzie ciał można było dojść do wniosku, że doszło na pokładzie do wybuchu?
– Tak jak wspomniałem wcześniej, nie brałem udziału w identyfikacji ciał ofiar katastrofy. Nie chcę przesądzać w tej kwestii, nie jestem tutaj specjalistą. Z drugiej strony zaniedbania i błędy dotyczące chociażby samych sekcji zwłok w brutalny sposób obnażyły słabość naszego państwa w tym okresie. Mimo iż upłynęło sporo czasu, wiążę pewne nadzieje ze wznowieniem prac nowej komisji smoleńskiej. Wśród jej członków jest m.in. prof. Michael Baden – wybitny specjalista medycyny sądowej ze Stanów Zjednoczonych, którego wiedza i doświadczenie będą miały istotne znaczenie również nawiązując do treści pytania.
Reklama
– Zna Pan sporą część sceny politycznej. Co wyróżniało Pana ojca spośród innych polityków?
– To, z czym się spotykam uczestnicząc w różnego rodzaju spotkaniach, uroczystościach w związku z moją pracą w samorządzie, to dziesiątki ciepłych słów, wspomnień dotyczących ojca. Momentami sam jestem zaskoczony, kiedy osoba składa fakty: Wojciech Zając – Stanisław Zając, ojciec – syn, i w konsekwencji mam okazję wysłuchiwać pięknych świadectw o kontaktach ojca, dziesiątkach spraw, które udało się załatwić, miejsc, w których bywał. Zawsze wtedy spotykam się z dużą życzliwością i wsparciem również dla mojej osoby. Co go wyróżniało? Na pewno to, że umiał wsłuchać się w głos każdego człowieka i w miarę swoich możliwości,wiedzy, doświadczenia zawsze starał się pomóc. Do tego cechy, które wyniósł z rodzinnego domu, ze Święcan – cierpliwość i pokora.
– W jaki sposób pielęgnuje Pan pamięć o ojcu?
Reklama
– Już w 2010 r. w Jaśle powołaliśmy Stowarzyszenie im. Senatora Stanisława Zająca dla upamiętnienia w przestrzeni publicznej jego osoby, w szczególności życia, działalności zawodowej, publicznej oraz społecznej. Konsekwentnie realizujemy te cele, organizując m.in. Bieg Pamięci Senatora Stanisława Zająca. Wspierając wydarzenia kulturalne, naukowe, staramy się również zabierać głos w debacie publicznej w ważnych tematach.
Z drugiej strony moja rola jako ojca – opowiedzenie historii dziadka moim dzieciom i mimo że nie ma go dzisiaj z nami, stała pamięć o nim. I wreszcie w mojej działalności publicznej traktowanie jego osoby, jako wzoru do naśladowania z nadzieją, że byłby dumny z tego, co robię.
– Gdy po 6 latach patrzy Pan na sposób wyjaśniania tragedii, wierzy Pan, że kiedyś poznamy prawdę?
– Tyle gorzkich słów ciśnie się na usta, że pewnie wystarczyłoby treści na kolejną rozmowę. Jedno trzeba powiedzieć na pewno – państwo polskie wyjaśniając katastrofę smoleńską, nie zdało egzaminu. Jak już wspominałem wcześniej, mam pewne nadzieje w związku ze wznowieniem prac komisji smoleńskiej, jednak z drugiej strony jestem realistą i wiem, że nie nastąpi to z dnia na dzień. Wierzę jednak, że kiedyś wszyscy poznamy prawdę o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.