Piszę tę refleksję w momencie, gdy trwają w Katowicach negocjacje górniczych związków zawodowych z przedstawicielami rządu w sprawie zmian w rządowym programie restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego.
Związkowcy grożą, że fiasko tych rozmów oznacza rozpoczęcie akcji strajkowej. Chodzi o zwolnienie 35 tys. osób, zamknięcie 7 z 41 istniejących kopalń węgla. Tymczasem Instytut Pracy i Spraw Socjalnych
podaje, że już teraz 60% Polaków żyje poniżej tzw. minimum socjalnego.
Ważny to problem społeczny. Tak duży procent ludzi żyjących poniżej normy socjalnej to dramat naszych przeobrażeń ustrojowych i wielkie rozczarowanie kierunkiem tej "drogi ku lepszemu". To przede
wszystkim ogromne rozgoryczenie, że po czasie wielkiej euforii zmian doszliśmy do tak bardzo trudnej sytuacji. Bieda zagląda do domów większości rodzin, szczególnie tych bardziej licznych. Nie dziwimy
się więc, że górnicy biją się o swoje. Górnik to nie tylko zwykły "zarabiacz" pieniędzy. Górnik to człowiek, który kocha swoje miejsce pracy. Znam trochę górniczy stan i wiem, że górnicy są niezwykle
związani ze swoją kopalnią, ze środowiskiem, w którym pracują. Często zdarza się, że od młodych lat pracują w kopalni i stała się ona dla nich prawie drugim domem. Do tego niebezpieczeństwo, które towarzyszy
górnikowi każdego dnia, i odpowiedzialność za życie kolegów, spaja ich ze sobą więzami przyjaźni.
Teraz więc, gdy pojawia się groźba zamknięcia tylu miejsc pracy - a ileż było zamkniętych już wcześniej! - i gdy ludzie mają złe doświadczenia, dotyczące różnych rządowych obietnic, są zdeterminowani
i mocno się bronią.
Zdeterminowani są nie tylko górnicy. Przerażeni widmem bezrobocia są niemal wszyscy pracujący w Polsce. Wydaje się, że dłużej tak nie można żyć. I nie wolno tu już patrzeć na Brukselę, ale pomyśleć,
jak pomóc obywatelowi, któremu ten rząd ma służyć i na którym w końcu stoi. Rozumiem determinację arcybiskupa metropolity katowickiego Damiana Zimonia, który tak ustawił duszpasterstwo w diecezji, żeby
maksymalnie pomagać ludziom znajdującym się w bardzo trudnej sytuacji. Także biskup sosnowiecki Adam Śmigielski apeluje wciąż do swoich duszpasterzy, by pomagali parafianom. Pasterz archidiecezji częstochowskiej
na pierwszym miejscu stawia pomoc biednym i bezrobotnym. Oczywiście, Kościół nie ma możliwości tworzenia miejsc pracy, ale zawsze może jakoś wychodzić naprzeciw ludzkiej biedzie. Taka sytuacja jest więc
wyzwaniem dla parafii całego Śląska, dla diecezji sosnowieckiej, gliwickiej, częstochowskiej.
Księża robią, co mogą, ale sprawy są w istocie w rękach rządzących. SLD dużo obiecywało przed wyborami, a na Śląsku czy w Zagłębiu tak wielu głosowało na tę partię. Ufajmy, że koalicja podejmie konkretne
kroki, żeby ludziom pomóc. Muszą być jakieś sposoby, by ratować górników, by ratować człowieka! Pozostajemy w modlitewnej łączności z górnikami - a trzeba nam wiedzieć, że Śląsk jest bardzo związany z
Jasną Górą. Modlitwą umacniajmy ich, wspomagajmy, by byli wewnętrznie zwarci, solidarni między sobą, bo inaczej mogą wiele stracić.
Mówi się ostatnio coraz głośniej, że Polska zaczyna przypominać kraje Trzeciego Świata. To nieprawdopodobne, że dopuściliśmy do takiej sytuacji i nie umiemy jej zaradzić. Skoro toczymy takie boje
o władzę, to podejmujmy sensowne decyzje albo pozwólmy rządzić innym.
I módlmy się za wszystkich, którzy utracili pracę, którzy są zagrożeni jej utratą, a także za tych, którzy w imieniu całego narodu podejmują wiążące decyzje. Pamiętajmy, że jest jeszcze sprawiedliwość
Boża. Ludzie nie są wszechmocni, choć czasami wydaje się, że osiągnęli już nieziemskie szczyty. A przykładem w modlitwie, jasnym wskazywaniem drogi i ufną zachętą niech nam służy zawsze Matka nasza Jasnogórska
- Ucieczka grzesznych, Orędowniczka strapionych, Wspomożenie wiernych...
Pomóż w rozwoju naszego portalu