Urodziłem się w Cieszynie, ale wiele lat mieszkałem we Francji, w Paryżu. Tam się wychowałem. Tam chodziłem do kościoła. Tam służyłem długi czas jako ministrant na Mszach św. odprawianych w novus ordo, czyli posoborowej. Nasza grupa liczyła 18 osób – zaczyna swoją opowieść Remigiusz Cyganek. Kochał liturgię i służbę, ale nie spodziewał się, że wkrótce jego oddanie zostanie wystawione na ciężką próbę. – Próbowaliśmy prężnie działać w parafii, ponieważ zależało nam na pięknie liturgii, na tym, by służyć Bogu przy ołtarzu. To nie spodobało się miejscowemu biskupowi. Dał nam nowego proboszcza, a ten uznał, że ministranci nie są mu potrzebni. Wskutek tego młodzi ludzie się rozproszyli, a co gorsza – oddalili od Kościoła. Ja też, chociaż nie straciłem wiary, na jakiś czas odsunąłem się od Kościoła – mówi Remigiusz.
Trydencki chrzest – przełomem
Reklama
Remigiusz znalazł pracę we Francji. Zajmował się prowadzeniem sklepu. Kościół nie był już dla niego tak bliski, jak za czasów posługi ministranckiej. Do momentu, kiedy pewnego dnia znajomy zaprosił go na chrzest swojego dziecka. – To było jakieś 7 lat temu. Mój znajomy, który uczestniczył w Mszach św. w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego (NFRR), zaprosił mnie na chrzest, ale co najciekawsze, to był chrzest w starym rycie. Poszedłem zobaczyć z ciekawości, jak taka liturgia wygląda. Zdziwiło mnie to, co zobaczyłem, ale i zaciekawiło. Tamten chrzest inaczej przebiegał, niż ten, jaki znamy w liturgii posoborowej. Ceremonia rozpoczynała się na zewnątrz kościoła. Potem wchodziliśmy do świątyni, kapłan modlił się po łacinie. Mszę św. odprawiał w Klasycznym Rycie Rzymskim. Ujął mnie śpiew gregoriański i cisza, która pozwalała się chwilę pomodlić, zastanowić nad różnymi sprawami. Wówczas zrozumiałem, co to jest Msza św.: że to nie tylko wspólna modlitwa, zgromadzenie ludu Bożego, ale to jest ofiara. Zrozumiałem, że na każdej Mszy św. jesteśmy na Golgocie. Zrozumiałem, że tu nie ma miejsca na żarty, zabawę, ludzką twórczość, ale dla nas chrześcijan Msza św. jest tym, co mamy najcenniejszego – wspomina Remigiusz. – Właściwie ta liturgia św. była przełomowa w moim życiu – sprawiła, że na nowo zbliżyłem się do Boga i wróciłem do Kościoła. Codziennie dziękuję Bogu za chrzest, który przecież jest początkiem życia chrześcijańskiego...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Szyją na wzór przykładu naszych przodków
Dwa lata temu Remigiusz wrócił do Polski. Zamieszkał w Cieszynie. W Puńcowie założył rodzinną pracownię szat liturgicznych „Solemnis” wykonującą szaty tylko z naturalnych, najwyższej jakości, tkanin. – W XVII-wiecznym kościele w Paryżu widziałem w szafach multum starych pięknych ornatów. Ciekawiło mnie, dlaczego one były inne od tych używanych współcześnie, miały inny krój, materiał... – wspomina po latach. – Zauważmy, że współcześnie 90% produkowanych ornatów, alb czy komży wykonywanych jest maszynowo z poliestru, czyli po prostu z „plastiku”. To ma dwie zalety – jest to tanie i nie wymaga dużych nakładów pracy. A ja chciałem zaproponować coś innego, coś, co szczególnie wyrażałoby miłość do Boga i piękna liturgii Kościoła. Zastanawiałem się, czy dałoby się wykonywać szaty liturgiczne z naturalnych tkanin i czy byłoby zapotrzebowanie. Okazało się, że zapotrzebowanie jest i w Polsce, i na całym świecie. A że Polska, obok Włochów, produkuje najwięcej szat liturgicznych, więc po latach postanowiłem założyć własną firmę, która wróci do tradycji i będzie szyć ornaty na wzór przykładu naszych przodków w Kościele – podkreśla Cyganek.
Dziś jego pracownia szyje ornaty i bieliznę ołtarzową, które są wysyłane na cały świat. Do wykonania szat stosują głównie jedwab, ale szyją też z lnu i bawełny. – Miałem trudności, aby znaleźć wysokiej jakości naturalne tkaniny. Poszukiwałem je po całej Europie. Te szaty nie są tanie, bo wymagają wiele pracy i wykonujemy je z najwyższej jakości tkanin – podkreśla Cyganek, dodając że potrzeba tygodnia pracy, aby uszyć najprostszy komplet.
Piękno Mszy św.
Prowadzenie firmy rodzinnej, to nie jedyne zajęcie, któremu oddaje się Remigiusz Cyganek dla Bożej chwały i piękna liturgii. – Wewnętrznie mam poczucie sacrum, piękna, także muzycznego. Razi mnie to, że widzę wszędzie plastik. I razi mnie to, gdy słyszę na Mszy św. pieśni o poziomie piosenki biesiadnej. Gdy odkryłem tę liturgię trydencką w Paryżu, odkryłem w niej pewnego rodzaju spokój, ciszę, ale i piękno śpiewu – podkreśla. Gdy wrócił do Polski, poznał wikariusza parafii św. Jerzego w Cieszynie, ks. Marcina Wróbla – kapłana zafascynowanego liturgią w NFRR. W maju 2014 r. założyli scholę gregoriańską „Una Voce” przy parafii św. Jerzego. A że Remigiusz ma wykształcenie muzyczne, zgodził się kierować scholą. – Śpiewamy części zmienne, czyli chorały gregoriańskie, a także polifonie m.in. renesansowe i barokowe. Te piękne kompozycje przez wieki powstały nie po to, aby zabrzmiały podczas koncertów, ale właśnie podczas liturgii. Właściwie wracają one na swoje miejsce – podkreśla i dodaje: – W listopadzie ub.r. śpiewaliśmy w kościele św. Marii Magdaleny w Cieszynie podczas Mszy św. żałobnej w NFRR za Piastów Cieszyńskich. Pamiętam, że pojawił się tam człowiek, który poprosił ks. Marcina o chrzest dziecka w rycie trydenckim. W pierwszą niedzielę stycznia ks. Marcin ochrzcił to dziecko przez rozpoczęciem Mszy św. w NFRR – wspomina Cyganek. Jednocześnie zaprasza do parafii św. Jerzego w Cieszynie na najbliższą Mszę św. w NFRR w Niedzielę Miłosierdzia Bożego 3 kwietnia o godz. 15. i w każdą pierwszą niedziele miesiąca: – Właściwie to jest Msza św. dla ludzi, którym się nie spieszy. To nie jest Msza św. dla elit, ale dla każdego – ona wzbudza pobożność i jest bogata w gesty, które zrozumie nawet najprostszy człowiek. Osoba, która była pierwszy raz na Mszy św. trydenckiej, niedawno mówiła: „Czułem, że to wszystko jest dla Pana Boga. I oto właśnie chodzi: kapłan, razem z nami zwrócony do Krzyża, Bogu oddaje za siebie i za nas Najświętszą Ofiarę, ofiarę Chrystusa na krzyżu”...