Ojciec strzelił gola
Nie wytrzymał jednak próby, jaką była śmierć żony Emilii w 1929 r. Wprawdzie, jak wynika z relacji sąsiadów i rodziny Wojtyłów, Karol Wojtyła nie był zaskoczony jej śmiercią chorowała bowiem długo i z pewnością spodziewał się jej odejścia ale było to dla niego i tak nad wyraz bolesne przeżycie.
Pierwszym zadaniem, jakie go czekało, było poinformowanie 9-letniego Lolka o odejściu mamy. Mimo że z zawodu był wojskowym, nie znalazł w sobie tyle sił, by oznajmić to chłopcu osobiście. Poprosił nauczycielkę Lolka, by delikatnie, po kobiecemu, przekazała mu tę tragiczną wieść. Tylko Edmunda powiadomił sam.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Po pogrzebie Emilii zabrał obu synów na pielgrzymkę do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ojciec Święty przez całe życie to pamiętał i nieraz wspominał, stanowiło to dla niego ważne doświadczenie opowiada kard. Stanisław Dziwisz.
W Wadowicach powszechne było przekonanie, że po odejściu Emilii zarówno Karol Wojtyła, jak i jego syn Lolek boleśnie odczuwali tę stratę. Zaobserwowali to koledzy Lolka. Jeden z nich, Jan Kuś, na zawsze zapamiętał scenę, gdy przed lekcjami wstąpił na chwilę do kościoła. Wtedy zobaczyłem starszego pana, nieco pochylonego, z siwą jak gołąbek brodą, prowadzącego za rękę mojego kolegę Lolka. Na ich twarzach malował się smutek był to rok 1929.
Reklama
W domu przy Kościelnej mieszkali teraz ojciec i syn, już tylko we dwóch. Na nowo musieli zorganizować sobie życie. I zorganizowali. Przede wszystkim zamknęli salon, w którym umarła Emilia. Przestali go używać, jakby wyłączając to pomieszczenie z mieszkania.
Eugeniusz Mróz, ówczesny sąsiad, mówi: Po śmierci matki całymi latami nie wchodzili do salonu. Ilekroć zaglądałem do Lolka, siedzieliśmy w kuchni albo w małym pokoiku.
Zamknięty salon wspominał też Antoni Bohdanowicz, szkolny kolega Karola Wojtyły, który nieraz z Lolkiem odrabiał lekcje. Zawsze w kuchni, do której wchodziło się z wewnętrznego balkonu na pierwszym piętrze. Skromne mieszkanie państwa Wojtyłów składało się z trzech izb, poza kuchnią w amfiladzie była sypialnia, a trzeciego pokoju w czasach, gdy tam bywałem, nie używano.
Zbigniew Siłkowski przyznał, że po śmierci Emilii raz tylko widział, jak pokój ten został otwarty, by posłużyć za boisko:
Reklama
Przechodząc nieopodal mieszkania Karola, postanowiłem wpaść na chwilę. Pukam do drzwi, nikt nie odpowiada. Słyszę śmiechy, pokrzykiwania i towarzyszą temu tępe odgłosy uderzenia. Przeszedłem pierwszy pokój i w momencie, kiedy uchylam jedno z dwuskrzydłowych drzwi, w to zamknięte skrzydło idzie soczysty strzał szmacianką i rozlega się okrzyk: jeeest! To ojciec strzelił gola w światło bramki, którą stanowiły owe drzwi, bramki, której bronił nasz reprezentacyjny bramkarz klasowego teatru, Karol. Ten drugi pokój, chwilowo zamieniony na boisko sportowe, to był salonik rodziny Wojtyłów. Od śmierci pani Emilii Wojtyłowej zatracił swój charakter. Dywan zrolowany leżał pod ścianą, salonowe mebelki zsunięto pod ścianę i nakryto narzutą, pod ścianami stało kilka drobnych sprzętów i cały środek był wolny.
Ale to był wyjątek. Po śmierci Emilii ojciec Lolka przeniósł się na stałe do pokoju syna.
Nie ożenił się po raz drugi
Zastanawia, co było powodem decyzji o zamknięciu salonu i jaki wpływ wywarło to na osobowość przyszłego papieża. Jak twierdzą psychologowie, wskazuje to wyraźnie, że ojciec z synem nie poradzili sobie z trudnym doświadczeniem śmierci Emilii, co więcej że tę śmierć wyparli. Tak jakby nigdy jej wewnętrznie nie uznali, jakby Emilia pozostała wciąż obecna w tym zamkniętym salonie. Oni jakby nie pozwolili jej odejść, nie pogodzili się z tym, że jej już nie ma tak tłumaczy to dzisiejsza psychologia. Znamienne jest też, ale w tym kontekście bardziej zrozumiałe, milczenie Papieża o Emilii, całkowity niemal brak wspomnień o matce. Ojciec z synem nie rozmawiali bowiem o niej ani między sobą, jak wskazują świadectwa ludzi, którzy ich znali, ani z osobami postronnymi.
Reklama
Karol Wojtyła senior nie ożenił się po raz drugi. Pozostał wdowcem, mocno skupił się na wychowaniu Lolka. Tak jak chciałaby tego Emilia. Był zawsze blisko. Dobry, łagodny, cierpliwy. Właściwie można powiedzieć, że ojciec zastępował Lolkowi również matkę. Z żelazną konsekwencją wypełniał rodzicielskie obowiązki. W oczach sąsiadów stanowił wzór rodzica. Mężczyzna silny, ale jednocześnie po macierzyńsku opiekuńczy. Kształtował charakter Lolka, dbał o jego wszechstronny rozwój, o edukację. Uczył go nawet języka niemieckiego w domu stąd przyszły papież będzie mówił tym językiem z ojcowskim, austriackim akcentem.
Kiedy Lolka odwiedzali w domu koledzy, „pan kapitan” wyjmował z biblioteczki ilustrowaną książkę do historii i opowiadał im o bohaterskich dziejach Polski. Streszczał „Trylogię” Sienkiewicza albo czytał na głos wiersze Norwida. Uczył nas patriotyzmu, a także porządku, systematyczności i poczucia obowiązku wspomina Eugeniusz Mróz.
Karol Wojtyła senior zupełnie sam prowadził gospodarstwo domowe, nie prosił nikogo o pomoc. Taką troskliwość o dom, jak opowiadali starsi mieszkańcy Wadowic, rzadko w ogóle można było spotkać.
Eugeniusz Mróz: Uszył nawet kiedyś ze swoich starych mundurów garnitur dla Karola. Także on przyrządzał śniadania i kolacje. Na obiady chodzili z synem do jadłodajni, którą naprzeciw ich domu prowadziła sąsiadka Maria Banaś.
Reklama
Każda czynność miała swój czas i swoje miejsce. Karol Wojtyła senior przestrzegał regularnego rytmu dnia, który wyznaczały: posiłki, wspólne odrabianie lekcji, wieczorne spacery nad Skawą. I systematyczna modlitwa. A także codzienna poranna, zawsze o 7, przed lekcjami szkolnymi Lolka, Msza św. w parafialnym kościele. Razem z synem Wojtyła czytał też w domu Biblię, co w tamtych czasach nie było tak powszechne. Razem odmawiali Różaniec i śpiewali Godzinki do Najświętszej Maryi Panny. Jan Paweł II tak wspominał ojca z tamtych czasów: „Mogłem na co dzień obserwować jego życie, które było życiem surowym. Z zawodu był wojskowym, a kiedy owdowiał, stało się ono jeszcze bardziej życiem ciągłej modlitwy. Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mego Ojca na kolanach, tak jak na kolanach widywałem go zawsze w kościele parafialnym”.
Znów ojciec prowadził dom
W 1938 r. Lolek zdał maturę i ojciec przeprowadził się z nim do Krakowa. Kiedy we wrześniu 1939 r. wybuchła II wojna światowa, tak jak reszta mieszkańców miasta zaczęli uciekać na wschód. Dotarli do Sanu, za Tarnów, ale kiedy się dowiedzieli, że 17 września Polskę od wschodu zaatakowali Sowieci, wrócili do Krakowa, który był już pod okupacją niemiecką. Wtedy też Lolek zaczął pracować. W 1940 r., z kartą pracy (Arbeitskarte) w ręku, zatrudnił się w zakładach chemicznych Solvay, w kamieniołomach, jako robotnik. Z tej pracy utrzymywał siebie i ojca. Przynosił do domu pożywienie. Takie, jakie udało mu się zdobyć: trochę ziemniaków, fasolę, czasem kapustę.
Jak w Wadowicach, tak teraz w Krakowie ojciec prowadził dom, jakby wciąż jeszcze pragnął zastąpić synowi matkę. Przygotowywał posiłki, cerował skarpety, reperował nawet Karolowi buty. W niedzielę razem chodzili do kościoła, przeważnie na 12 do Franciszkanów. Przekuwali cierpienie na wiarę. Dużo rozmawiali.
Między nimi wywiązała się prawdziwa, głęboka przyjaźń opowiada kard. Stanisław Dziwisz.
Reklama
W Boże Narodzenie 1940 r. Karol Wojtyła senior zachorował. Syn wezwał lekarza, wykupił lekarstwa. Dbał o to, aby ojciec się teraz oszczędzał. Dlatego na nowo zorganizował codzienne życie, chcąc go w ten sposób odciążyć od domowych obowiązków. Poprosił, by obiady gotowała im mieszkająca w pobliżu Aleksandra Kydryńska. Kiedy Karol wracał z pracy, wstępował do niej po jedną porcję dla ojca i zabierał ją w blaszanej menażce. Pewnego dnia przyszedł z tą menażką do domu i zobaczył, że ojciec nie żyje. Rozpłakał się jak dziecko. Całą noc klęczał przy ojcu i modlił się. Było to 18 lutego 1941 r.
Kard. Stanisław Dziwisz opowiada, że Papież wiele razy powracał wspomnieniami do tego tragicznego dnia. Ojciec Święty opowiadał, że po powrocie z fabryki zastał w domu martwego ojca, siedzącego na krześle, z głową opuszczoną wraz z rękami na stole. Obok stała szklanka niedopitej herbaty.
Publicznie zaś Papież tak mówił o swoim ojcu: „Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią Ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiło. Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, widziałem, jak klękał do modlitwy. Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków. Mojego Ojca uważam za niezwykłego człowieka”.