Dla wielu bowiem życie w XXI wieku nie licuje z problemem bezdomności bezwładnie wychodzącej na ulice, dworce czy inne miejsca w przestrzeni publicznej. Przecież nie o taki new look świata chodzi ludziom nowoczesnym, ambitnym, silnym, odnoszącym sukcesy zawodowe i osobiste. A jednak bezdomność wydaje się mieć jeszcze inny, szerszy, wymiar dla ludzkiej egzystencji, niż formalna definicja mówiąca o braku dachu nad głową i kryzysowej sytuacji życiowej.
BEZ(DOM)NY
Reklama
Bezdomny to zazwyczaj żebrak z pooraną, napuchniętą twarzą alkoholika, brudny, głodny, śmierdzący. W gruncie rzeczy odrażający wizualnie, a do tego z problemami – uzależnieniami dyskwalifikującymi go społecznie. Więc jakoś naturalnie odwracamy od niego wzrok, odganiamy kłopotliwe myśli o potencjalnej potrzebie pomocy. Refleksję nad sensem ludzkiego życia szybko zatapiamy w wartkim nurcie własnych i jedynie ważnych problemów dnia codziennego. To wygląda trochę jak naturalna reakcja obronna. W konsekwencji prowadzi ona jednak do budowy solidnych murów, precyzyjnie odgradzających nas od tzw. innych ludzi i ich słabości. Są one w gruncie rzeczy również naszym udziałem, ale to sprawa delikatna, raczej wstydliwa i dopóki sama nie wypłynie, traktowana jako nieobecna. Nasiąknęliśmy bowiem ideologią silnych, pięknych i zdrowych. Oni zawsze zwyciężają, odnoszą sukcesy, często nawet spektakularne, nawet jeśli później rozpływają się w atmosferze ogólnego zapomnienia. Póki mają zapał, mają cel, a nawet sami uświęcają środki służące do jego osiągnięcia. Reszta wydaje się nieistotna (przynajmniej do czasu, sic! ). A słabi? Cóż, oni... już przegrali, nie liczą się w tym świecie. Nie mają przecież nic, ani imienia, ani rodziny, ani dachu nad głową, ani ...DOMU. To oni są prawdziwie bezdomni. Pogubili się w życiu. Nie mają już nadziei. Ale czy tylko oni?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
DOM – moje błogosławieństwo
W każdym wieku DOM jest sercem ludzkiego życia. Relacje, ciepło, wytchnienie, dobro, wsparcie, obecność, zapach świąt, dobre słowo, bliscy, bezpieczeństwo... To tylko niektóre, choć najczęstsze skojarzenia i marzenia związane z DOMEM. Jaki by nie był, jest tą cząstką we mnie, bez której trudno ułożyć puzzle mojego życia w logiczną całość. DOM chcemy mieć, tworzyć go z ludźmi, których kochamy. Często również faktycznie zbudować, aby służył ludziom, naszym bliskim, przyjaciołom, znajomym i tym wszystkim strudzonym, którzy zapukają do drzwi. Do DOMU się wraca, choćby tylko myślami czy wspomnieniami, bo to ważne miejsce na świecie. DOM nas kształtuje, uczy życia, odciska ślad, który rzutuje na naszą przyszłość. DOM jest błogosławieństwem dla człowieka. Tu dowiaduję się, kim jestem, dokąd zmierzam, jaki sens ma moje życie, że jestem naprawdę ważny i potrzebny. Stąd brak DOMU jest tak ogromną wyrwą w ludzkiej osobowości, której skutkiem może być bezdomność sensu stricte – życiowa nieporadność, bezwład ludzkiej egzystencji na ulicy w totalnym upodleniu. Zawsze znakiem rozpoznawczym jest brak nadziei. Z takiej bezdomności trudno wyjść, choć tyle środków (publicznych i prywatnych) przeznacza się na ten cel. Tu potrzebna jest pomoc naprawdę Silnego Przyjaciela. Jednak na uchwycenie wyciągniętej Dłoni Bożej Opatrzności nie zawsze starcza człowiekowi sił i odwagi.
„OTO CZYNIĘ WSZYSTKO NOWE” (Ap 21, 5)
Dlatego potrzeba pomocy ludzi miłosierdzia, którzy mają odwagę nakarmić, nie brzydzą się umyć, znajdą czas, aby porozmawiać, zwyczajnie pobyć. Wiedzą, że kiedyś zabrakło tym ludziom DOMU. Osamotnieni i bezradni stali się łatwym łupem dla odwiecznego wroga człowieka. Bez naszej pomocy nie usłyszą radosnego Alleluja, nawet jeśli całe noce „czuwają” w kaplicy wieczystej adoracji. Intuicyjnie przychodzą do DOMU, ale zasklepieni w swojej samotności korzystają tylko z części oferty miłosierdzia – darmowego noclegu.
W Roku Miłosierdzia papież Franciszek szczególnie zachęca nas do rozszerzenia wyobraźni miłosierdzia, aby z jeszcze większą odwagą i nadzieją budować naszą codzienną rzeczywistość. Wszędzie tam, gdzie żyjemy, są ludzie potrzebujący – bez(dom)ni. Może jeszcze mają dach nad głową, a problemy ludzkiej codzienności nie zacisnęły się w gordyjskich węzłach? Może jest jeszcze szansa, aby troskliwe spojrzenie na ludzką biedę i pomocna dłoń uchroniły przed życiową tragedią totalnej bezdomności. Potrzebujemy siebie nawzajem. I każdy z nas może ofiarować swoją pomoc drugiemu. To może być uśmiech, obecność w chorobie, troska o zakupy, modlitwa, dobre słowo, błogosławieństwo, jałmużna, a nade wszystko spojrzenie niosące chrześcijańską nadzieję. Może warto spojrzeć na osoby bezDOMne inaczej niż dotychczas. Pamiętając, że Zmartwychwstały Chrystus „czyni wszystko nowe, a pragnącemu darmo da pić ze źródła wody życia” (por. Ap 21,5-6). Przywróćmy tym najbardziej potrzebującym godność człowieka w świadomości społecznej. Wszyscy przecież zdążamy do Domu Ojca, gdzie każdy znajdzie dobre miejsce dla siebie. Byleby nie zgubić azymutu na krętych drogach życia. Dołóżmy swoją cegiełkę do DOMu zarówno dla naszych bliskich, jak i tych, którzy na pierwszy rzut oka wydają się tak dalecy jak miliony lat świetlnych. Niech to stanie się naszym wielkanocnym postanowieniem w Świętym Roku Miłosierdzia.