KRZYSZTOF TADEJ: – Co myślisz, kiedy przekraczasz bramę więzienia w Peru?
O. DARIUSZ MAZUREK OFMCONV: – Zastanawiam się nad doborem słów. Wiem, że za chwilę spotkam się z Polakami i chcę im przekazać słowa otuchy. Mówię, że kiedyś wyjdą na wolność, że mają dla kogo żyć i do kogo wrócić. Przypominam, że mogą zmienić swoje życie. Zacząć od nowa już tam, za kratkami.
– Ilu jest Polaków w peruwiańskich więzieniach?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– W tej chwili ok. 30.
– Za co tam trafili?
Reklama
– Za przemyt narkotyków. W rozmowie z jednym z byłych konsulów dowiedziałem się, że są trzy powody, dla których zaczęli to robić. Pierwszy – to próba wyjścia z zadłużenia. Osobie, która przemyca narkotyki, wydaje się, że to bardzo skuteczny i szybki sposób na wyjście z kryzysu finansowego. Nieraz słyszą, że w Ameryce Południowej kilogram narkotyków kosztuje ok. 2 tys. dolarów, a w Europie aż 60-70 tys. euro. To pobudza wyobraźnię. Później dowiadują się, że za przemyt mogą dostać tylko niewielką kwotę.
Drugi motyw to chęć wyjątkowych przeżyć związanych z ryzykiem. Niektórzy chcą zaimponować swoim rówieśnikom. Podczas spotkań z kolegami ktoś mówi, że kradnie, a inny: „A ja przewożę narkotyki! To dopiero adrenalina!”. I tak do więzienia trafiają bardzo młodzi ludzie. Choć nie wszyscy. Jeden z naszych rodaków po połknięciu kapsułek z narkotykami zmarł tragicznie w samolocie.
Trzeci powód dotyczy kobiet. Zakochują się w kimś z miejscowych. Kiedy wracają do Polski, w ostatniej chwili na lotnisku ich ukochany prosi je o przekazanie drobnej paczuszki koledze. W końcu dziewczyny trafiają do więzienia.
– I zmienia się ich całe życie...
– Nie tylko ich, również ich rodzin. Dla więźniów rozpoczyna się okres, który może załamać nawet najtwardsze osoby. Nie chcę ich usprawiedliwiać, ale im współczuję. W więzieniu zaczyna się walka o przeżycie. Trafiają do miejsca, gdzie znajdują się skazani z różnych krajów świata. Zdarza się, że grupy narodowościowe wzajemnie się zwalczają. Każdy, kto zobaczy to miejsce, nie życzyłby najgorszemu wrogowi, żeby się tam znalazł.
– Jak wysokie są wyroki?
– To zależy od ilości przemycanych narkotyków. Jeśli jest ich niewiele, to dostają po 6-7 lat więzienia.
– W jakich warunkach przebywają Polacy?
– Warunki w tutejszych więzieniach odbiegają od europejskich standardów. Jeden z Polaków powiedział mi, że za miejsce w celi trzeba zapłacić kilkaset dolarów. A jeśli ktoś tego nie zrobi, to musi spać na korytarzu. Z czym się to wiąże? Z brakiem jakiejkolwiek intymności i niedogodnościami w nocy. Osoba, która idzie do toalety, przechodzi po śpiących więźniach. Dzieje się tak dlatego, że więzienia są przepełnione. Ludzie są stłoczeni jak sardynki w puszce. Kiedyś zapytałem jednego z dyrektorów, na ile osób zbudowano więzienie. Powiedział: „Na 850 osób”. I dodał, że teraz więźniów jest ponad 4 tys.
Reklama
– Polacy są w jednym więzieniu w Peru?
– Nie, są w kilku. Odwiedzałem ich w Limie i okolicach, a także w mieście Huaral i miejscowości Piedras Gordas w departamencie Ancón. Tam są dwa więzienia, w tym jedno o zaostrzonym rygorze. Kiedyś dotarłem też do Puerto Maldonado, tuż przy granicy z Brazylią, gdzie przebywał Polak i bardzo chciał się spotkać. Odbyłem z nim długą rozmowę.
Od razu dodam, że nie jeżdżę do więzień sam. Najczęściej z konsulem z polskiej ambasady i świecką misjonarką. Od początku mojego pobytu w Peru, od kilku lat, kolejni konsulowie regularnie odwiedzają polskich więźniów. Jestem pod wielkim wrażeniem ich pracy i zaangażowania. Idą do miejsca, gdzie nie ma łatwych rozmów. Więźniowie nie tylko proszą o pieniądze, leki, bieliznę, mydło, książki z biblioteki w ambasadzie czy choćby o koc, którym mogą się przykryć. To są rozmowy o najtrudniejszych chwilach życia. Obecny konsul – pan Konrad Kiedrzyński wiele czasu i serca poświęca na taką pomoc.
– Kiedy po raz pierwszy znalazłeś się w peruwiańskim więzieniu?
Reklama
– W 2012 r., po ponad 10 latach pracy misyjnej w Boliwii, przyjechałem do Peru. W listopadzie zadzwoniła do naszego klasztoru Franciszkanów Konwentualnych w Limie Kasia Jawor, świecka misjonarka. Przyjechała tu z Krakowa i pracuje nieopodal Limy, w jednej z biednych dzielnic Lurín. Spytała, czy któryś z kapłanów może przyjechać do więzienia. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i nasi rodacy pragnęli takich spotkań. Od razu pomyślałem o zdaniu z Biblii: „Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” i oczywiście zgodziłem się pojechać.
– Jak wyglądała Twoja pierwsza wizyta w więzieniu?
– Podjechaliśmy pod więzienie, a później taszczyliśmy siatki z różnymi rzeczami. Konsul przywiózł środki czystości, o które prosili polscy więźniowie, a Kasia czasopismo „Miłujcie się”. Kiedy weszliśmy za kraty, inni więźniowie patrzyli na nas jak sępy. Patrzyli i czekali, czy coś im damy. Spotkania w więzieniach nie odbywają się w zamkniętych pomieszczeniach. Poza jednym czy dwoma wyjątkami nie ma pokojów dla odwiedzających. Rozmawia się na korytarzu, który nie jest zadaszony. Stoimy blisko strażników, w takiej grupie ok. 10 osób. Przychodzi więzień i nie ma miejsca ani atmosfery na zbytnie uzewnętrznianie emocji, przeżyć. Jeśli ktoś chce ze mną porozmawiać, to biorę go na stronę i rozmawiamy.
Pierwsze spotkanie to było wzajemne przełamywanie lodów. Nasi rodacy zobaczyli, że mogą się wyżalić, opowiedzieć o swoich potrzebach, a także – jeśli chcą – wyspowiadać się. Po pierwszym takim spotkaniu, jak wróciłem do klasztoru, byłem psychicznie wykończony. Ale też w głębi serca czułem pokój i radość, że mogłem coś zrobić dla ludzi, którzy w tym momencie znaleźli się na marginesie społeczeństwa. Cieszyłem się, że Pan Jezus posłużył się mną, aby im pomóc.
– Polacy w peruwiańskich więzieniach to ludzie załamani?
Reklama
– Jedni są załamani, inni radzą sobie w tej trudnej sytuacji. Wielu potrzebuje pomocy materialnej. Bardzo pragną też, by ktoś ich odwiedził. Rok temu zapytałem, czego najbardziej potrzebują. Powiedzieli, że chcieliby coś do czytania. Zaproponowałem Pismo Święte. Odpowiedzieli twierdząco. Napisałem list do Sekretariatu Misyjnego mojej Prowincji św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię w Krakowie z prośbą o zamieszczenie informacji w Internecie, że potrzebujemy Biblii dla naszych rodaków. Na prośbę tę zareagowała pani Danuta Danielska z Radomska. Wraz z Grupą Animacji Misyjnej i wiernymi zorganizowała egzemplarze Pisma Świętego i książki religijne. Biblia, która trafiła za kratki wraz z książkami, rozeszła się jak świeże bułeczki. A jeśli chodzi o regularne wysyłanie czasopism w języku polskim, pomaga nam pan Bogusław Marczak z Gdyni.
– Jaka była reakcja więźniów?
– Napisali wzruszający list do pani Danuty. Dziękowali za to, że ktoś o nich jeszcze pamięta.
– Powiedziałeś, że więźniowie chcieli coś do czytania, aby wypełnić czas. W Peru osoby skazane nie pracują?
– To paradoks, bo wielu chce pracować. Praca jest dla nich niezwykle ważna, bo gdy sąd ma podjąć decyzję, czy skrócić komuś wyrok, to bierze pod uwagę to, że ktoś pracuje. Ale żeby pracować, trzeba mieć pieniądze na zakup niezbędnych materiałów. Więźniowie nie mają pieniędzy i nie mogą polepszyć swojego położenia. Pozostaje im więc dużo wolnego czasu. Jeśli do tego odwrócą się od nich najbliżsi, rodzina, zostają bezradni i samotni. To jest nasze, kapłanów, pierwsze zadanie, żeby być z nimi. Obecnie, ze względu na przydzielone mi obowiązki wynikające z przygotowań do beatyfikacji naszych współbraci zamordowanych w Peru, do więźniów jeździ mój współbrat – o. Grzegorz Kaznowski.
– Czy chciałbyś, żeby czytelnicy „Niedzieli” w jakiś sposób pomogli Polakom przebywającym w peruwiańskich więzieniach?
– Zachęcam każdego do takiej pomocy. Polscy więźniowie są bardzo otwarci i będą cieszyli się z każdej pomocy. Znajdują się 11 tys. km od Polski, wśród nieznanych ludzi, w skrajnie trudnych dla siebie warunkach, ze świadomością, że popełnione błędy mogą złamać ich życie.
* * *
Osoby, które pragną pomóc, mogą kontaktować się z naszym Sekretariatem Misyjnym, znajdującym się przy Kurii Prowincjalnej Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych, ul. Hetmana Żółkiewskiego 14, 31-539 Kraków, tel. (12) 428-62-98, e-mail: misje.krak@franciszkanie.pl.