Przewodniczący CCEE kard. Péter Erdő mówił na temat instytucjonalnego wymiaru życia społecznego w dziejach jako „miejsca teologicznego”, zaś o kryzysie instytucji i wyzwaniach stojących przed rodziną w Europie - amerykański prawnik żydowskiego pochodzenia, prof. Joseph Weiler, który od 2013 r. kieruje Europejskim Instytutem Uniwersyteckim w Fiesole koło Florencji, zwanym też Uniwersytetem Unii Europejskiej. Z kolei Ludmiła i Stanisław Grygielowie zaprezentowali św. Jana Pawła II jako „papieża rodziny”. Natomiast abp Stanislav Zvolenský z Bratysławy omówił wyzwania duszpasterskie i możliwości zmian w prawie kanonicznym dotyczące małżeństwa.
Spotkanie z papieżem
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zwracając się do Franciszka w imieniu zgromadzonych, reprezentujących 45 państw, przewodniczący CCEE, kard. Péter Erdő podkreślił, że wiara chrześcijańska inspirowała rozwój kultury wszystkich narodów Europy, pomagając każdemu z nich dostrzec swą tożsamość w nowym świetle - w świetle Ewangelii. Chrześcijaństwo nie zgasiło tej różnorodności, ale dało solidną podstawę dla poszukiwania wspólnego dobra i sprzyjania solidarnym i sprawiedliwym relacjom.
Reklama
- Europa potrzebuje Chrystusa! Kiedy wiele mówi się o kryzysie gospodarczym, my wiemy, że najpierw Europa cierpi z powodu kryzysu człowieczeństwa oraz braku nadziei i życiowej perspektywy, którą może dać tylko Bóg – wskazał prymas Węgier. Potrzebują Jezusa europejskie społeczeństwa, które bardzo się zestarzały, bardziej stawiają na indywidualizm niż na rodzinę, patrzą na świat wyłącznie oczami ekonomii, sprowadzając wszystko do zysku i tego, co użyteczne, mają problemy z przyjęciem rodzącego się życia, osób starszych i niepełnosprawnych, społeczeństwa zawierające w sobie tyle peryferii egzystencjalnych i zdezorientowane w swym dążeniu do tego, co dobre, prawdziwe i piękne. – Nasi rodacy, nawet gdy nie zdają sobie z tego sprawy, potrzebują odnaleźć Jezusa Chrystusa, żyjącego i działającego w Kościele, swoim Ciele i swojej Rodzinie – dodał przewodniczący CCEE.
Zauważył, że Kościół często jest jedyną instytucją, wciąż obecną u boku ubogich, starców, samotnym kobietom w ciąży, ludziom młodym, szukającym bez większej nadziei sensu swego życia. – I chcemy być jeszcze bardziej obecni. Ale jeśli zabraknie wiary, na czym będzie opierać się nasza obecność? Dlatego jesteśmy zaangażowani w nową ewangelizację – zadeklarował węgierski kardynał. W nadziei, że Europejczycy zdadzą sobie sprawę z „miłości Boga, która puka do drzwi ich życia”, biskupi chcą nieść wszystkim dobrą nowinę Chrystusa, a także tworzyć wspólnoty otwarte na wszystkich.
W przemówieniu przekazanym na ręce kard. Erdő, Franciszek zachęcił do krzewienia współpracy duszpasterzy i rodzin, aby wspólnoty parafialne stawały się „rodziną rodzin”. Podkreślił, że w poszczególnych diecezjach zrodziło się wiele interesujących inicjatyw, które warto zebrać i udostępnić, aby mogły z nich korzystać także inne Kościoły lokalne.
Zaznaczył, że współpraca duszpasterzy i rodzin dotyczy również dziedziny edukacji. Dobrze pełniąca swoje funkcje rodzina jest sama w sobie szkołą człowieczeństwa, braterstwa, miłości, jedności, przygotowując obywateli dojrzałych i odpowiedzialnych. Natomiast współpraca między Kościołem a rodziną sprzyja dojrzewaniu ducha sprawiedliwości, solidarności, pokoju, a także odwagi w swoich przekonaniach.
Reklama
- Chodzi o wspieranie rodziców w odpowiedzialności za wychowanie dzieci, chroniąc ich niezbywalne prawo do zapewnienia dzieciom takiego wychowania, które uznają za najbardziej odpowiednie. Bowiem to rodzice są w istocie pierwszymi i głównymi wychowawcami swoich dzieci i dlatego mają prawo do wychowania ich zgodnie ze swymi przekonaniami moralnymi i religijnymi - podkreślił Franciszek. Zachęcił do nakreślenia wspólnych wytycznych duszpasterskich, aby promować i wspierać szkoły katolickie.
Na zakończenie papież wezwał biskupów Europy do dalszej troski o komunię między poszczególnymi Kościołami kontynentu, aby ułatwić jego owocną ewangelizację.
Za mało o rodzinach szczęśliwych
Ludmiła i Stanisław Grygielowie mówili o papieżu rodziny, jakim był św. Jan Paweł II. Ludmiła Grygiel przypomniała, że ks. Karol Wojtyła od końca lat 40. XX w. aż do wyboru na papieża był duszpasterzem grupy studentów, a następnie także ich rodzin. W praktyce więc stworzył „swego rodzaju parafię personalną, której prawdziwym proboszczem był aż do śmierci”. Ta praca duszpasterska z konkretnymi osobami poprzedzała jego refleksję filozoficzną i jej towarzyszyła. Jedna i druga powstawała w konfrontacji doktryny z życiem, prawdy Ewangelii i doświadczenia małżonków. To oni – jak sam przyznawał – uczyli go kochać ludzką miłość i przekonali, że miłość na całe życie jest możliwa. Wynikająca stąd papieska pewność była zaraźliwa dla młodych ludzi spragnionych miłości, rozczarowanych „mistrzami zwątpienia” głoszącymi śmierć czystej miłości, małżeństwa i rodziny.
Reklama
Ludmiła Grygiel nazwała duszpasterstwo Karola Wojtyły-Jana Pawła II integralnym, gdyż obejmowało wszystkie okoliczności życia małżeńskiego i rodzinnego: radości, trudności, zwycięstwa i konflikty. Znalazło to odzwierciedlenie w jego papieskim nauczaniu. Wystarczy ponownie przeczytać adhortację apostolską „Familiaris consortio”, w której są obecne wszystkie aktualne także dzisiaj problemy rodziny, za wyjątkiem zjawiska gender. Wskazała też na wpływ jaki wywarł na Wojtyłę jego biskup pomocniczy Jan Pietraszko, który sam prowadził podobne duszpasterstwo w Krakowie.
Stwierdziła też, że rodziny, zarówno szczęśliwe, jak i te, które przeżywają kryzysy, potrzebują duszpasterstwa dostosowanego nie do świata, ale do nauczania Tego, który wie czego pragnie ludzkie serce. Ewangelicznym paradygmatem takiego duszpasterstwa jest dialog Jezusa z Samarytanką. Wymaga ono jednak głębokiego przylgnięcia duszpasterzy do prawdy sakramentu małżeństwa.
Ludmiła Grygiel zauważyła, że dzisiejsi chrześcijanie są w podobnej sytuacji jak Chrystus, który mimo zatwardziałości serc ludzi Mu współczesnych wciąż proponował taki model małżeństwa, jakim od początku chciał je Bóg. Ponadto jej zdaniem chrześcijanie mówią dziś zbyt dużo o małżeństwach, które się rozpadły, a za mało o małżeństwach szczęśliwych; za dużo o kryzysach w rodzinie, a za mało o tym, że wspólnota małżeńska i rodzinna zapewnia człowiekowi nie tylko szczęście na ziemi, ale i w niebie, a ponadto to w niej realizuje się powołanie ludzi świeckich do świętości.
Trzeba wracać do źródła
Reklama
Z kolei prof. Stanisław Grygiel z Papieskiego Instytutu Jana Pawła II w Rzymie podkreślił, że „miłość na zawsze” i szczęście stanowią jedność. Jest ona trudna i wymaga „wiernej i odpowiedzialnej pracy”, o której Karol Wojtyła pisał w książce „Miłość i odpowiedzialność”. Natomiast ludzie szukający miłości i szczęścia w sposób nieodpowiedzialny popadają w chaos przemijających słów i czynów, przed którym kard. Wojtyła przestrzegał w czasie rekolekcji, jakie głosił w Watykanie w 1976 r.
Pomijanie tej „miłości na zawsze”, o której Chrystus mówił Samarytance jako o „darze Bożym”, powoduje, że małżonkowie, rodziny, a przez nich społeczeństwo schodzi z prawej drogi na bezdroża. Proponowane im przez niektórych teologów „miłosierny” odpust nie jest w stanie powstrzymać postępującej sklerozy serc, które zapominają jak było „od początku”. Marksizm, według którego filozofia powinna raczej zmieniać świat niż go kontemplować, znalazł drogę do umysłów pewnych teologów, którzy - mniej lub bardziej świadomie – zamiast patrzeć na człowieka i świat w świetle odwiecznego słowa Boga żywego, patrzą z perspektywy przemijających tendencji socjologicznych – zaznaczył prof. Grygiel.
W konsekwencji usprawiedliwiają oni czyny „zatwardziałych serc” i mówią o miłosierdziu Bożym jakby chodziło o tolerancję o zabarwieniu litości. Dla takich teologów człowiek nie jest jeszcze wystarczająco dojrzały, by w świetle miłosierdzia Bożego odważnie patrzeć na prawdę miłości. Nie znając „daru Bożego”, dopasowują słowo Boże do pragnień zatwardziałych serc. Być może nie zdają sobie sprawy, że nieświadomie proponują Bogu praktykę duszpasterską przez siebie wypracowaną jako drogę, która mogłaby Go poprowadzić do ludzi.
Reklama
- Pod koniec życia Jan Paweł II, widząc do jakiego stopnia zatwardziałość niszczyła serca ludzi, powierzonych jego posłudze Piotrowej, pod przedstawieniem sądu ostatecznego w Kaplicy Sykstyńskiej wydał proroczy krzyk: „Gdzie jesteś, źródło?”. To prawda, człowiek dojrzewa, nawracając się do Źródła, które jest Początkiem i Końcem. I tym krzykiem żyje praktyka duszpasterska – wskazał polski znawca myśli Jana Pawła II.
Europejski „synod” biskupów
Podsumowując w rozmowie z KAI dzisiejsze obrady abp Marek Jędraszewski wyraził opinię, że obrady biskupów europejskich są już w jakiejś mierze początkiem zgromadzenia Synodu Biskupów nt. rodziny, oczywiście w odniesieniu do Europy. Jego zdaniem trudno przecenić głos Europy w spojrzeniu na problemy małżeństwa, które w świecie zachodnim znajduje się w głębokim kryzysie.
Przewodniczący Komisji CCEE ds. katechezy, szkół i uniwersytetów zaznaczył, że głos biskupów i relatorów świeckich był jednoznaczny, gdy chodzi o nierozerwalność małżeństwa. Przyszłość społeczeństw i kultury zachodniej w dużej mierze zależy od tego, jaka będzie rodzina, także od strony jej ujęć prawnych. W wielu państwach bowiem z małżeństwem pojętym jako związek kobiety i mężczyzny próbuje się zrównywać związki homoseksualne.
Metropolita łódzki przywołał wypowiedź abp. Stanislava Zvolensky’ego, według którego nie można mówić o prawdziwym duszpasterstwie rodzin, jeśli się będzie kwestionowało nierozerwalność małżeństwa. Dochodziłoby wówczas do fundamentalnego pomylenia pojęć.
Reklama
Za bardzo ważne uznał też stwierdzenie prof. Grygiela, który odwołał się do pytania z „Tryptyku Rzymskiego” Jana Pawła II: „Gdzie jesteś, źródło”. Kryzys rodziny dzisiaj wynika bowiem z tego, że nie chce się szukać źródła i prawdy o małżeństwie, które wynikają z tego, co o małżeństwie wiemy z Objawienia, a co jest też wpisane w naturę człowieka. Niekiedy ulegamy dzisiaj, co też podkreślił prof. Grygiel, współczesnej modzie filozoficznej - mającej zresztą swe zakorzenienie w XIX wieku: w marksizmie, a jeszcze wcześniej w heglizmie - że to człowiek tworzy prawdę i próbuje do niej dostosować odpowiednie modele życia. XX wiek wielokrotnie pokazał, do jakich tragedii może doprowadzić tego typu ideologizacja.
Najważniejsze jest to, by człowiek w pokorze zapytał: Gdzie jesteś prawdo? Gdzie znajdę źródło tego światła, które oświeci moje życie? – wskazał abp Jędraszewski. A gdy chodzi o praktykę duszpasterską małżeństwo konieczne trzeba podkreślać, że małżeństwo to nie jest zwykła umowa między kobietą i mężczyzną na to, żeby żyć razem i ewentualnie mieć dzieci. Jest to związek kobiety i mężczyzny otwarty na prawdę Bożą i Boże błogosławieństwo, na realizację Bożego zamysłu odnośnie do małżeństwa. Jeżeli tak się do małżeństwa podejdzie, to możemy mówić o jego trwałym i nierozerwalnym fundamencie i widzieć w otwarciu na Bożą łaskę ciągłą gotowość do tego, by z chwili trudności i kryzysów podnosić się i jeszcze bardziej być ze sobą związani, silniejsi, bardziej przygotowani do tego, by razem przezwyciężać ewentualne trudności.
Hierarcha zauważył, że dziś mówi się, że każdy człowiek ma prawo do swojego życia i swojego szczęścia – i to jest w jakiejś mierze prawdziwe. Ale zupełnie zapomina się o jednym: w kontekście rozwodów nie bierze się pod uwagę największego nieszczęścia dzieci, jakby ich nie było, jakby one miały prawa do szczęścia, jakby rodzice traktowali je w tym momencie jak przedmioty, które można przywieźć do siebie w środę, piątek czy niedzielę, a potem usunąć tę „rzecz” ze swego życia i oddać komuś innemu. Jest to ogromna krzywda. Wiele problemów i zranień młodych ludzi w Polsce wynika z tego, że nie mieli ojca lub matki, nie mieli normalnego życia rodzinnego i są zagubieni, samotni, już na starcie swojego życia pozbawieni nadziei. Otwiera się wtedy droga do cynizmu albo zabijania naturalnego pragnienia szczęścia przez ucieczkę w alkohol czy narkotyki, które faktycznie niszczą człowieka. Ratunkiem dla nich może być to, żeby ich rodzice zrozumieli, iż w chwilach ich – rodziców – kryzysu, muszą sobie postawić fundamentalne pytanie o szczęście ich dzieci i o własną odpowiedzialność za dzieci, które przecież sami powołali do życia i nikt z nich tej odpowiedzialności nie może zdjąć.