Jakiś czas temu życzliwy sufler zasugerował Andrzejowi Dudzie, że w toczącej się kampanii wyborczej przed majowymi wyborami prezydenckimi nie powinien tak otwarcie deklarować, iż w sprawie in vitro zgadza się z polskimi biskupami (w domyśle – z nauczaniem Kościoła). No bo przecież podobno 70 proc. Polaków in vitro popiera...
A ja wołam: – Brawo, Panie Andrzeju! Wreszcie ktoś w tej kampanii odważnie zadeklarował, że sprawując urząd Prezydenta Rzeczypospolitej – jeżeli oczywiście zostanie wybrany – będzie się kierował wiarą i (prawidłowo ukształtowanym) sumieniem. Ryzyko takiej deklaracji jest duże, może nawet ważące dla wyników wyborów, ale człowiek wierzący w Boga oraz uznający autorytet Kościoła i jego pasterzy nic innego deklarować nie powinien.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„Taktyczne” milczenie w sprawie in vitro i w wielu innych sprawach zasadniczych – a tylko takich powinna dotyczyć kampania wyborcza – byłoby w gruncie rzeczy tchórzostwem i oszukiwaniem wyborców.
Wyborcy mają prawo znać „od podszewki” kandydata i jego poglądy. A poznawszy go, dokonać wyboru – nie tylko konkretnej osoby, ale także wizji Polski. Wybory (także gdy wyborcy wybierają absencję przy urnach) są miarą odpowiedzialności (lub nieodpowiedzialności) za siebie, za rodziny, za społeczeństwo i ojczyznę.