Reklama

Organy w kościołach regionu głogowskiego i dekanatu wschowskiego

Ocalić od zapomnienia

W styczniu na rynku wydawniczym ukazała się książka ks. dr. Aleksandra Walkowiaka pt. "Organy w kościołach regionu głogowskiego i dekanatu wschowskiego". Z autorem książki rozmawia Waldemar Hass.

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 8/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Waldemar Hass: - Skąd pomysł napisania książki poświęconej historii organów?

Ks. dr Aleksander Walkowiak: - W latach 60. ubiegłego wieku, kiedy byłem jeszcze alumnem, na seminarium z muzyki kościelnej profesor zlecił mi przygotowanie pracy poświęconej historii organów w dekanacie legnickim. Bardzo mi się ten temat spodobał, choć wymagał on wiele pracy związanej z opisaniem każdego instrumentu, np. czasem z braku danych (daty powstania, nazwy pracowni itp.) musiałem po prostu wchodzić do wnętrza większych organów. Oczywiście trzeba było też dotrzeć do każdego kościoła osobiście. Ostatecznie w mojej pracy magisterskiej znalazły się opisy 31 tych niezwykłych instrumentów. Teraz, kiedy jestem już na emeryturze, mając dużo wolnego czasu, nie chciałem go marnować i wpadłem na pomysł, żeby opisać organy z kościołów Głogowa i najbliższego rejonu, zakładając przy tym od razu, że będzie to praca obszerniejsza niż ta napisana wcześniej. Ostatecznie, oprócz ziemi głogowskiej, uwzględniłem jeszcze dekanat wschowski. Łącznie opisałem 92 kościoły wraz ze znajdującymi się tam organami lub też tymi, które kiedyś istniały, gdyż 32 instrumenty opisane przeze mnie nie dotrwały do naszych czasów.

- Ile czasu trwało przygotowanie tej książki?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Zbieranie materiałów zajęło mi dwa lata. Dużo czasu pochłonęły wyjazdy. Do każdego z tych kościołów chciałem dotrzeć osobiście, obejrzeć i opisać instrument, sfotografować go, porozmawiać z proboszczem, organistą, czasem z miejscową ludnością. Nie zawsze udało mi się to wszystko za pierwszym razem, czasami musiałem jeździć po dwa, trzy razy...

- Wśród opisanych przez Księdza instrumentów, znalazło się kilka prawdziwych pereł...

- Tak. Są wśród nich instrumenty zasługujące na szczególną uwagę. Przede wszystkim najstarsze opisywane przeze mnie organy z kościoła pw. św. Jana Chrzciciela w Kurowie Wielkim. Pochodzą one z przełomu XVII i XVIII wieku, dokładnej daty ich powstania niestety nie znamy, podobnie jak mistrza, który je wykonał. Ten niewielki, sześciogłosowy instrument, niestety już dziś nie działa...
Następne organy, na które wskazałbym jako warte szczególnej uwagi, to powstały w 1734 r. 25-głosowy instrument znajdujący się w kościele pw. Bożego Ciała (dziś pw. św. Mikołaja) w Głogowie. Choć organy te były kilka razy przebudowywane i upiększane, to jednak zachowało się wiele oryginalnych części dawnego mechanizmu. Kolejnymi instrumentami z grona najstarszych i mających szczególną wartość są 16-głosowe organy z klasztoru franciszkanów ze Wschowy, zbudowane w roku 1752 oraz niezwykle cenne (zachowała się bowiem ich oryginalna traktura i piszczałki) 13-głosowe organy z kościoła pw. św. Marii Magdaleny z Nowego Miasteczka, pochodzące z 1790 r. Wszystkie są czynne do dziś.

- Te stare instrumenty mają nie tylko bogatą historię, ale też niepowtarzalne brzmienie...

Reklama

- Powiedzmy sobie szczerze, że najnowocześniejsze nawet elektroniczne organy nie zastąpią tradycyjnych instrumentów. A nawet współcześnie wykonane organy metodą tradycyjną nie zachwycają już swoim brzmieniem, tak jak stare instrumenty. Pamiętajmy, że mistrz, który budował organy, który wytwarzał poszczególne piszczałki, posługiwał się technologią znaną tylko sobie. Większość jego pracy okryta była tajemnicą. Dlatego piękno brzmienia starych organów jest dziś nie do odtworzenia we współczesnych warsztatach, gdyż dawni mistrzowie zabrali tajniki swojego rzemiosła do grobu... My możemy zachwycać się jedynie brzmieniem tych instrumentów, które ocalały, dlatego tak ważna jest też troska o ich dalszy los.

- Czy zgodzi się Ksiądz Doktor z opinią, że tak wspaniałe instrumenty jak kościelne organy, często o bardzo bogatych dziejach, nie leżą jednak zbyt często w obszarze zainteresowań historyków, może za wyjątkiem najsłynniejszych instrumentów z Oliwy czy Leżajska?

Reklama

- To bardzo ważne pytanie. Analizując historię kościołów w naszym regionie, znajdowałem opisy wyposażenia poszczególnych świątyń, począwszy od ołtarzy, a skończywszy na ławkach, oczywiście była też dokumentacja dotycząca wszystkich przedmiotów związanych ze sprawowaniem świętej liturgii - co, rzecz jasna, jest zrozumiałe i jak najbardziej zasadne. Ale wielu historyków, zwłaszcza opisujących dzieje kościołów w mniejszych miejscowościach, nie mówiąc już o wsiach, jakby wcale nie dostrzegała istnienia organów. Podam konkretny przykład: niemiecki historyk Herman Hoffman, który zmarł w 1974 r., wielki przyjaciel Polaków, w swojej pracy naukowej dokonał niezwykle skrupulatnego opracowania historii około 200 kościołów znajdujących się na tych ziemiach. Opisał praktycznie rzecz biorąc każdy drobiazg z wyposażenia, a o organach nie wspomniał ani razu... Przy okazji warto też wyraźnie zaznaczyć, że czasami badając wyposażenie kościoła i oceniając jego historyczną oraz materialną wartość, okazuje się, że cały znajdujący się w świątyni sprzęt i wystrój nie jest tyle wart, co znajdujące się w niej organy! Przykłady na to można znaleźć już w najbliższej okolicy Głogowa...

- Czy można użyć takiego sformułowania, iż brzmienie organów jest tym dla muzyki kościelnej, czym chorał gregoriański dla śpiewu liturgicznego?

- Oczywiście, że tak. Jak najbardziej. Dlatego właśnie tak wiele parafii, tak wielu proboszczów zabiegało o to, by w ich kościele znalazł się ten wspaniały instrument. Pamiętajmy przy tym, z jak wielkimi kosztami, a co za tym idzie i z wyrzeczeniami wiązała się taka inwestycja. Stąd też instrumenty te, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, nie są aż tak imponujące, czasami są to małe, pięciogłosowe organy - takie, na jakie było stać daną wspólnotę parafialną. Jednakże organy musiały po prostu być. Kiedy po II wojnie światowej podnoszony był z gruzów kościół pw. św. Klemensa i klasztor ojców redemptorystów w Głogowie, przez wiele lat nie było organów. Dopiero pod koniec roku 1963 zamontowano instrument, który w pierwszym okresie posiadał tylko siedem głosów. Kiedy organy zabrzmiały po raz pierwszy od zakończenia wojny w czasie Pasterki, wywarło to na wiernych olbrzymie wrażenie i nie kryli radości i wzruszenia... Wprawdzie do tego czasu również modlili się i śpiewali, ale czegoś brakowało, czegoś istotnego dla tego śpiewu, swego rodzaju dopełnienia...

- Najwspanialszy nawet instrument, żeby mógł właściwie zabrzmieć, wymaga jednak obecności człowieka, który umiałby na nim zagrać...

- Uważam, że między współczesnymi organistami a tymi, którzy grali wiele lat temu, widać ogromną różnicę. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, ale osobiście uważam, że dziś nie ma już prawdziwych organistów (lub jest ich bardzo niewielu). Owszem, może być tak, że czasami zdarzy się nawet wspaniały muzyk, wręcz wirtuoz, ale okazuje się, że organistą jest żadnym. Trzeba bowiem umieć rozgraniczyć - co innego oznacza być muzykiem, a co innego zaś organistą. Dlaczego? W czasie sprawowania świętej liturgii potrzebny jest organista - ktoś, kto stosownie do potrzeb akompaniuje i dopełnia celebrację. Muzyk natomiast powinien grać w czasie występów, kiedy wyraźnie wiadomo, że jest to np. koncert organowy.
Oczywiście może też zdarzyć się tak, że jedna osoba jest i znakomitym organistą i wirtuozem, ale zawsze trzeba to właściwie umieć oddzielić. Dawniej były specjalne szkoły organistowskie, które przygotowywały swoich adeptów do właściwego sprawowania ich posługi w trakcie liturgii świętej. Taką słynną na całą Europę była Szkoła Organistowska w Przemyślu, zlikwidowana niestety w 1963 r. przez ówczesne władze państwowe. Dziś większość z dawnych wykładowców, wspaniałych organistów niestety już nie żyje. Niewiele przetrwało też z tej tradycji organistowskiej, dziś uczy się w zupełnie innym duchu. Brak odpowiedniego przygotowania owocuje m.in. wprowadzaniem zbyt wielu elementów świeckich do liturgii (wbrew zasadom obowiązującym w muzyce sakralnej od czasów średniowiecza), a także coraz słabszym śpiewem wiernych. Błędem było też wyposażenie organisty w mikrofon i wykorzystanie sprzętu nagłaśniającego, który tak często zagłusza całą rzeszę wiernych, stając się głosem wiodącym, artystą - sam dla siebie... Moim zdaniem ostatnim żyjącym organistą z prawdziwego zdarzenia w okręgu głogowskim - co zresztą zaznaczyłem wyraźnie w mojej książce - jest Władysław Mul, organista w sanktuarium Matki Bożej w Grodowcu.

- Dziękuję za rozmowę.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Uczniowie w dzisiejszej Ewangelii zachwycili się Jezusem

2025-02-06 08:29

[ TEMATY ]

O. prof. Zdzisław Kijas

Lorenzo Veneziano, Powołanie uczniów/pl.wikipedia.org

Uczniowie w dzisiejszej Ewangelii zachwycili się Jezusem. Zachwycili się mocą Jego słów, bo rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!», a kiedy to zrobił, zagarnął wielkie mnóstwo ryb.

Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. A Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim.
CZYTAJ DALEJ

„Zanosić innym żywego Boga”. Jak wygląda posługa księży i szafarzy wobec chorych?

2025-02-08 20:00

[ TEMATY ]

Lourdes

chorzy

Adobe.Stock

Kapłani i Nadzwyczajni Szafarze Komunii Świętej regularnie odwiedzają osoby chore w domach, przynosząc im Chrystusa w sakramencie Eucharystii. O to, jak wyglądają takie wizyty i jakie mają znaczenie, zapytaliśmy ich uczestników: chorego, księdza i szafarza.

Księża w wielu parafiach odwiedzają chorych w pierwsze piątki lub soboty miesiąca. Tak dzieje się również w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Krakowie-Kurdwanowie i parafii Matki Bożej Różańcowej w Krakowie-Piaskach Nowych. – Czasem są to doraźne wezwania do chorych, których stan się nagle pogorszył. Część chorych sama zgłasza się telefonicznie. Czasem proszą o to ich bliscy. Niektórych potrzebujących udaje się „odnaleźć” przy okazji kolędy. Gdy, jako księża, widzimy potrzebę, to proponujemy regularne wizyty — wyjaśnia ks. Mateusz Kozik, wikariusz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Krakowie-Kurdwanowie, odwiedzający chorych, należących do tej właśnie wspólnoty. – Oprócz wizyt księży, co niedzielę świeccy szafarze zanoszą do domów chorych parafin Komunię św. — dodaje ks. Bartosz Zaborowski, wikariusz parafii Matki Bożej Różańcowej w Krakowie- Piaskach Nowych. Piotr Jamróz posługę Nadzwyczajnego Szafarza Komunii Świętej w parafii św. Kazimierza Królewicza na krakowskich Grzegórzkach pełni już 16 lat. – Moja posługa i współbraci szafarzy polega na zanoszeniu Chrystusa do chorych parafian. W czasie Mszy św. udzielamy Komunii tylko w przypadku, gdy brakuje księży. W każdą niedzielę i święta uczestniczymy w Eucharystii, pełniąc posługę przy ołtarzu. Po Eucharystii udajemy się do „swoich” chorych, zanosząc im Komunię św. — podkreśla pan Piotr.
CZYTAJ DALEJ

Rzym: 30 tys. uczestników bierze udział w Jubileuszu Wojska, Policji i Służb Bezpieczeństwa

2025-02-08 19:50

[ TEMATY ]

Watykan

jubileusz

PAP/EPA/MASSIMO PERCOSSI

Na Piazza del Popolo w Rzymie odbyła się uroczysta inauguracja Jubileuszu Wojska, Policji i Służby Bezpieczeństwa. W otwarciu wzięła udział delegacja polskich żołnierzy i funkcjonariuszy. Jak podkreślają organizatorzy na obchody zarejestrowało się 30 tys. osób ze 100 państw, w tym 20 tys. Włochów. Wśród uczestników obecna jest delegacja wojska i funkcjonariuszy z Polski. Delegacji przewodzi biskup polowy Wiesław Lechowicz.

Zebranych powitał abp Santo Marciano, arcybiskup polowy armii włoskiej, który wskazywał na wysokie zainteresowanie obchodami i wyraził nadzieję, że żołnierze i funkcjonariusze będą ziarnami nadziei we współczesnym świecie. Głos zabrał także abp Rino Fisichella, odpowiedzialny za przebieg Jubileuszu.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję