Pani Niedzielowa została poproszona przez sąsiadów z klatki schodowej o przypilnowanie ich córeczki. Pan Niedziela nie miał nic przeciwko temu, chociaż całoweekendowe „wynajęcie” żony uważał za lekką przesadę. Ale czego się nie robi dla dobrosąsiedzkich stosunków.
– Dziękujemy, że Pani się zgodziła. Musimy z żoną dotrzymać towarzystwa na karnawałowej imprezie swoim wpływowym przyjaciołom. Wiele od nich zależy. Niestety, zabawę zaplanowano w eleganckim górskim hotelu. Dojazd, powrót... To zajmie trochę czasu – sąsiad gorączkowo się tłumaczył.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– To drobiazg. Trzeba sobie pomagać – odpowiedziała szczerze Niedzielowa.
– Oczywiście. Jak tylko będzie Pani w potrzebie, proszę liczyć na naszą pomoc i odwzajemnienie... A córeczka jest bardzo grzeczna – zapewniała sąsiadka.
– Proszę jechać. Ela, jak mnie widzi, zawsze się uśmiecha – pani Niedzielowa uspokajała sąsiadów.
Wszystko przebiegało spokojnie, zgodnie z obietnicami Pani Niedzielowej. Potrafiła tak zająć dziewczynkę, że ta nie miała czasu się nudzić. Kosztowało to trochę wysiłku, toteż niecierpliwe stukanie do drzwi Pana Niedzieli w momencie, kiedy Elunia zasypiała po smacznym obiadku, lekko Niedzielową zirytowało.
Reklama
– Proszę cię... Nic się nie dzieje, daję radę. Wzięłam trochę papierkowej roboty. Powiedziałeś, że umówiłeś się z Jasnymi na pogawędkę, to co ty tutaj jeszcze robisz? Wiesz dobrze, że Ela na twój widok płacze! Tak mi nie pomożesz!
Panu Niedzieli nie pozostało nic innego, jak udać się do Jasnych.
– Co się stało? Przez telefon nie za bardzo zrozumiałem... Twoja żona niańczy jakieś dziecko, a ty? – powitał Niedzielę na progu domu Pan Jasny.
– Nie: „jakieś dziecko”, tylko dziecko sąsiadów. Wyjechali na biznesowe spotkanie w góry.
– Mówisz o...
– Tak.
– Moi znajomi znają ich i właśnie wczoraj powiedzieli mi, że będą się z nimi widzieć w sprawie dosyć poważnego projektu finansowego. Ale nie w górach, tylko u nas, w tym ekskluzywnym lokalu pod miastem... – Jasny nie skończył jeszcze mówić, a Niedziela już wykręcał numer do małżonki.
– Słuchaj, kochana. Sąsiedzi cię okłamali. Co prawda są na biznesowym spotkaniu, ale blisko, w mieście, a nie gdzieś daleko w górach. A ty przez cały weekend nie dość, że zawalona swoją pracą, to jeszcze musisz niańczyć cudze dzieci...
– Nie okłamali, bo sami mi powiedzieli, dokąd jadą. A gdyby nawet... Zobowiązałam się im pomóc, więc to robię.
– Przecież cię wykorzystują! Trzy dni... Mogli zatrudnić nianię i jej zapłacić – pan Niedziela nie odpuszczał.
– Mogli, ale widocznie mają do mnie zaufanie i wiedzą, że Ela mnie lubi i czuje się ze mną bezpieczna. I o to chodzi. A poza tym – „pacta sunt servanda” (łac.: umów należy dotrzymywać) – zakończyła rozmowę Niedzielowa.
Niedziela miał tylko cichą nadzieję, że sąsiedzi zrewanżują się i popilnują mieszkania, kiedy on z małżonką będzie na długich, zasłużonych wakacjach. Bo przecież – pomyślał słodko-gorzko – „pacta sunt servanda”.