Wszystko zaczęło się, gdy były uczennicami II LO im. króla Jana III Sobieskiego. To wtedy trafiły do wolontariatu. I zostały. Krakowianka Agnieszka Dąbrowska studiuje biotechnologię molekularną. Jest magistrantką w zakładzie mikrobiologii, w grupie wirusologii. Anna Krzykawska pochodzi z Sułkowic. W Krakowie mieszka od czasu liceum. Obecnie jest studentką II roku psychologii stosowanej.
Co sprawia frajdę?
W moim przypadku wszystko zaczęło się od propozycji, gdy pan Grzegorz Bobek, katecheta w liceum, zaprosił do udziału w organizacji kiermaszu wspomina Agnieszka. Dodaje, że najpierw wspólnie z koleżankami wykonały metodą decoupage ozdoby świąteczne. Dochód z ich sprzedaży był przekazany na pomoc dzieciom. Tak zaczęła się jej trwająca już 6 lat przygoda z wolontariatem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ania, która w wolontariacie jest czwarty rok, pamięta, że w I klasie liceum na godzinę wychowawczą przyszedł pan Grzegorz Bobek i opowiadał o wolontariacie, przedstawiał jego idee. Najpierw to były działania doraźne, na przykład kwesty, jeszcze bez kontaktu z pacjentami, z ich rodzinami przyznaje studentka psychologii. Podkreśla, że to wolontariat miał wpływ na wybór kierunku studiów. Pamiętam, że w III klasie, pomimo nawału obowiązków przed maturą, zaczęłam więcej czasu poświęcać na wolontariat wspomina Anna Krzykawska. Wtedy uświadomiła sobie, że ta forma pomagania chorym dzieciom i ich rodzicom sprawia jej… frajdę. Wiele osób się dziwi, jak mogę odnajdywać radość w kontakcie z bardzo chorymi dziećmi przyznaje i przekonuje: Te wizyty domowe, spotkania z chorym dzieckiem, z jego rodziną naprawdę wiele dają. Udział w organizowanych mikołajkach, urodzinach to świetna zabawa! A czasami pomoc wolontariusza to jest… siedzenie przy herbacie i wspólny śmiech z rodzicami naszych dzieci.
Jak wywołać radość?
Agnieszka, zapytana, dlaczego właśnie tę formę wolontariatu wybrała, wyjaśnia: Myślę, że wpływ na to miały moje zainteresowania biologią oraz to, że bardzo lubię przebywać z dziećmi. Przyznaje, iż nie patrzy na pacjenta ze świadomością, że ten za miesiąc czy rok może umrzeć. Jestem z nim i cieszę się z tej formy wspólnego spędzania czasu, z tego, że mogę zapewnić mu chwile szczęścia, że czegoś się nauczy, w jakimś zakresie rozwinie mówi, zauważając, że to działa w obie strony: Moja obecność sprawia choremu radość, ale i mnie daje dużo satysfakcji.
Wolontariuszki mają na swym koncie udział w kwestach oraz spotkaniach z chorymi dziećmi, z ich rodzicami. Które wydarzenia w sposób szczególny utkwiły im w pamięci?
Reklama
Każde doświadczenie jest ważne zauważa Anna Krzykawska. Po chwili opowiada historię Wiktora, który, tak jak wszystkie dzieci z Alma Spei, jest bardzo chory. W przypadku Wiktora każda infekcja, przeziębienie są groźne i mogą doprowadzić nawet do śmierci mówi wolontariuszka. Opowiada, jak chłopiec zachorował na grypę przed I Komunią św. Kiedy kapelan zaproponował, żeby Wiktor przyjął Pana Jezusa w domu, chłopiec nie wyraził zgody. Gdy wyzdrowiał, na Mszy św., na której Wiktor przyjmował po raz pierwszy Komunię, zebrała się jego rodzina, personel hospicjum, wolontariusze… Ania, wspominając to wydarzenie, mówi: Uroczystość była naprawdę piękna i wzruszająca, ale najpiękniejszy był uśmiech Wiktora, jego radość. Mama chłopca też nie kryła radości, że I Komunia została przez jej syna w takiej atmosferze przeżyta.
Agnieszka Dąbrowska: Pamiętam, jak jeździliśmy do Jałowcowej Góry, gdzie wolontariusze przejmują opiekę nad dziećmi tymi chorymi i zdrowymi, bo w wyjazdach uczestniczą całe rodziny. Kiedyś miałam się zająć dziewczynką, która nie słyszała, miała ograniczoną możliwość widzenia oraz ograniczone możliwości ruchowe. Wolontariuszka przyznaje, że to było dla niej wyzwanie, ale na szczęście mogła liczyć na pomoc ze strony rodziców. Oni zostawiają nam pod opieką te swoje najcenniejsze skarby, więc chętnie się dzielą swym doświadczeniem zauważa i kontynuuje wspomnienie: Pamiętam, że w czasie jednych zajęć przygotowałam masę solną, w której odciskałyśmy nasze dłonie. Nigdy nie zapomnę radości Gabrysi, jej uśmiechu przy tych zajęciach.
Czy warto wspierać?
Agnieszka podkreśla, że to jest specyfika wolontariatu, iż ci, którzy się w tę działalność angażują, czują się pożyteczni, potrzebni. Co jeszcze daje wolontariat? pytam moje rozmówczynie. Na pewno kontakt z drugim człowiekiem, możliwość poznania wielu wspaniałych, nie tylko młodych ludzi, zaprzyjaźnienia się z nimi… wylicza Ania, dla której cenne jest również doświadczenie zdobywane z myślą o zawodzie, do wykonywania którego się przygotowuje.
Dla mnie najważniejsze jest to, że mogę przebywać z dziećmi i z ich rodzinami przyznaje Agnieszka. Podkreśla, że dzięki temu zaczęła postrzegać świat z innej perspektywy. Tak jak każdy lubię narzekać z powodu różnych błahostek, a potem popatrzę na te dzieci i już wiem, że nie powinnam się tak zachowywać zauważa i dodaje, że te spostrzeżenia, obserwacje motywują ją do szybszego uporania się ze swymi problemami. A ponadto wolontariat uczy pięknych życiowych postaw, zwłaszcza, gdy patrzę na rodziców chorych dzieci, podziwiam ich zaangażowanie, bezgraniczną miłość i często jestem pozytywnie zaskoczona, że to mężczyzna jest osobą mocno zaangażowaną w opiekę nad chorym dzieckiem, że kiedy tylko może, to z nim jest przyznaje Agnieszka i mówi, że te przykłady są bardzo budujące. Ania zapewnia: Naprawdę, po ciężkim dniu biegania, skakania, przebierania się w taki czy inny strój, uśmiech dziecka daje więcej niż jakakolwiek materialna zapłata.
To, czym się zajmujemy, bardzo trudno opowiedzieć, to trzeba po prostu przeżyć przekonują moje rozmówczynie, zachęcając do wspierania wolontariatu, do włączania się w tę tak potrzebną formę aktywności.