Usiedliśmy sobie w imieninowym nastroju w gronie przyjaciół, by porozmawiać o Polsce, o Europie, o naszych największych nadziejach, obawach, problemach oczekiwaniach. Uczestniczyli w tej rozmowie i młodsi
- licealiści, studenci, tylko co obronieni absolwenci, i starsi - mający za sobą troski i sukcesy czasów komunizmu, solidarności, odzyskiwania polskiej niepodległości. Rozmowa była luźna, ale dotykała
wielkich problemów. Oto bieda w Polsce - coraz szersze obszary bezrobocia, bezdomności, coraz więcej ludzi bezradnych wobec wyzwań, które niesie wolność. Tym bardziej, że niemało jest ludzi, którzy tę
wolność wykorzystują brutalnie przeciw innym ludziom, którzy krzywdzą. Dotknęliśmy zatem moralności społecznej - skąd to się bierze, że w tylu zawodach głośno jest o zachowaniach nieetycznych? Dramaty
w środowiskach lekarskich, prawniczych, w policji, wśród nauczycieli, profesorów szkół wyższych nie wyłączając, wśród dziennikarzy - o politykach i najwyższych kręgach władzy ani nie wspomnę. Na dodatek
wyraźny kryzys przechodzi polska rodzina - coraz więcej rozwodów, coraz mniej dzieci... Zbliżamy się do najważniejszych decyzji dotyczących naszej - polskiej i europejskiej - przyszłości. Będziemy te
decyzje podejmowali przygnieceni ogromnymi ciężarami własnych polskich niedomagań. A przecież dla wielu z nas - zwłaszcza jeśli uważnie wsłuchujemy się w słowa Ojca Świętego Jana Pawła II - argumentem
podstawowym za wejściem w struktury Unii Europejskiej jest to, że będziemy uczestniczyli w tworzeniu ogólnoeuropejskiego dobra, przeciwstawiali się złu. Z takim bagażem?
By skierować nasze myśli na tory z większą nadzieją, ojciec Jacek przypomniał starą żydowską opowieść. Oto do Rabina przychodzi młody człowiek przejęty ogromem zła, jakie widzi w świecie. Wiesz ty
co - odrzekł mu Rabin - tego zła w świecie jest naprawdę bardzo dużo. Pewnie znacznie więcej, niż my obaj widzimy. Ale i dobra jest z pewnością więcej, niż jesteśmy w stanie rozpoznać... Może jest zła
i dobra po równo? A jeśli tak, to od nas zależy, czego ostatecznie w świecie będzie więcej...
Jakoś tak wyszło nam w rozmowie, że zarówno działania patriotyczne, jak i troska o Europę i nasze wejście w jej struktury porównać można do budowania domu, duchowego domu. Znowu ojciec Jacek uporządkował
nasze myślenie: każdy dom musi mieć przynajmniej trzy cechy. Po pierwsze każdy z domowników musi czuć się w nim u siebie, musi być akceptowany taki, jaki jest, musi mieć szansę być sobą i po swojemu się
rozwijać. Po drugie dom musi być azylem, musi zapewniać bezpieczeństwo - każdy domownik musi wiedzieć, że tu właśnie nic mu nie zagraża, wszystkie niebezpieczeństwa pozostały za drzwiami. I po trzecie
w domu wszyscy są sobie bliscy, stanowią głęboką wspólnotę przy całej różnorodności. Otóż żaden dom nie bierze się niewiadomo skąd, nie powstaje sam z siebie. Dom tworzą domownicy. To ich zachowania,
postawy, decyzje sprzyjają lub niszczą poczucie bezpieczeństwa, bliskości, szans na osobisty i wspólnotowy rozwój. Tworzenie domu - rodzinnego, polskiego, europejskiego - to jest zadanie na dziś.
W pewnej chwili chciałem powiedzieć, że taki dom nie spada z nieba - i ugryzłem się w język. Bo właśnie z nieba pochodzi najlepszy dom i tylko stamtąd może pochodzić siła do jego tworzenia. Co jest
najważniejsze na dziś? Trzymać się obiema rękami Pana Jezusa - odpowiedział bez wahania ojciec Jacek. A na marginesie: wiecie jak dobrze jest prowadzić takie rozmowy wśród przyjaciół?
Pomóż w rozwoju naszego portalu