Reklama

Świat

Powinności polskiego parlamentarzysty

Z abp. Markiem Jędraszewskim, metropolitą łódzkim, wiceprzewodniczącym KEP, członkiem watykańskiej Kongregacji Edukacji Katolickiej rozmawia Anna Cichobłazińska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA CICHOBŁAZIŃSKA: – Księże Arcybiskupie, Polska znajduje się w konkretnym położeniu geopolitycznym, w ramach struktur europejskich, w którym tworzone jest prawo dotyczące wszystkich obywateli. Ostatnie doświadczenia związane z genderowymi programami unijnymi zmuszają nas do postawienia pytania o odpowiedzialność naszych reprezentantów w strukturach Unii, Parlamentu Europejskiego za stanowione tam prawo. Wielu przecież przyznaje się do wiary. Jak to rozumieć?

Reklama

ABP MAREK JĘDRASZEWSKI: – Zanim wprost odpowiem na Pani pytanie, nawiążę do spotkania w Trewirze, które miało miejsce kilkanaście lat temu, w 1998 r. Byłem wtedy młodym biskupem. Zostałem poproszony przez bp. Piotra Liberę, ówczesnego sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski, do wzięcia udziału w sympozjum odbywającym się właśnie w tym starodawnym pięknym mieście, pamiętającym jeszcze czasy rzymskie, m.in. Ambrożego, Heleny, Konstancjusza i Konstantyna Wielkiego. Sympozjum było poświęcone problematyce poszerzenia Europy przez kraje dawnego Ostblocku. Było to jeszcze przed finalizacją rozmów akcesyjnych Polski do Unii Europejskiej. Nie było jeszcze Konstytucji Unii Europejskiej w obecnym jej kształcie, a sytuacja członkostwa Polski wyglądała inaczej niż dzisiaj. Wstępowaliśmy do Unii, która zaraz potem zmieniła reguły gry. Powiedziałem wówczas w obszernym referacie (drugi referat miał kard. Walter Kasper, biskup Rottenburga-Stuttgartu, niedługo potem powołany przez Ojca Świętego Jana Pawła II do Rzymu), że obecna sytuacja przypomina sytuację Polski sprzed tysiąca lat. Wtedy Mieszko I stanął przed dylematem: włączyć się w struktury ówczesnego zachodniego świata pod warunkiem przyjęcia chrztu, a zatem pod warunkiem o charakterze religijnym, czy nie. To była decyzja polityczna. Dodam jeszcze, że nie chcę tutaj wykluczać jego motywacji o charakterze religijnym. Są takie opracowania historyczne, które mówią, że Mieszko I w pewnym momencie swego życia spotkał się z chrześcijaństwem i uwierzył w Boga. Jego decyzja o przyjęciu chrztu została podjęta wbrew ówczesnym elitom państwa Polan, elitom jednoznacznie i w ogromnej większości pogańskim, którym w pewnym sensie narzucił chrześcijaństwo z osobistych powodów o charakterze religijnym. Decyzja Mieszka I pod tym względem przypominała zatem sytuację i decyzję Konstantyna Wielkiego, który edyktem mediolańskim z 313 r. przyznał wyznawcom religii chrześcijańskiej prawo obywatelstwa w Cesarstwie Rzymskim, kładąc kres przez prawie trzy wieki trwającym prześladowaniom chrześcijan, a tym samym nadając nowy bieg historii Europy i świata. Jego decyzja wynikała z religijnej wizji, którą miał w nocy przed bitwą z Maksencjuszem przy moście Mulwijskim, wizji, podczas której ujrzał na niebie krzyż, a pod nim napis: „W tym znaku zwyciężysz”. Nie wykluczam, że podobna decyzja o charakterze religijnym mogła mieć miejsce w przypadku Mieszka I, co jest bardzo ważne także w świetle zbliżającej się 1050. rocznicy chrztu Polski. To był genialny władca. Postawiono mu warunki: możesz wejść w struktury cywilizacji i kultury zachodniej po warunkiem, że przyjmiesz chrzest, ty i twoje państwo.

– I on je przyjął z wszelkimi konsekwencjami tej decyzji...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Tak. Dzięki temu stał się jednym z tych wielkich panów Europy, którzy spotykali się z cesarzem i decydowali o jej kształcie. Na skutek tego Polska stała się przyczółkiem misji chrześcijańskich idących jeszcze bardziej na wschód – do Prusów, do Jadźwingów... Wracając teraz do owego sympozjum w Trewirze, od którego zacząłem odpowiadać na Pani poprzednie pytanie. Powiedziałem wówczas tak: obecnie, tysiąc lat po Mieszkowej decyzji, wchodząc w struktury europejskie, wracamy do należnego nam miejsca w Europie. Nikt przy tym nie stawia nam warunków o charakterze ideologicznym, pod którymi mamy to członkostwo, nam od ponad tysiąca lat przynależne, a stracone po decyzjach podjętych w Jałcie w 1945 r., teraz odzyskać. Dzisiaj nie jestem już tak naiwny i pewne stwierdzenia pod tym względem formułowałbym bardziej ostrożnie. Prawdą jest jednak, że nie wiem, jakie warunki stawiano wówczas polskim negocjatorom, jeśli chodzi o otwarcie się Polski na pewne ideologie o charakterze liberalnym i neomarksistowskim. A przecież one, zwłaszcza po roku 1968, były na Zachodzie bardzo silne i wpływowe. One też decydowały, a obecnie jeszcze bardziej wyraźnie decydują o ideowym kształcie Unii Europejskiej. To zresztą z całą siłą okazało się w pierwszych latach XXI wieku. Jan Paweł II był za wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej, sądząc, że stanie się ono iskrą nowych sił chrześcijaństwa, które zmienią oblicze Europy. Natomiast teraz okazuje się, że jesteśmy coraz bardziej uzależnieni od prawa unijnego, które w swoim ideowym przesłaniu często jest antychrześcijańskie i w którym nie ma miejsca dla Boga, począwszy od konstytucji europejskiej. Przekłada się to na konkretne programy unijne, które w swej treści są prawdziwie lewackie i które wchodzą do Polski tylnymi drzwiami, jak choćby program seksualizacji dzieci już w przedszkolach. Państwo polskie je akceptuje – jeśli nie wprost, to pośrednio. Rodzą się pytania, czy musi je ono akceptować – na jakich zasadach, co nas od strony prawnej do tego zobowiązuje, i czy mamy jakąś siłę, by się temu przeciwstawić. Siłę jako państwo polskie, ale i siłę, jaką reprezentują polscy posłowie w Parlamencie Europejskim.

– Stanowiący w nim prawo...

Reklama

– I tutaj pojawia się kolejny problem. Kilka miesięcy temu w „Gościu Niedzielnym” ukazał się wywiad z szefem chadecji w Parlamencie Europejskim, Josephem Daulem, od 2013 r. przewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej. Z tego wywiadu wynika, że trudno właściwie mówić o prawdziwej chadecji w Parlamencie Europejskim. Są to raczej przedstawiciele pewnych partii, które wprawdzie w swym tytule mają nazwę „partia chrześcijańsko-demokratyczna”, lub „partia ludowa”, ale które de facto od samego chrześcijaństwa już dawno odeszły. Ich przedstawiciele nie widzą np. żadnego moralnego problemu w aborcji czy eutanazji. Nie widzą, że z chrześcijaństwem łączy się określona antropologia, czyli pewna jasna – gdy chodzi o świat wartości – wizja człowieka. Do tej międzynarodówki chadeckiej w ramach Parlamentu Europejskiego należy także Platforma Obywatelska, która w swoich programach i postawach z trudem, o ile w ogóle, może być uznawana za partię chrześcijańsko-demokratyczną. Jakie zatem może być stanowione przez takich ludzi unijne prawo? Znowu pytanie czysto retoryczne. Właśnie tutaj znajdujemy odpowiedź na to, dlaczego tak się teraz dzieje – w Europie i u nas. Jest tu jakieś wielkie pomieszanie materii, najpierw w odniesieniu do tego, co znaczy być chadecją na Zachodzie, a dalej, co znaczy zajmować miejsce w Parlamencie Europejskim pod szyldem partii chrześcijańsko-demokratycznej, skoro w wielu kluczowych dla chrześcijaństwa sprawach głosuje się tak, jak by się było partią czysto liberalną lub socjalistyczną. Z tym, naturalnie, wiąże się pytanie, kto tak naprawdę reprezentuje w Parlamencie Europejskim naród polski, który w swej zdecydowanej większości jest narodem chrześcijańskim.

– Ale społeczna wiedza na ten temat jest niewielka...

Reklama

– To prawda. Brakuje wiedzy dotyczącej chrześcijańskiej antropologii. Brakuje także edukacji o życiu politycznym w najlepszym tego słowa znaczeniu, tzn. mało kto pojmuje politykę jako zatroskanie o dobro wspólne w wymiarze życia społecznego i narodowego. W tym kontekście pojawiają się tak niemodne pojęcia, jak np. patriotyzm czy historia. Jako naród i państwo przegrywamy politykę historyczną, począwszy od szkoły, ale także na poziomie relacji międzynarodowych. Nie potrafimy np. wyegzekwować od prasy niemieckiej, nie tylko zresztą od niemieckiej, tego, by zaprzestano pisać o „polskich” obozach koncentracyjnych. Źle dzieje się także w samej Polsce. Jak wytłumaczyć sytuację, że wielu mieszkańców Łodzi, także księża, nie wie, czym był obóz koncentracyjny dla polskich dzieci, w którym zginęło ich kilkanaście tysięcy? Poza Łodzią na terenie całej III Rzeszy nie było podobnego obozu, utworzonego tylko dla dzieci. Tragedia utraty pamięci dokonuje się na naszych oczach. Tragedia odrywania nas od korzeni i tworzenia bezmyślnej masy wyborczej, która pójdzie za każdym krzykliwym hasłem. W rocznicę innego tragicznego dla Łodzi wydarzenia – zastrzelenia i spalenia żywcem w więzieniu w Radogoszczy ponad 1500 Polaków w nocy z 17 na 18 stycznia 1945 r., na kilka godzin przed wkroczeniem Armii Czerwonej – poświęciłem w łódzkiej katedrze pamiątkową tablicę. Dokładnie w tym samym czasie młodzież przygotowująca się do matury radośnie bawiła się w centrum miasta. Jedna z miejscowych gazet tryumfalnie donosiła: „Nawet fatalna pogoda nie popsuła łódzkim maturzystom świetnej zabawy. Jak zwykle wspólnie zatańczyli na Piotrkowskiej poloneza”. Czynili to przy pełnej aprobacie obecnych w tym wydarzeniu włodarzy miasta. A przecież ta data powinna być wpisana do kalendarza Łodzi jako dzień szczególnej refleksji i powagi. Władze miasta, dyrektorzy szkół i nauczyciele uznali jednak, że lepiej w tym dniu się po prostu bawić...

– Nie potrafimy się uczyć na podstawie bolesnych doświadczeń. Popełniamy te same błędy, które dotykają nasze dzieci...

– Bo to nie do końca jest prawdziwe, że historia jest nauczycielką życia. Mieliśmy tyle ciężkich lekcji i niewiele wyciągnęliśmy wniosków na przyszłość. Jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym. Mimo wszystko jednak trzeba chcieć się uczyć, ale żeby chcieć się uczyć, trzeba znać historię.

– I chyba trzeba być otwartym na wiedzę, a nie tylko opierać się na zdaniu wątpliwych autorytetów.

– Przecież rządzącym wcale nie chodzi o rzetelną wiedzę ani o światłego obywatela, tylko o obywatela, który łatwo będzie poddawał się propagandzie. Jej mechanizmy są coraz bardziej subtelne, a przez to coraz bardziej, niestety, skuteczne. Jakże im pod tym względem daleko do metod, które w latach 30. ubiegłego wieku stosowali Hitler czy Stalin. A przecież oni poprzez propagandę osiągnęli naprawdę dużo.

2014-05-13 13:04

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Separatyzm

Niedziela Ogólnopolska 40/2014, str. 45

[ TEMATY ]

