Najpierw, 8 lipca br., odbyła się w Senacie blisko 14-godzinna debata na temat rządowej ustawy o in vitro, pokrętnie nazwanej ustawą o leczeniu niepłodności (mimo pełnej świadomości senatorów, że in vitro niczego nie leczy). Senator Bogdan Pęk (PiS) nazwał z tego powodu ustawę „przekrętem stulecia”, „historycznym kłamstwem”. Faktycznie powinna nazywać się: „o pozaustrojowym zapłodnieniu” albo: „o wspomaganym rozrodzie”. Trafnie określił ustawę senator prof. Stanisław Hodorowicz (PO), że jest metodą inżynieryjną, a nie medyczną, „sprowadza człowieka do roli produktu i pozbawia go atrybutu cudu natury”.
Jednak najpoważniejsze zastrzeżenia budzi w ustawie postrzeganie zarodka jako grupy komórek, a nie jako organizmu ludzkiego. To zaś pozwala na tworzenie nadliczbowych zarodków, stwarza dla każdego dylemat etyczny i ogromną możliwość nadużyć. Podchodząc z największym szacunkiem do każdego życia, również do życia, które powstało dzięki in vitro, należy pamiętać, że jedno życie dziecka już poczętego, kochanego, jest okupione śmiercią wielu innych podczas przeprowadzanych nieudanych prób (skuteczność in vitro jest w granicach 8 proc.).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Wielu senatorów miało zastrzeżenia co do dopuszczenia stosowania tej metody dla par żyjących w związkach nieformalnych. Krytycznie oceniono możliwość wykorzystania surogatek, czyli kobiet, które mogą urodzić dziecko dla kogoś. Wskazywano też na niebezpieczne zapisy o anonimowości dawcy komórek rozrodczych, co jest sprzeczne z prawem dziecka do własnej tożsamości oraz wychowania w rodzinie, o możliwości poczęcia dziecka po śmierci jego rodziców lub przez osoby obce, albo też możliwości wskazania dowolnego mężczyzny jako ojca dziecka. Inny przykład niemal absurdu: ustawa mówi, że nawet niepełnoletni oraz niemający pełnej świadomości mogą być dawcami komórek męskich lub żeńskich! Takie i inne nierzadko nonsensowne zapisy w ustawie podzieliły senatorów. Zgłoszono kilkadziesiąt poprawek. Dwukrotnie też obradująca senacka Komisja Zdrowia rekomendowała odrzucenie ustawy w całości. Wreszcie w ostatecznym rozstrzygnięciu, 10 lipca 2015 r., w dwóch głosowaniach, w których uczestniczyło 93 senatorów, najpierw za odrzuceniem ustawy było 39 (54 przeciw), a następnie za uchwaleniem ustawy bez poprawek głosowało 46 senatorów, a przeciw było 43 (kilku senatorów PO zdecydowało mimo wszystko, że będą głosować przeciw – z pobudek etycznych). Tylko kilku głosów zabrakło, aby ustawę poprawić, choć nie wiadomo, na które poprawki byłaby zgoda, a które by wykluczono.
Co dalej? Cóż, metoda in vitro będzie nadal nabijała kabzę prywatnym klinikom. 250 mln zł popłyną dodatkowo z budżetu państwa, a więc od nas wszystkich. Niestety, senatorowie PO nie posłuchali wezwań polskich biskupów, nie przejęli się listem senatorów poprzednich kadencji, wnioskujących o dokonanie jednoznacznych zmian w tej ustawie. Nie uwzględnili licznych ekspertyz prawnych, uwag Sądu Najwyższego, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, a nawet zlekceważyli list Kancelarii Prezydenta RP, w którym wskazano konkretny przypadek zapisu niezgodnego z konstytucją. Podnoszone przez te podmioty zastrzeżenia zostały odrzucone, a uchwalona ustawa jest sprzeczna z wieloma rozwiązaniami prawa międzynarodowego, unijnego i polskiego.
Wynik głosowania nad tą pokrętną ustawą o rzekomym leczeniu niepłodności był, niestety, do przewidzenia. Ostatecznie przemówił lęk przed utratą miejsca na listach wyborczych – co zapowiedziała senatorom PO premier Ewa Kopacz. Ludzkie życie przegrało z prawami rynku, ze źle uformowanymi sumieniami polityków. Należy mieć nadzieję, że w następnej kadencji zostanie przywrócony ład prawny i moralny w tej ustawie.