Na razie tylko do pigułek antykoncepcyjnych i tylko w 50%. Więcej budżet mógłby nie udźwignąć, zwłaszcza, że już zęby na państwową kasę ostrzą sobie strażacy, pielęgniarki, nauczyciele, emeryci i wielu
innych, którzy nie rozumieją historycznej powagi sytuacji. Wtórują im cherlacy z cukrzycą, miażdżycą i innymi choróbskami, domagając się osławionych leków za złotówkę. Jakby im sama ustawa i obietnice
ministra Łapińskiego nie wystarczały do poprawy samopoczucia! A biedny rząd dwoi się i troi, aby ulżyć doli najbardziej potrzebujących.
Minister Jaruga-Nowacka z morza ludzkich nieszczęść wyłowiła na początek tych, którzy już od okrągłych 10 lat cierpią z powodu wyjątkowo, jej zdaniem, restrykcyjnej ustawy o prawnej ochronie dziecka
poczętego i warunkach przerywania ciąży. Jako, że zmiana wspomnianej ustawy przed referendum unijnym byłaby niepolityczna, dlatego na osłodę wyposzczonym rodakom zapowiedziała dopłaty do pigułek gwarantujących
seks bez zawracania sobie głowy alimentami. Mnie ta akurat hojność rządu nie obejmuje, ale spodziewam się, że niebawem specjaliści od równego statusu kobiet i mężczyzn zaczną dopłacać również do innych
ludzkich przyjemności.
Bo, że seks jest przyjemnością, a nie czynem społecznym, w to nikt chyba nie wątpi. Podobnie jak co do tego, że płodność nie jest chorobą wymagającą leczenia, jak choćby stwardnienie rozsiane. Spodziewam
się zatem, że jeszcze przed feriami rząd zgłosi ustawę o dofinansowaniu narciarzom 50% ceny karnetów na wyciągi, kierowcom 50% ceny paliwa i połowy składki OC, palaczom zrefunduje co drugiego papierosa,
a pijaczkom co drugą flaszeczkę. Nie wyobrażam sobie przecież, by ci, co z urzędu bronią równego statusu złamali konstytucyjną zasadę równości obywateli wobec prawa. Dlaczego wszyscy mielibyśmy się składać
na przyjemności niektórych?
Pomóż w rozwoju naszego portalu