polityka

Moyan_Brenn / photo on flickr

Szkotów straszono, że niepodległość oznacza wypadnięcie za burtę UE

Szkocja marzyła o separacji. Po 307 latach związku z Anglią odbyło się referendum. Większość, bo ponad 55 proc. Szkotów, opowiedziała się jednak przeciwko opuszczeniu Zjednoczonego Królestwa, ale blisko 45 proc. chciało niepodległości. Wydarzenie to zelektryzowało nie tylko najwyższe unijne gremia, ale także inne europejskie narody i regiony, od lat pragnące państwowej niezależności. Już samo zorganizowanie referendum w Szkocji szło pod prąd lansowanej polityki Unii Europejskiej, stale dążącej do centralizacji władzy 28 krajów członkowskich w ramach jednego superpaństwa. Szkotów straszono, że niepodległość oznacza wypadnięcie za burtę UE. Nie wiadomo bowiem, czy Szkocja musiałaby się ponownie starać o członkostwo w Unii, choć była i jest w niej jako część Wielkiej Brytanii. Wątpliwość tę jako straszak unijni decydenci kierują pod adresem innych europejskich regionów, które również dążą do separacji. Dotyczy to m.in. Belgii, gdzie Flamandowie od dawna domagają się podziału kraju i stworzenia odrębnego państwa, Hiszpanii, od której odłączyć się chcą Katalończycy i Baskowie, Włoch, gdzie niezależności dla Padanii domaga się Liga Północna, Francji, w której marzenia o niezależności snują w Sabaudii, Bretanii i na Korsyce, oraz Niemiec, gdzie silna gospodarczo Bawaria coraz mocniej artykułuje groźby separacji. Wspólnym mianownikiem tendencji separatystycznych jest gospodarka i odrębna tożsamość. Szkoci uważali, że na niepodległości zyskają finansowo, czerpiąc większe zyski z szybów naftowych rozmieszczonych na ich terytorium. Flamandowie mają dosyć utrzymywania Walonów i unijnych urzędników. Bawarczycy nie chcą już płacić solidarnościowych podatków na rzecz Berlina w wysokości kilku miliardów euro rocznie. Obliczyli też, że niepodległa Bawaria pod względem siły gospodarczej zajmowałaby siódme miejsce w Unii Europejskiej. Czas pokaże, czy w innych krajach UE powtórzy się szkocki syndrom. Jedno jest pewne, przegrane referendum może przynieść korzyść nie tylko Szkocji. W obliczu zaistniałej sytuacji premier David Cameron idzie na ustępstwa, zapowiadając „przyznanie szerszych kompetencji” zarówno Szkocji, jak i Walii oraz Irlandii Północnej. Czy aby tym samym nie podsyca separatyzmów?
CZYTAJ DALEJ

Fatima: sanktuarium szuka wolontariuszy do pracy z osobami niepełnosprawnymi

2025-03-28 16:00

[ TEMATY ]

niepełnosprawni

Fatima

wolontariusze

Ks. dr Krzysztof Czapla

Władze Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Fatimie rozpoczęły nabór dla wolontariuszy gotowych do pracy z osobami niepełnosprawnymi. Jak przekazał rektorat fatimski, zadania wykonywane w ramach pracy ochotników polegają na opiece nad niepełnosprawnymi podczas najbliższych wakacji. W ramach projektu zatytułowanego „Przejdź na środek” wolontariusze będą pomagać w przyjmowaniu takich osób w Fatimie oraz opiekować się nimi podczas tygodniowych turnusów odbywających się od 14 lipca do 5 września.

Rektorat fatimskiego sanktuarium informuje, że do pracy w charakterze wolontariuszy zaproszone są osoby, które ukończyły 16. rok życia i „pomagając innym chcą ubogacić się duchowo”. Jak powiedział KAI niepełnosprawny działacz katolicki z Lizbony Miguel Monteiro, prowadzona inicjatywa sanktuarium fatimskiego do organizowania wakacji dla niepełnosprawnych wpisuje się dobrze w szereg przedsięwzięć władz kościelnych i samorządowych skierowanych do osób z różnymi formami upośledzenia.
CZYTAJ DALEJ

Sandomierz- 35. OTK. Najlepszy młody teolog to Miłosz Piotrowski z diecezji świdnickiej

2025-03-29 11:30

[ TEMATY ]

diecezja świdnicka

olimpiada teologii katolickiej

OTK

Bartosz Pietrzak

Miłosz Piotrowski z Wałbrzycha odbiera nagrodę za 1. miejsce w 35. OTK

Miłosz Piotrowski z Wałbrzycha odbiera nagrodę za 1. miejsce w 35. OTK

Reprezentanci naszej diecezji odnieśli spektakularny sukces w ogólnopolskim finale XXXV Olimpiady Teologii Katolickiej, który odbył się od 27 do 29 marca w Sandomierzu pod hasłem „Świętowanie i odpusty w Kościele katolickim”.

Miłosz Piotrowski z II Liceum Ogólnokształcącego w Wałbrzychu, przygotowywany przez katechetę Bartosza Pietrzaka, zajął 1. miejsce i tytuł najlepszego młodego teologa w Polsce. Łucja Sobolewska z II Liceum Ogólnokształcącego w Świdnicy, którą opiekowała się katechetka Jolanta Mączyńska, zdobyła 6. miejsce. Doskonały wynik osiągnęła także Maja Przysucha z I LO w Wałbrzychu, pracująca pod kierunkiem katechetki Anny Walendzik.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję