Reklama

Polska

Nie pytam: dlaczego?

Z ks. dr. Janem Kaczkowskim – chorym na glejaka mózgu, twórcą i prowadzącym Puckie Hospicjum im. św. Ojca Pio, który w czasie Adwentu głosił rekolekcje w parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Łodzi – rozmawia Anna Skopińska

Niedziela Ogólnopolska 2/2016, str. 28-29

[ TEMATY ]

wywiad

świadectwo

rozmowa

choroba

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA SKOPIŃSKA: – Jak patrzeć na chorych leżących w hospicjach, na oddziałach opieki paliatywnej, na tych umierających, ale też tych dotkniętych nieuleczalną chorobą i funkcjonujących wśród nas? Jak przy nich być?

KS. JAN KACZKOWSKI: – Przede wszystkim normalnie. Świat dzieli się na chorych albo na niezdiagnozowanych. Fakt, że zachorowaliśmy albo zachorujemy, jeszcze nie czyni nas innymi ludźmi. My, którzy chorujemy, doświadczamy takiego myślenia: jestem chory i za chwilę wszystko wywróci się do góry nogami.

– Możemy też spróbować skupić się na czymś innym...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– To, że nie będę myślał o tym, że jestem chory, nie wyleczy mojej choroby. Dlatego trzeba zawsze odpowiedzieć sobie, jak byśmy chcieli sami być traktowani – nie wyręczani, nie „dziumdziani”, nie głupio pocieszani: będzie dobrze, będzie dobrze, wyjdziesz z tego. Tylko: nie bój się, jestem przy tobie, jesteś mi bliska, lubię cię – względnie: kocham cię, nie zostawię cię. My, chorzy, tego potrzebujemy. Pragniemy w każdej sytuacji czuć się stabilnie, wiedzieć, że bliscy, przyjaciele nas nie zostawią.

– Bliscy, przyjaciele, a Pan Bóg? Nie ma w Księdzu takiego pytania: dlaczego akurat ja zachorowałem?

Reklama

– Dlaczego ja? A dlaczego nie?! Pan, pani nie, pan tak, pani nie, pan tak, pani tak, pan nie. Rak to bardzo demokratyczna choroba. Choroba naszych czasów. Zapewniam, że w ciągu dnia trzy razy ma Pani szansę zachorować na nowotwór, ale jest Pani na tyle silna i immunologia na tyle działa, że to niszczy. Gdybyśmy chcieli uporządkować czynniki zachorowania na nowotwór, to pierwszym jest czynnik genetyczny, drugim – stres. Długotrwały stres obniża odporność. I coś w tym jest, bo ja ani nie paliłem, ani nie byłem biernym palaczem, ani nie mieszkałem w domu z azbestem, a skądś to się wzięło. I to dwukrotnie.

– Czy pojawiają się chwile wątpliwości i pytanie: czy to nie kara? Czy pomyślał Ksiądz o tym?

– Dzisiaj, jak mnie obudziły durne SMS-y, pomyślałem sobie, że przecież mówimy: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Nie sądzę, bym był takim złym człowiekiem, a parę sensownych rzeczy udało mi się zrobić. I niespecjalnie widzę nagrodę. Wiem doskonale z teorii, że jest nagroda doczesna i wieczna, ale jak się po raz piąty nie możesz sam podnieść z łóżka, to zaczynasz się zastanawiać. Nie pytam: „za co?”. Może powinienem zapytać: „dlaczego?” albo „po co?” – to byłoby bardziej pobożne. Może po coś... Staram się wszystkie swoje tzw. dyskomforty ofiarować Panu Bogu. Nawet to, że mi z ust cieknie od kilkunastu dni.

– A jednak mimo to wciąż Ksiądz żyje, jak sam mówi, „na pełnej petardzie”. Nie ma Ksiądz czasem dość?

– Miewam.

– Co wtedy?

– Wstaję i żyję na nowo. Czekam na ten moment, kiedy rzeczywiście fizycznie padnę na pysk i już nie wstanę.

– Boi się Ksiądz tego momentu?

Reklama

– Nie. Boję się innego, gdy nie będę mógł niczego zrobić. Boję się, że będę taką bezbronną kłodą, gdzieś w jakimś smutnym domu księży emerytów. Tam będą mówić: ten Kaczkowski na przełomie wieków to jakieś tam kazania mówił, a potem to już tylko się powtarzał. I będzie przychodziła pielęgniarka, i usłyszę: księże Janie, pigułeczkę. I będę sam jak kundel pod ścianą. Nie będę mógł Mszy św. odprawić, nie będę mógł spowiadać... A przecież człowiek żyje po to, by móc z siebie dawać. Jest bytem „ku”, bytem „dla”. I tak sobie myślałem, że to będzie chyba kompletna porażka mojego człowieczeństwa, jak już nie będę mógł być „dla”.

– Chyba niezależnie od stanu – Ksiądz zawsze będzie „dla”...

– Nawet kiedy leżałem w szpitalu, w bardzo ciężkim stanie, i przychodziły panie pielęgniarki, żeby mnie umyć, to też mogłem być trochę „dla”. Mogłem unieść się na boku, powiedzieć dziękuję albo mrugnąć okiem, a tutaj nic... Ale wymyśliłem, bo mam też prawo dojrzewać, nawracać się, zmieniać, że może właśnie ta moja bezbronność będzie „dla”.

– Tak jak bezbronność innych chorych, którzy nic już nie mogą zrobić, choć bardzo by chcieli...

– Kiedyś bioetyka mówiła o nich, że są w stanie wegetatywnym. Nigdy nie można mówić o drugiej osobie, że jest w stanie wegetatywnym – wegetować może tylko roślina. Nie można z godności człowieczej wpaść w godność rośliny. Jest taki piękny film opowiadający o zamknięciu po udarze – „Motyl i skafander”. Co ja będę mógł dać? Może tę moją bezbronność? Oddanie w czyjeś ręce. Moim największym marzeniem jest, by była to osoba niewierząca. By ta moja bezbronność być może była dla niej darem i otworzyła ją na Boga. Chciałbym trafić na taką grupę, która się zdziwi, że to jest jednak człowiek, to jest osoba ludzka, to jest ktoś. Chociaż nie będę mógł tego w żaden sposób wyrazić. I to będzie jedyne, co zostanie mi zachowane do oddania.

Reklama

– Człowiek w stanie zamknięcia... Może szczególnie dla takich chorych na oddziałach szpitalnych powinni być kapelani?

– Zawsze przypomina mi się taka paskudna sytuacja w jednym ze szpitali. Na sali leży całkowicie zamknięty młody człowiek. Rodzinie nakazano puszczać mu jego ulubione piosenki, by jakoś stymulować jego mózg. Więc ta postawiła przy chorym radio, ale zaraz zabrały je pielęgniarki. Zostawiano go w przeciągu, nieprzykrytego, raz na jakiś czas lekarz dotykał jego brudnych włosów i nakazywał ich umycie. I co najbardziej uwłaczające – pewnego dnia, podczas wykonywania toalety, pielęgniarki zaczęły się bawić jego siusiakiem. I ten zareagował. Zdziwione spojrzały na siebie, na chorego i zobaczyły, jak z oczu płyną mu łzy.

– Dla kapelana bycie z chorym, przy nim to powołanie. Ksiądz od początku swojej pracy posługuje w hospicjum. Czy te relacje z przebywającymi tam zmieniły się w momencie diagnozy choroby?

– Myślę, że nie. Na pewno jestem jakoś bardziej wrażliwy, ale jednak byłbym nieprofesjonalistą, gdybym usiadł przy łóżku pacjenta i się z nim licytował. Ja do nich idę jako kapelan, a nie jako chory.

– Ale chodzi mi bardziej o to inne patrzenie, takie bliższe, bardziej rozumiejące...

Reklama

– Pewnie tak jest i pewnie oni na mnie inaczej patrzą. Lubię ten moment, gdy się z nimi żegnam, bo gdy wyjeżdżam np. na rekolekcje, to ci, którzy mają nowotwór krtani i nie mogą mówić, tylko pokazują gestem: „ale wrócisz?”. I wracam. Po to, żeby z nimi być.

– A co z rodzinami? Rozmawia Ksiądz z nimi, czy boją się umierania swoich bliskich?

– Wszyscy się boimy. Po Pani łzach widziałem, że Pani też się boi. 80 proc. naszej pracy hospicyjnej stanowi rozmowa, 15 proc. to farmakologia i może te 5 proc. – to jakieś zabiegi medyczne. Tak naprawdę to trzeba nieustannie powtarzać, powracać do informacji, tłumaczyć, zobaczyć: ile kto przyjął, ile wyparł; zobaczyć, w jakiej jest kondycji psychicznej, na jakim etapie śmierci swojej lub najbliższych. Pewnych etapów już się za nich nie przeskoczy, choćby się bardzo chciało – można tylko przy nich być, towarzyszyć im.

– A Księdza relacje z najbliższymi?

– Na początku choroby popełniłem błąd, bo chciałem swoich najbliższych przygotować na swoją śmierć. Robiłem to na siłę. Widziałem, że są na to nieprzygotowani, więc odpuściłem. I oni pewnie powoli to jakoś przyjmują. Choć moja mama mówi: „Patrzę na ciebie i w to nie wierzę...”.

– Jak matka...

Reklama

– Współprowadzę grupę dla rodziców osieroconych. Są tam głównie matki różnych dzieci, od poronień aż po chorobę wieku dziecięcego, samobójstwa nastolatków i śmierci dorosłych dzieci – nowotwory, wypadki. Kiedyś na spotkaniu powiedziałem: „Moja mama mówi, że jeśli umrę, to ona rozpadnie się na kawałki”. Te kobiety tylko spuściły wzrok, uśmiechnęły się tak, jakby wszystko wiedziały, i odparły: „Chciałaby...”. Choćby człowiek chciał zapaść się pod ziemię, zniknąć i już nie być, niestety, trzeba żyć. Trzeba się budzić rano i na nowo konfrontować z rzeczywistością, w której ukochanego dziecka nie ma. I już nigdy nie będzie. I wszystko je przypomina...

– Rok temu podczas jednego z wywiadów w telewizji mówił Ksiądz, że chciałby doczekać następnych świąt Bożego Narodzenia i spędzić je z tymi kochanymi. To już się stało. Czego więc teraz życzyć Księdzu?

– Tego samego. Żeby Opatrzność była na tyle łaskawa, bym dożył wiosny. Może sobie trochę gdzieś odpoczął? Chciałbym zabrać swoją siostrę i polecieć z nią do jakichś ciepłych krajów. Bo z mamą byłem, z tatą też, brat sam jeździ i mnie już nie potrzebuje.

– A jak można pomóc hospicjum, w którym Ksiądz posługuje?

– Młodzież byłaby nam bardzo potrzebna jako wolontariusze w wakacje, bo nasi wolontariusze wtedy pracują. Mogę obiecać, że każdy, kto się wcześniej zgłosi i dojedzie na własny koszt, będzie spał za darmo w hospicjum, w pokoju dla gości. Jeśli będzie pracował i nie robił fochów, to dostanie wyżywienie w cenie pracowniczej, a po robocie będzie mógł pójść na plażę. I, oczywiście, prosimy o 1 proc. podatku i każde inne finansowe wsparcie.

Puckie Hospicjum im. św. Ojca Pio – na: www.hospicjum.org .

2016-01-05 08:30

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z Częstochowy do Rio

Niedziela Ogólnopolska 32/2016, str. 54

[ TEMATY ]

sport

świadectwo

rozmowa

Archiwum Mateusza Bieńka

Mateusz Bieniek jest jednym z najlepszych środkowych w Polsce

Mateusz Bieniek jest jednym z najlepszych środkowych w Polsce

Polska piłka siatkowa będzie reprezentowana na XXXI Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Udział w tej imprezie siatkarze zapewnili sobie po wygranym turnieju kwalifikacyjnym w Tokio. Nasi zawodnicy rozpoczną rozgrywki 7 sierpnia i oby zakończyli je 21 sierpnia, czyli w dniu finału.
Z Mateuszem Bieńkiem – największym objawieniem 2015 r. w plebiscycie „Strefy Siatkówki”, jednym z najlepszych polskich siatkarzy, który zadebiutował w kadrze narodowej w maju 2015 r. wygranym meczem z Rosją 3:0 – rozmawia Marek Kułakowski

MAREK KUŁAKOWSKI: – Jak odnajdujesz się w reprezentacji Polski?
CZYTAJ DALEJ

Abp Gądecki: czytanie i słuchanie słowa Bożego jest początkiem odrodzenia duchowego

2025-01-26 20:16

[ TEMATY ]

abp Stanisław Gądecki

Niedziela Słowa Bożego

Episkopat News

Słuchacze słowa Bożego byli jak wędrowcy, którym wreszcie było dane zatrzymać się i pić długo, bez pośpiechu ze źródła słowa Bożego. Tak oto w ludzie Bożym odradzał się kult słowa Bożego - mówił abp Stanisław Gądecki w Poznaniu w Niedzielę Słowa Bożego w nawiązaniu do słów Księgi Nehemiasza. Podkreślił, że także dziś czytanie i słuchanie słowa Bożego to początek odrodzenia duchowego.

Metropolita poznański zauważył w homilii, że słuchanie słowa Bożego wymaga nawrócenia. „Nie zostawiajmy na jutro decyzji, której Pan oczekuje od nas dzisiaj, tj. nawrócenia, przyjęcia przebaczenia, ponownego rozpoczęcia z pomocą łaski. Korzystajmy z dzisiejszego dnia, w którym Chrystus wychodzi nam na spotkanie, by nas uzdrowić i uczynić szczęśliwymi. To nasza misja, i wyjście w Duchu Świętym do braci, by głosić im Dobrą Nowinę” - mówił abp Gądecki.
CZYTAJ DALEJ

Papież na Jubileuszu Świata Mediów: głośmy dobrą nowinę, a przemienimy świat zgodnie z wolą Boga

Starajmy się nieść radosną nowinę ubogim, głosić wyzwolenie jeńcom i niewidomym przejrzenie, uwalniać uciśnionych i ogłaszać rok łaski Pana. Wtedy przemienimy świat zgodnie z wolą Boga, który stworzył go i odkupił z miłości - powiedział papież Franciszek w bazylice św. Piotra w Watykanie. Ojciec Święty przewodniczył tam Mszy św. Niedzielę Słowa Bożego, w której udział wzięli uczestnicy Jubileuszu Świata Mediów, Dziennikarstwa i Komunikacji.

Usłyszana przez nas Ewangelia ogłasza nam wypełnienie proroctwa przepełnionego Duchem Świętym. A Tym, który je wypełnia, jest Ten, który przychodzi „mocą Ducha” (Łk 4, 14): Jezus, Zbawiciel.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję