Nasza klasa od samego początku ma w sobie wyjątkowy klimat.
Kiedy słucham opowiadań kolegów z innych szkół, to zazwyczaj narzekają,
że u nich w klasie ludzie pamiętają o sobie tylko w sprawach szkolnych.
Cała reszta to prywatna przestrzeń każdego. U nas bardzo dużą uwagę
przykładamy do zachowania jedności i atmosfery rodzinnej. Nawet teraz,
kiedy jesteśmy w klasie maturalnej, nie zapominamy o wspólnym świętowaniu.
Tuż przed świętami postanowiliśmy obdarować się gwiazdkowymi prezentami.
Ustaliliśmy, że każdy ma wylosować sobie osobę, której przygotuje
prezent na gwiazdkę. Żeby uniknąć wielkich różnic, umówiliśmy się,
że nasze prezenty mają się zmieścić w kwocie 20 zł. W tym roku jako
mojego "gwiazdkowego" partnera wylosowałem Wojtka. Kupiłem mu modną
ostatnio płytę "Budki Suflera". Płyta kosztowała trochę więcej, ale
zazwyczaj tak jest, że nikt się nie mieści w ustalonej kwocie. Dziewczyny
są w tym zawsze najlepsze. Ich prezenty sięgają nawet 50 zł. W tym
roku trafiłem bardzo dobrze. Zostałem wylosowany przez Monikę, a
ta nie należy do najbiedniejszych, toteż w mojej świątecznej paczce,
oprócz wielu oryginalnych drobiazgów, dostałem najnowszą grę komputerową.
Było mi więc tym bardziej głupio, że nie mogłem swojego prezentu
dać Wojtkowi, bo ten po prostu nie przyszedł do szkoły. Postanowiłem
jednak zrobić mu niespodziankę i zanieść prezent do jego domu. I
tu popełniłem największą głupotę kończącego się stulecia. Okazało
się, że Wojtek poszedł na wagary, a jego mama była święcie przekonana,
że siedzi w szkole. Przy okazji poznałem jego tatę. Nie wiedziałem,
że jest on osobą niepełnosprawną. Tata Wojtka miał ciężki wylew i
został tak sparaliżowany, że może poruszać się tylko na wózku inwalidzkim.
Na szczęście Wojtek zjawił się w szkole następnego dnia. Kiedy zobaczyłem
go w szatni, musiałem zacząć od przeprosin: "Wojtek, wybacz mi, wczoraj
nie pomyślałem o tym, że przecież mogłeś być na wagarach, i pewnie
wkopałem cię przed twoimi rodzicami" - zacząłem się gęsto tłumaczyć
i jednocześnie skierowałem w jego stronę mój gwiazdkowy prezent. "
Nic się nie stało, Kuba, jakoś to wytłumaczyłem rodzicom - odpowiedział
ze szczerym uśmiechem. - Mam tylko do Ciebie małą prośbę. Możemy
usiąść na chwilę?". Sprawa zaczęła wyglądać na poważną. "Widzisz,
stary, nie przyszedłem wczoraj do szkoły, bo się wstydziłem - zaczął
się tłumaczyć. - Po prostu nie stać mnie było na zrobienie prezentu.
U nas w domu 20 zł to strasznie dużo pieniędzy. Tato jest ciężko
chory, mama straciła ostatnio pracę, jestem
jeszcze z dwójką rodzeństwa i nie stać mnie na robienie
komuś prezentów. 20 zł to dla naszej rodziny pieniądze na trzy dni.
Dlatego bardzo bym cię prosił, abyś prezent, który masz dla mnie,
dał Monice, bo ja ją wylosowałem i pewnie jest mocno zawiedziona,
że wczoraj nic nie dostała". Zgodziłem się bez żadnego zastanowienia.
Jednocześnie zrobiło mi się głupio, że coś, co dla mnie jest proste
i oczywiste, dla kogoś innego jest nie do osiągnięcia. Dla mnie przecież
odłożyć z kieszonkowego 20 zł to żaden problem, a dla rodziny Wojtka
to utrzymanie na trzy dni. Wojtek zauważył pewnie moje zasmucenie. "
Kuba, nie martw się, jakoś damy sobie radę - pocieszał - a poza tym,
podczas tych wczorajszych wagarów dostałem najważniejszy prezent
w moim życiu". Od razu pomyślałem, że może wreszcie znalazł się jakiś
nadziany sponsor albo Wojtkowi udało się przynajmniej znaleźć pracę
dla mamy. "Kiedy wczoraj na wagarach próbowałem zabić czas i tak
łaziłem bezczynnie po ulicach wściekły na to, że muszę uciekać -
ze szkoły, bo nie miałem pieniędzy na prezent - z domu, bo nie chciałem
zasmucać mamy i mówić jej o nowych wydatkach, zdarzył się cud. -
rozpoczął swój wywód Wojtek. -
Zobaczyłem bezradnego chłopaka na wózku inwalidzkim. Od
kiedy mój tato porusza się takim wózkiem, stałem się wrażliwszy na
tego typu sprawy. Ten chłopak miał elektryczny wózek i widocznie
akurat w tym momencie wysiadł mu akumulator. Podbiegłem i zawiozłem
go do domu. Siedzieliśmy bardzo długo. Trochę graliśmy w szachy,
trochę rozmawialiśmy o komputerach. Niby nic wielkiego, ale na koniec
ten chłopak powiedział mi, że byłem dla niego największym prezentem
w tym dniu. Wiesz, cieszę się, że poszedłem na te wagary i nie wyciągnąłem
od mamy tych nieszczęsnych 20 zł. Wczoraj zrozumiałem, że nie trzeba
mieć pieniędzy, żeby dawać dary". Dzięki Wojtkowi ja też to zrozumiałem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu