Przy okazji okrągłej – 10. rocznicy otwarcia krakowskiego Okna Życia odbyła się uroczystość, w ramach której była okazja do refleksji i podsumowań dotyczących istnienia miejsc stanowiących dla zdesperowanych matek ostatnią deskę ratunku. Były więc przemówienia wygłaszane przez zaproszonych na wydarzenie gości – w tym m.in. kard. Stanisława Dziwisza, rzecznika praw dziecka – Marka Michalaka i dyrektora krakowskiej Caritas – ks. Bogdana Kordulę, było świętowanie niezwykłych urodzin i typowy na takie okazje słodki tort. Jednak największe zainteresowanie zebranych, w tym mediów, wzbudzała rodzina, która wychowuje dwoje dzieci pozostawionych w Oknach Życia.
Decyzja nie była łatwa
O rodzinie tej dowiedziałam się już wcześniej, podczas rozmowy z s. Esterą Smok, kierownikiem ośrodka przy ul. Przybyszewskiego. Nazaretanka opowiadała, że czasem przyjeżdżają pod Okno Życia i pokazują swym dzieciom to miejsce. – Z tego, co wiem, to oni zaadoptowali niemowlęta, które pozostawiono w Oknach Życia, jedno – w naszym, a drugie – w innym – mówiła s. Estera. Podkreślała piękną postawę tych rodziców, którzy nie ukrywają przed dziećmi ich historii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
To podczas rozmowy z s. Esterą pomyślałam, że byłoby cudownie ich poznać. Szybko jednak odrzuciłam pomysł, wychodząc z założenia, że dobro tych dzieci, tej rodziny, jest cenniejsze niż najciekawszy artykuł. Toteż byłam mocno zaskoczona informacją, że rodzina będzie gościem urodzin najstarszego w Polsce Okna Życia. Ale już w trakcie spotkania zrozumiałam sens jej obecności, a także doceniłam mądrość i otwartość państwa Aleksandry i Daniela (ustalono, że media nie podadzą ich nazwiska) – małżeństwa, które przed kilkoma laty zdecydowało się na adopcję dzieci – najpierw Oliwii, a później Maciusia.
Rodzice przyznali, że decyzja o adopcji nie należy do łatwych. – Jednakże mieliśmy wsparcie Ośrodka Adopcyjnego „Dzieło Pomocy Dzieciom”, znajdującego się w Krakowie przy ul. Rajskiej – mówi pan Daniel. Podkreśla, że zawsze mogli i mogą liczyć na pomoc psychologiczną oraz prawną tej instytucji, i zauważa: – Decyzja, która początkowo wydaje się trudna, po pewnym czasie okazuje się łatwa. Traktujemy te adoptowane dzieci jak swoje własne. Nie ma czegoś takiego, że one są inne. Mieliśmy też wsparcie ze strony rodziny, która nasze dzieci i pomysł zaakceptowała. Pani Aleksandra dodaje: – To, że Oliwka i Maciuś są z Okien Życia, nie ma większego znaczenia. Myślę, że dla kogoś, kto chce mieć dzieci, chce je adoptować, to nie jest istotne, czy one są z Okna Życia, czy np. z rodziny zastępczej.
Człowiek wie od razu
Reklama
Z rozmowy z rodzicami wynika, że dobrze pamiętają chwile, kiedy dzieci pojawiły się w ich życiu. – Tego się nie zapomina przez całe życie – przyznaje pan Daniel, który zapamiętał, że Oliwka była bardzo maleńka i gdy ją zobaczyli, znajdowała się w szpitalu, w inkubatorze. Wspomina: – To była taka kruszyna, że nie wiedziałem, jak wziąć ją na ręce. Miałem świadomość, że na to maleństwo trzeba szczególnie uważać, że trzeba nad nim czuwać. Mama dzieci dodaje, że z kolei Maciuś, choć też drobny i malutki, był znacznie starszy, bo miał już kilka miesięcy i przebywał w rodzinie zastępczej. Rodzice mówią, że dzieci były spokojne. Przekonują, że z miłością do dzieci jest tak jak z zakochaniem. – Jak się spojrzy na takie maleństwo, to człowiek od razu wie, że to jego dziecko – wyznaje, uśmiechając się, pani Aleksandra.
Podczas urodzinowego spotkania Aleksandra i Daniel kilkakrotnie podkreślali, że są normalną rodziną, jakich w Polsce wiele, a ich dzieci nie różnią się od innych. Tata Oliwii i Maciusia przekonywał: – Żyjemy jak każda zwyczajna polska rodzina. Pracujemy, wychowujemy dzieci, które podobnie jak inne czasem płaczą, czasem się kłócą, a innym razem oglądają bajki... O Oliwii, która uczęszcza już do szkoły, rodzice mówią, że uczy się dobrze, ale trzeba pilnować, aby odrabiała lekcje. Pani Aleksandra podkreśla, że córka opanowała umiejętność czytania, co sprawia jej przyjemność, toteż chętnie sięga po książki. O synku mówi: – Maciek jest w ogóle bardzo dobrym, uczuciowym dzieckiem. Potrafi podejść, wyściskać mnie, wycałować, nawet po rękach, i powiedzieć, że mnie kocha najbardziej na świecie...
Reklama
Gdy dopytuję, skąd pomysł, aby przychodzić z dziećmi do Okna Życia, aby mówić im o miejscu, gdzie zaczyna się ich historia życia, pan Daniel wyjaśnia: – Budujemy naszą rodzinę na prawdzie. Dlatego maluchy muszą wiedzieć, że pochodzą z Okna Życia, że nie są naszymi biologicznymi dziećmi. Gdybyśmy je okłamywali i prawda wyszłaby na jaw później, gdyby się dowiedziały np. w szkole od koleżanki czy od kolegi, to wówczas całe to nasze budowanie rodzinnej wspólnoty ległoby w gruzach w ciągu jednego dnia czy nawet godziny. Tymczasem nasze dzieci znają swoją historię, wiedzą, że my jesteśmy ich rodzicami z wyboru, że zdecydowaliśmy się dać im dom, stworzyć rodzinę, wychować, że je pokochaliśmy...
Nie mają obaw
Rodzice potrafią też dostrzec dobre strony historii swych dzieci. Pani Aleksandra zauważa: – Okno Życia daje nam ten komfort, że nie znamy wcześniejszej sytuacji rodziców biologicznych naszych dzieci. Zaczynaliśmy życie z nimi na zasadzie czystej kartki. Nie mamy żadnych obaw, że kiedyś nasze dziecko może dziedziczyć taką czy inną chorobę, ponieważ nie wiemy nic o ich biologicznych rodzicach i na co dzień nie staramy się o tym myśleć. Nie znamy przeszłości naszych dzieci i, co istotne, ta wiedza nie jest nam do niczego potrzebna (uśmiech).
Pani Aleksandra widzi też plusy oswajania Oliwki i Maciusia z Oknem Życia. – Dzieci całkiem fajnie to odbierają, bo one wiedzą, że te okna służą czemuś dobremu. Oliwka już się tym interesuje i jeśli w mediach pojawiają się jakieś informacje na ten temat, to ona wie, że to miejsce służy czemuś dobremu – podkreśla mama dwójki dzieci, po czym stawia pytanie: – Dlaczego nie mielibyśmy ich tutaj zabierać, nie mielibyśmy im pokazywać tego miejsca i uświadamiać im już teraz, że to faktycznie idea, która służy czemuś dobremu?
Podczas wspomnianej uroczystości Oliwka i Maciuś byli bardzo grzeczni. Chyba nawet onieśmieleni szumem telewizyjnych kamer, ciągłym fotografowaniem. Dzieci ze stoickim spokojem znosiły zainteresowanie, jakie dorośli wykazywali ich obecnością. Gdy zapytałam Aleksandrę i Daniela, co sprawiło, że pokazali swą rodzinę i opowiedzieli o niej, wyznali, że decyzję podjęli sami, ale była to także odpowiedź na prośbę dyrektor ośrodka, za pośrednictwem którego adoptowali dzieci. Pan Daniel: – Pani dyrektor prosiła, żebyśmy przyjechali i dali świadectwo. Sami również czujemy wewnętrzną potrzebę, aby o tym opowiedzieć. My także uważamy, że Okna Życia są potrzebne, że ratują życie, a więc należy o nich mówić dobrze i głośno.