URSZULA BUGLEWICZ: – Proszę o kilka słów o kraju, który Ksiądz Arcybiskup odwiedził.
ABP STANISŁAW BUDZIK: – Kamerun to kraj w Afryce Zachodniej, leżący nad Atlantykiem, a konkretnie nad Zatoką Gwinejską, tuż nad równikiem. Od zachodu i północy graniczy z Nigerią, od północnego wschodu z Czadem, od wschodu z Republiką Środkowej Afryki, a od południa z Kongiem, Gabonem i Gwineą Równikową.
Kamerun jest o połowę większy od Polski, jego powierzchnia liczy 465 tys. km². Na tym rozległym terenie mieszka 20 mln ludzi, którzy należą do kilkudziesięciu plemion, i posługują się 270 językami. W Kamerunie nie ma dominującego języka rodzimego, jak np. suahili w Tanzanii, który jest tam językiem urzędowym. W związku z tym funkcjonują w Kamerunie dwa europejskie języki urzędowe:francuski i angielski. Wiąże się to z historią kraju, który pod koniec XIX wieku stał się kolonią niemiecką. Po przegranej I wojnie światowej Niemcy utraciły kolonię na rzecz Francji i Anglii. W roku 1960 francuska część Kamerunu uzyskała niepodległość, a rok później dołączono część angielską. Na terenach, po których się poruszałem, używany jest język francuski. Jest to także język, w którym miejscowy Kościół sprawuje liturgię.
– Jakie są początki Kościoła w Kamerunie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Pierwsze kroki na drodze ewangelizacji tego kraju poczynili niemieccy pallotyni pod koniec XIX wieku. Pierwszą Mszę św. odprawili 8 grudnia 1890 r., oddając Kamerun pod opiekę Matki Bożej, Królowej Apostołów. W roku 1906 wybudowano pierwszy kościół pw. Ducha Świętego, który stoi na wzgórzu dominującym nad stolicą kraju Yaoundé. Właściwa chrystianizacja tych terenów rozpoczęła się w latach 30. XX wieku, a struktury kościelne powstały dopiero po II wojnie światowej. Mówi się nawet o cudzie ewangelizacji w Kamerunie; obecnie kraj jest w większości chrześcijański. Szacuje się, że jest ok. 40% katolików, 30% protestantów, 20% muzułmanów, reszta to inne religie. Dziś Kościół katolicki w Kamerunie ma 26 diecezji, w tym pięć stolic metropolitalnych. Wielkie zasługi dla dzieła ewangelizacji wnieśli holenderscy spirytyni. Kapłani ze zgromadzenia Ducha Świętego byli pierwszymi biskupami, misjonarzami, zbudowali wiele kościołów, zakładali liczne placówki misyjne. Dzisiaj ich dzieło kontynuują misjonarze i misjonarki z Polski, Włoch oraz innych krajów.
– W czasie podróży Ksiądz Arcybiskup spotkał wielu polskich misjonarzy...
Reklama
– W miejscowości Atok, gdzie polscy marianie prowadzą sanktuarium Miłosierdzia Bożego, odbyło się dwudniowe spotkanie polskich misjonarzy i misjonarek pracujących w Kamerunie. Atok należy do diecezji Doume-Abong’Mbang, na której czele stoi pochodzący z Polski bp Jan Ozga. Obok bp. Eugeniusza Jureczki, jest on jednym z dwóch biskupów europejskich. Na czele pozostałych 24 diecezji stoją biskupi miejscowi. W spotkaniu w Atok wzięli udział przedstawiciele misjonarzy z różnych zgromadzeń męskich i żeńskich. A jest ich wiele w Kamerunie. Pracują tam siostry Miłosierdzia Bożego, pasjonistki, dominikanki, norbertanki, siostry Opatrzności Bożej, siostry od Aniołów i od Najświętszej Duszy Chrystusa. Z męskich zgromadzeń obecni są: marianie, paulini, dominikanie, oblaci, pijarzy, sercanie, franciszkanie. Są także księża diecezjalni z różnych polskich diecezji, tzw. fideidoniści. Nazwa ta nawiązuje do encykliki Piusa XII z 1957 r. „Fidei donum” (Dar wiary) w której papież zachęcił kapłanów diecezjalnych do wyjazdu na misje; wcześniej było to praktykowane jedynie przez zakony. Misjonarze diecezjalni są „darem wiary” lokalnego Kościoła dla Kościoła misyjnego. Takim darem wiary Kościoła na ziemi lubelskiej jest ks. prał. Stanisław Stanisławek, który na misjach w Afryce spędził już 40 lat, w tym prawie 30 lat w Kamerunie.
– Jak wyglądają parafie?
Reklama
– W wielkich miastach, np. w największym portowym mieście Duala, liczącym ponad 2 mln mieszkańców czy w stolicy Yaoundé, która ma prawie 2 mln ludności, wybudowanych jest wiele kościołów, a parafie funkcjonują podobnie jak nasze. Jednak w terenie, w tzw. buszu, jest zupełnie inaczej. Parafie to stacje misyjne, z których kapłani dojeżdżają do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu kaplic rozmieszczonych wśród wiecznie zielonych lasów. Są to tzw. lasy tropikalne, liściaste, typowe dla Afryki Równikowej, z bardzo bujną zielenią i ogromnymi drzewami, które są intensywnie eksploatowane jako jedno z bogactw naturalnych Kamerunu. Przez cały rok utrzymują się wysokie temperatury, a zatem budynki mieszkalne i kościoły nie potrzebują ogrzewania, mogą mieć lekkie ściany, dachy, nie potrzebują w zasadzie okien. W stacjach misyjnych prowadzonych przez siostry zakonne obowiązkowo znajduje się małe centrum medyczne z łóżkami szpitalnymi, miejsce pierwszej pomocy lekarskiej, często także oddział położniczy. Ważnym elementem pracy misyjnej jest edukacja. Misje prowadzą szkoły, przedszkola, także szkoły zawodowe. Bp Jan Ozga realizuje w diecezji duże projekty pozyskiwania wody, osuszania bagien, budowy dróg i mostów. Podziwiałem współpracę pomiędzy misjonarzami z różnych zgromadzeń męskich i żeńskich oraz rozmaitych diecezji. Wszyscy stanowią jedną rodzinę, znają się po imieniu, pomagają sobie na co dzień i od święta.
– A wierni? Łatwo do nich dotrzeć z Dobrą Nowiną?
– Jak już wspomniałem, sukcesy ewangelizacji w Kamerunie są imponujące. Ludzie zapełniają kościoły, bardzo aktywnie uczestniczą w liturgii. Kiedy wędrowałem po czerwonych leśnych drogach (ziemia w Kamerunie jest wszędzie czerwona) mijałem proste chaty ludzi żyjących na skraju tropikalnej puszczy, od czasu do czasu widać było szałasy Pigmejów, misternie splecione z liści palmowych. Ludzie tu żyją bardzo blisko natury i rozumieją ją o wiele lepiej. Ich religijność jest prosta i gorąca. Żyją po części w warunkach kultury zbierackiej i łowieckiej, dlatego zdają sobie sprawę, jak bardzo są zależni od Boga, Pana świata zwierząt i roślin, który troszczy się o człowieka. Wśród Pigmejów nie ma ludzi niereligijnych. Zależni od darów Bożych rozsianych hojnie w naturze, umieją być wdzięczni.
Kościół w Kamerunie niesie ludziom Ewangelię, mając na uwadze dobro całego człowieka. Podobnie jak kiedyś w Europie, troszczy się o opiekę medyczną i socjalną, rozwija szkolnictwo, pełni dzieła miłosierdzia, a równocześnie nawiązuje do najcenniejszych wartości miejscowej kultury. Stolica Apostolska docenia dynamiczny rozwój Kościoła w Kamerunie. Dwa razy był tam z wizytą apostolską św. Jan Paweł II, do Kamerunu przybył także papież Benedykt XVI.
Reklama
– Wśród misjonarzy, którzy pracują w Kamerunie, szczególną osobą jest ks. prał. Stanisław Stanisławek.
Reklama
– Ks. prał. Stanisław Stanisławek jest bardzo ceniony i kochany przez wiernych obecnej parafii Bouam (archidiecezja Bertoua we wschodnim Kamerunie) a także tych parafii, w których pracował przedtem. Zaskarbia sobie życzliwość miejscowej ludności, do której znajduje pasterskie podejście. Wszyscy czują, że ich kocha i rozumie, że troszczy się o ich dobro duchowe i materialne. W wielu miejscowościach wybudował kościoły, kaplice, przedszkola i inne budynki socjalne. Ostatnim jego dziełem jest kościół pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Bouam, jeden z najpiękniejszych w całym regionie. 14 listopada podczas uroczystej liturgii miałem radość tę świątynię konsekrować. Eucharystii przewodniczył abp Joseph Atanga – metropolita Bertoua, a homilię wygłosił bp Jan Ozga – biskup Doumé-Abong’Mbang. Podczas Mszy św. wraz z miejscowym Pasterzem udzieliłem także sakramentu bierzmowania. Wielkie rzesze wiernych, którzy nie pomieścili się w kościele, mnóstwo gości, obecność licznych kapłanów i sióstr zakonnych, były znakiem szacunku, jakim cieszy się w Kamerunie ks. Stanisław Stanisławek. Gościem uroczystości z Polski był ks. kan. Edmund Boryca, proboszcz w Zezulinie k. Łęcznej, który towarzyszył mi podczas całej podróży. Był moim przewodnikiem, ponieważ Kamerun odwiedzał już wielokrotnie i zdążył się zaprzyjaźnić z wieloma pracującymi tam misjonarzami, których zaprasza do swojej parafii i wspomaga na różne sposoby.
– W jakiej mierze Kościół w Polsce jest podobny do Kościoła w Kamerunie?
– Mamy wiele wspólnego: sprawujemy tę samą liturgię Kościoła rzymskokatolickiego, wyznajemy tę samą wiarę, głosimy Słowo Boże, ale w jakże odmiennych warunkach. Kościół w Kamerunie to Kościół młody, żywiołowy, pełen radości, rozwijający się z wielką dynamiką. Możemy się wiele od niego nauczyć. Ktoś – patrząc na naszą powagę podczas nabożeństw liturgicznych – powiedział, że zachowujemy się jak słudzy w domu Pana, natomiast Afrykańczycy ze swoją radością, śpiewem i tańcem sprawują się jak dzieci w domu Ojca. Oczywiście, takie zachowanie wypływa z innej kultury, tradycji czy nawet klimatu, ale na pewno przydałoby się nam więcej radości w przeżywaniu chrześcijaństwa.
Mimo znacznie trudniejszych warunków życia, tamtejsi ludzie umieją się cieszyć; mają większe poczucie wspólnoty, więcej jest radości w wyznawaniu wiary. My, Polacy, wyspecjalizowani w pobożności pasyjnej, od Kościoła w Kamerunie możemy się uczyć radości paschalnej. W Kamerunie bardzo przyjmuje się np. nabożeństwo Drogi Światła z Chrystusem Zmartwychwstałym. Jak mówi papież Franciszek, potrzebujemy więcej entuzjazmu wiary i radości w głoszeniu Ewangelii.
– Kilkanaście lat temu Ksiądz Arcybiskup podróżował do Tanzanii. Czy kolejny pobyt w sercu Afryki zdołał czymś zaskoczyć?
Reklama
– Podróż stała się okazją do refleksji nad życiem człowieka w pierwotnej harmonii. Naukowcy mówią, że człowiek wywodzi się z Afryki. Tam jest nasza pierwotna ojczyzna. Kiedy wędrujemy przez tropikalne lasy Afryki Równikowej, patrzymy na ludzi żyjących w bardzo prostych warunkach, ale w zgodzie z naturą, mamy uczucie, jakbyśmy odkrywali drzemiące w nas głęboko wspomnienie raju. W bujnych lasach Afryki łatwo jest wyobrazić sobie rajski ogród, gdzie człowiek żył w przyjaźni z Bogiem, naturą i ze sobą. Ten kontynent ma swoje problemy i dramaty, choroby, ubóstwo, walki plemienne, ale mimo to w ludziach jest o wiele więcej radości niż u nas.
Zaskoczeniem tej podróży było dla mnie odkrycie, że w Kamerunie w ogóle nie ma cmentarzy, zmarli chowani są przy swoich domach, a jeśli cieszyli się szczególnym szacunkiem bliskich – nawet w domu, tuż pod klepiskiem. Kult przodków to ważna cecha afrykańskiej kultury, otwartej na tajemnicę świętych obcowania.
– A afrykańska kuchnia zdołała zaskoczyć jakąś potrawą?
– Żywiłem się na polskich misjach, gdzie gotują tamtejsze kobiety, ale wyszkolone często przez nasze siostry. Dwa razy poczęstowano nas żmiją (jadowitą). Mięso trochę przypomina kurczaka; po przełamaniu pierwszych oporów okazuje się bardzo smaczne. Często spożywa się tam słodkie ziemniaki oraz specjalny gatunek zielonych bananów, które kroi się na małe kawałki, coś na kształt naszych frytek, i gotuje w oleju. Tak przyrządzone są dodatkiem do wielu potraw. I oczywiście, wspaniałe afrykańskie owoce, znane i nieznane w Polsce, a wszystkie smakują na miejscu o wiele bardziej.
– Czy ta krótka wizyta zaszczepiła w sercu Księdza Arcybiskupa myśl o wyjeździe na misje?
– Miałem takie pragnienie przed laty, ale ważne zadania zatrzymywały mnie w Kościele w Polsce. A teraz jestem „zaślubiony” archidiecezji lubelskiej. Jednak skłaniam głowę przed misjonarzami i misjonarkami z Polski i innych krajów. To bohaterowie naszych czasów, którzy zostawiają swoją ojczyznę, by w trudnych warunkach głosić Ewangelię i pomagać ludziom. Ks. Stanisław Stanisławek powiedział, że podstawową formą miłości jest obecność. Mimo że Kościół w Afryce usamodzielnia się, to nasza obecność, pomoc personalna, modlitewna i finansowa ciągle jeszcze jest mu potrzebna.
Kalendarium pasterskiej wizyty oraz obszerny serwis fotograficzny z podróży do Kamerunu znajduje się na stronie internetowej: www.archidiecezjalubelska.pl