Nie ma chyba w polskich mediach sformułowania częściej używanego niż „społeczeństwo obywatelskie”. Wzmacnianie samoorganizacji i odczytywanie woli ludzi ma być głównym celem działania ministerstw i unijnych agend. Ze względu na sukcesy w tych obszarach Jerzy Owsiak kreowany jest na świeckie bóstwo, a skrajnie lewicowa „Krytyka Polityczna” otrzymuje milionowe dotacje.
Kłopot zaczyna się jednak wtedy, gdy społeczna samoorganizacja idzie w kierunku innym niż pożądany przez władze i lewicowo-liberalne media. Wówczas nagle język opisu się zmienia. Koła Przyjaciół Radia Maryja stają się dla mediów niemalże moherowymi bojówkami, marsze w obronie Telewizji Trwam przykładami nieuprawnionego nacisku na organy państwowe, setki tysiące podpisów przeciw posyłaniu 6-latków do szkół głosami nieprofesjonalistów, a społeczne projekty ustaw w obronie życia papierkami bez znaczenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Podobnymi przykładami lekceważenia woli społecznej w ostatnich latach można by zapisać grubą książkę. A jednak, gdyby ktoś się o takie dzieło pokusił, podsumowanie powinno być optymistyczne. Bo mimo wszystko to prawdziwe społeczeństwo obywatelskie ma na koncie ogromne sukcesy. Pomimo siedmioletnich już rządów ekipy, dla której polskość to obciążenie, nasza wspólnota narodowa potrafiła obronić i wzmocnić najważniejsze wartości. Nie pozwolono na wycofanie nauczania historii ze szkół, na zepchnięcie Kościoła na margines, na rozdanie miejsc na multipleksie samym swoim. Wymuszono aktywniejszą walkę z kłamstwami historycznymi, nie pozwolono zgasić pamięci o tragedii smoleńskiej i jej ofiarach. Coraz więcej wokół nas pojawia się pozytywnych inicjatyw, zorganizowanych środowisk, mediów służących prawdzie.
Wielokrotnie przekonywaliśmy się, że ta oddolna presja ma sens. Jest ona konieczna, gdy rząd jest niemądry i szkodzi krajowi, ale błędem byłoby uznanie, że wraz ze zmianą władzy, co zdaje się nadchodzić, można sobie odpuścić. Nie. Walka o edukację, kulturę, prawdę historyczną, suwerenność i prawo do wyznawania wiary nie skończy się nigdy. Żaden rząd nie zdoła sam powstrzymać lobby homoseksualnego czy deprawatorów młodzieży. To można zrobić tylko wspólnym wysiłkiem. Organizujmy się więc, jak potrafimy, w strukturach już istniejących lub nowych. Sięgnijmy do tradycji sprzed II wojny światowej i jeszcze wcześniejszych, gdy samoorganizacja społeczna przygotowała będący pod zaborami naród do niepodległości. Wtedy też mówiono: jesteście bez szans, biegu historii nie da się odwrócić. Dało się. Dziś także tyle będzie Polski, ile sił będą mieli jej obrońcy.
* * *
Michał Karnowski
Autor jest publicystą tygodnika „wSieci” oraz portalu internetowego wPolityce.pl