Wtedy wszystko działo się w sercu
Urszula Stępień:
Wspominając dzień wizyty Ojca Świętego, który dla każdego z nas był przecież dniem w każdym wymiarze szczególnym, osobiście dziękuję za dar bliskości, której doświadczyłam czytając jedno z wezwań Modlitwy Powszechnej za „mieszkańców Ziemi Sandomierskiej, uświęconej życiem świętych i błogosławionych, a także za wszystkich którzy z tą ziemią są związani”. Były to ważne dla mnie słowa, bo odnosiły się przecież do mojego Sandomierza. Kiedy wchodziłam po stopniach ołtarza czułam, że zapomniałam o tym wszystkim, co ćwiczyliśmy wcześniej na próbie, pomyliłam się nawet w ustawieniu. Bowiem teraz już wszystko działo się w sercu. Mój sześcioletni syn Piotr dzielnie zniósł wtedy trudy upalnego dnia. Kiedy o świcie wyruszał z domu z czerwonym składanym krzesełkiem, trzymając w dłoni biało-czerwoną chorągiewkę, widziałam że przeczuwa, iż będzie uczestnikiem czegoś ważnego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wstąpiła w nas wtedy wielka moc
Teresa Duda:
Reklama
Uczestniczyłam w czterech audiencjach Ojca Świętego w Watykanie, w 8 pielgrzymkach do Ojczyzny oraz w Fatimie, Lwowie i w Rożniavie. Pierwsze spotkanie miało miejsce 2 czerwca 1979 r. Po usłyszeniu informacji o przyjeździe Papieża do Ojczyzny, bardzo pragnęłam wziąć udział w spotkaniu z Papieżem Polakiem w Warszawie. W przeddzień przyjazdu Ojca Świętego, przyjechałam najpiew do Lublina, a stąd nad ranem pociągiem do Warszawy. Niestety, przed Puławami pociąg zatrzymał się. Pasażerowie otrzymali informację, że jest awaria na torach i nie wiadomo, kiedy pociąg ruszy i chociaż obok przejeżdżały pociągi towarowe, nasz pociąg stał. Z tranzystorów wiedzieliśmy, że Ojciec Święty samolotem wyleciał już z Rzymu, że już jest na lotnisku, że trwają powitania, a my ciągle stoimy. Padały różne agresywne słowa pod adresem obsługi, był płacz, złość, a ja zawierzyłam tę swoistą pielgrzymkę Matce Bożej. Tak gorąco modliłam się o pomoc, abyśmy mogli dojechać do Warszawy na czas i zdążyć na Eucharystię. Po kilku godzinach stania w pustym polu, pociąg ruszył... Zdążyłam.
Plac Zwycięstwa wigilia Zesłania Ducha Świętego. Na środku placu wielki krzyż z czerwoną stułą. W czasie homilii zaległa cisza, chociaż na placu stały tysiące ludzi: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi... Człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa.” Oklaski. „Niech zstąpi Duch twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”. Oklaski, trwające jakieś dziesięć minut, przetaczały się przez Plac Zwycięstwa. Wstępowała w nas moc, nadzieja. Nasze serca przemieniały się, napełniały się Bogiem i patriotyzmem, zaczęliśmy czuć się Polakami na własnej ziemi z Ojcem Świętym u „siebie, we własnym Domu”. Tam na placu, serca rozpierała duma i były łzy radości. Och, jak wielkie dziękczynienie składałam Panu Bogu za tak wielki dar. Dar Papieża Polaka. I za to, że mimo wszystko, mogłam słuchać Jego słów i modlić się razem z Nim.
Reklama
Wspomnę jeszcze jedno spotkanie. W 1981 r. służba zdrowia w Lublinie przygotowuje pielgrzymkę do Rzymu, na którą i ja zostałam zaproszona. W tym czasie Ojciec Święty po zamachu 13 maja przebywał w klinice Gemelii. Wśród uczestników wahania: jechać, czy nie jechać. Uznaliśmy, że trzeba jechać, aby i w czasie cierpienia być razem z Nim. I cóż za radość, gdy w niedzielę, 7 czerwca 1981 r., na zakończenie Mszy św. otwarło się okno nad wejściem do bazyliki i ukazał się Ojciec Święty, uniósł ręce w bandażach i udzielił błogosławieństwa. Płakali wszyscy. Zaś w czasie „Anioł Pański” na Placu św. Piotra, Papież odmówił tylko modlitwę i powiedział po polsku: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Te słowa dopełniły miary szczęścia w naszych sercach. Ojciec Święty jest z nami. Czułam Jego bezpośrednią bliskość. Płynęła szczera modlitwa serca.
Naśladuję Go
Magdalena z parafii Turbia:
Osoba św. Jana Pawła II ujmuje mnie. Staram się go naśladować. Jego życie jest dla mnie drogowskazem. Chcę być przez to lepszym człowiekiem i ciągle to doskonalić. We współczesnym świecie, każdy widzi tylko czubek własnego nosa, goni za sławą i bogactwem. Brak jest miłości dla drugiego człowieka, podania pomocnej dłoni, czy też zrozumienia. Życie nie jest łatwe, ale przez modlitwę można zdziałać wiele i właśnie do tego zachęcał nas Ojciec Święty. Miałam przyjemność Go spotkać w Sandomierzu. Mimo, że miałam wtedy zaledwie 14 lat, trafił do mojego serca i pozostał w nim do dzisiaj. Czułam, że to, co wówczas mówił z wielką miłością i tak głębokim przekonaniem, iż trudno nie było podjąć wskazywanej przez Niego drogi do Boga. Dzisiaj wiem, że jest ona pewna i skuteczna.
12 lat później brałam udział we Mszy św. beatyfikacyjnej. Będę miała w pamięci eksplozję radości po ogłoszeniu Jana Pawła II błogosławionym. Te okrzyki, oklaski, unoszące się nad głowami transparenty i flagi z całego świata. Na zawsze pozostanie w moim sercu ta uroczystość. Te niezapomniane chwile pełne wzruszenia i głębokich przeżyć duchowych. Z wielką nadzieją czekałam na kanonizację i cieszę się, że mogę być dzisiaj w Rzymie. Dziękuję Panu, że dał mi tę możliwość.
Z zachwytem
Katarzyna:
Reklama
Byłam w tłumie wiernych na placu. Było to moje pierwsze spotkanie z Papieżem Polakiem. Wcześniej się jakoś nie składało. Zmęczona drogą, słuchałam Jana Pawła II siedząc na trawie, wydawało mi się, że w jakimś półśnie. Jednak Jego słowa trafiały do mnie z zadziwiającą celnością. Jakby mówił specjalnie do mnie. Minęły lata i dopiero teraz widzę z perspektywy czasu jak mocno wpłynęło na moje życie Jego nauczanie. Że wiara, nadzieja i miłość mogą odmienić nasze życie w sposób diametralny. Miałam już wtedy, w Sandomierzu, poczucie, że słyszę człowieka świętego. I dziś ta myśl, dodaje mi siły w codziennym życiu.
Podziękował nam za prezent
Teresa Pracownik:
Kard. Karol Wojtyła był mocno zżyty z Ruchem Światło-Życie. Po wyborze na Stolicę Piotrową zapraszał oazowiczów do siebie. Zawsze były to serdeczne spotkania pełne spontaniczności. W takiej Oazie uczestniczyłam w pamiętnym 1981 r. Był to rok szczególny, kiedy Jan Paweł II leżał w szpitalu po zamachu. Było dla nas zrozumiałe, że nie możemy spotkać się z Nim osobiście, ale pamiętam, że podaliśmy Mu prezent i Papież podszedł do okna w klinice i nam pobłogosławił. To było niesamowite i wtedy już było widać, że to był święty człowiek.
Ten uśmiech pamiętam do dziś
Rafał Bzdyrak:
Reklama
Kiedy dowiedziałem się od ówczesnego wikariusza z parafii św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim ks. Andrzeja Chuchnowskiego, że mogę nieść dary i podejść do samego Ojca Świętego, moja radość była wielka. Czekałem na ten dzień, jakby na najważniejsze spotkanie w życiu. Ostatniej nocy nieprzespałem, nad ranem wyjachaliśmy do Sandomierza. Po drodze mijaliśmy ogromne tłumy ludzi zmierzające na spotkanie z Papieżem. Przed Mszą św. razem z klerykiem Adamem Pikulą weszliśmy na ołtarz, gdzie miała odbyć się Eucharystia. Widok tych rzesz ludzi zapierały mi dech w piersiach. W końcu moment ofiarowania. Nogi uginały się, gdy byłem coraz bliżej Papieża. I wreszcie stanąłem przed Nim i odebrało mi głos. Papież zapytał koleżankę, która była ze mną, skąd jest? Odpowiedziała: Z Tarnobrzega. Potem zapytał także mnie skąd jestem. Byłem tak stremowany i zafascynowany bliskością Ojca Świętego, że zdołałem wydusić z siebie jedynie ciche: Ja też… Miły uśmiech Ojca Świętego pamiętam do dziś. Wracając na swoje miejsce pomyślałem tylko o jednym. Okłamałem Papieża! Przecież nie jestem z Tarnobrzega!
Wspomnienie tamtego dnia pozostaje we mnie do dziś, jak gdyby to było wczoraj. Nie zapomnę tych chwil do końca życia. Spotkało mnie wielkie szczęście, że mogłem chociaż przez kilka chwil być przy samym Ojcu Świętym.
Jesteśmy jakby rówieśnikami
Iwona Jamroży z Pilchowa:
Śmiało i z dumą mogę powiedzieć, że jesteśmy z Janem Pawłem II niejako rówieśnikami. Urodziłam się 16 października 1978 r. o godzinie 5.40. Zarówno dla mnie, jak i moich rodziców, jest to dzień wyjątkowy. Przyszłam na świat, w chwili, gdy Ty, Ojcze Święty, zostałeś głową Kościoła. Ty, jako Polak, zostałeś Papieżem i moim Ojcem.
Ojcze Święty, wiesz co chcę powiedzieć, co myślę… Jesteś zawsze blisko mnie, w myślach i w sercu. Dziękuje za wszystko.
Powiedział, że rodziny są najważniejsze
Zofia i Stanisław Wiąckowie z Tarnobrzega:
Pamiętam, że gdy 16 października 1078 r. wróciłem do domu, żona z wielką radością powiedziała, że Polak został papieżem. Z całą rodziną bardzo cieszyliśmy się z tego faktu. Bez wątpienia wiedzieliśmy, że jest to wielkie wydarzenie w historii Kościoła i naszego narodu. Oczekiwaliśmy na Jego pielgrzymki do Polski, a najbardziej do Sandomierza.
Pamiętamy także dzień 12 czerwca 1999 r. To było wielkie przeżycie. Moja żona Zofia dostąpiła wielkiego wyróżnienia i zaszczytu. Reprezentując Stowarzyszenie Rodzin Katolickich wręczała Ojcu Świętemu dar kielich mszalny.
Reklama
Wręczając go byłam ogromnie przejęta i wzruszona. Patrząc na pełne miłości oblicze Ojca Świętego zdołałam tylko wypowiedzieć, że rodziny zgłębiają nauczanie Ojca Świętego. Wówczas Jan Paweł II powiedział: „Błogosławię wszystkie rodziny. Tak, tak rodziny są najważniejsze”.
Tego, co duchowo wtedy przeżyłam nie da się przekazać, ale mogę powiedzieć tylko, że to spotkanie pomaga mi, naszemu małżeństwu i rodzinie w dążeniu do świętości. Otrzymany od Ojca Świętego Różaniec jest dla nas relikwią. Potem była pielgrzymka diecezjalna do Ojca Świętego, jako dziękczynienie za Jego pobyt w naszej diecezji. I znowu dostąpiliśmy zaszczytu, że po Mszy św. nasza grupa mogła się spotkać bezpośrednio z Ojcem Świętym. Na prośbę naszego opiekuna, bp. Edwarda Frankowskiego, Papież udzielił nam i całej diecezji błogosławieństwa. Zdjęcia z tych wydarzeń mamy na ścianach naszego mieszkania. Przypominają nam codziennie te wydarzenia, ale w tej chwili pozwalają nam uświadomić sobie, że mogliśmy być tak blisko Świętego! To będzie trwało zawsze. Ale to też zobowiązuje, aby wracać do nauczania naszego Rodaka i życia tymi wskazówkami. Dziękujemy Panu Bogu za te dary.
Miałem radość poświęcić ten kościół
Mieszkańcy Stalowej Woli w 1956 r. staraniem ks. Józefa Skoczyńskiego, proboszcza parafii św. Floriana, otrzymali zezwolenie na budowę nowego kościoła. W okresie szykan, w 1961 r., władze wstrzymały w połowie realizacji budowę, by dopiero po 10 latach usilnych starań zezwolić na jej kontynuację, już pod kierunkiem nowego proboszcza ks. Władysława Janowskiego. Drugi etap prac ukończono w 1973 r. Poświęcenia świątyni dokonał 2 grudnia 1973 r. kard. Karol Wojtyła.
Reklama
Tak wspomina to wydarzenie bp Edwarda Frankowski, późniejszy proboszcz tej parafii: Budowa rozpoczętego kościoła na nowo ruszyła dzięki mocnemu naciskowi abp. Ignacego Tokarczuka. Jego bezkompromisowa postawa sprawiła, że nie przeniesiono budowy w inne miejsce na obrzeża miasta, na co nastawały ówczesne władze. Po ukończeniu budowy świątyni marzeniem budowniczych było, aby nowy kościół poświęcił Prymas Polski, kard. Stefan Wyszyński. Stało się jednak inaczej. Poświęcenia dokonał kard. Karol Wojtyła. Gdy dowiedzieliśmy się o Jego wyborze na Stolicę Piotrową, w parafii nastąpiła euforia. Wszyscy mieliśmy wielką satysfakcje, że decyzja abp. Tokarczuka połączyła się z wielką determinacją mieszkańców Stalowej Woli i duszpasterzy oraz firmy budowlanej Piotra Janowskiego wspomina Hierarcha.
Po latach Jan Paweł II w 1999 r. na sandomierskiej skarpie wspominając tamto wydarzenie powiedział: „Miałem radość poświęcić ten kościół”.
Wdzięczni mieszkańcy 26 kwietnia 2002 r. przed kościołem ustawili pomnik św. Jana Pawła II. We wnętrzu świątyni znajduje się pamiątkowa tablica, natomiast od 16 października 2010 r. przy bazylice powstało Muzeum poświęcone osobie Jana Pawła II.
Wiedziałem, że zostanie świętym
Stanisław Gurdak:
Bezpośredni kontakt z Papieżem, to wydarzenie, które zapada w pamięci na całe życie. Śledziliśmy z rodziną wszystkie pielgrzymki Jana Pawła II, ale te które odbywał w kraju ojczystym były zawsze przeżyciem najwyższej rangi. Wydarzeniem bez precedensu była wizyta Papieża w Sandomierzu. Wraz z rodziną udaliśmy się o świcie pieszo do Sandomierza, gdzie na rozległym placu gromadził się tłum wiernych. Atmosfera spotkania była niezwykła, mimo żaru lejącego się z nieba chłonęliśmy każde słowo homilii. Mówił do nas Pasterz, który z ojcowską troską wyjaśniał nam wszystkie zawiłości współczesnego świata i wskazywał drogę, która prowadzi do Pana. To był naprawdę piękny dzień.
Upłynęło trochę czasu i pewnego wrześniowego popołudnia stanąłem wraz z żoną przed grobem naszego Papieża. Obok przechodzili turyści, zatrzymywali się, przewodnicy objaśniali półgłosem, a my staliśmy w niemym rozmodleniu wpatrzeni w skromną płytę z napisem „Jan Paweł II”. To trwało długo, bardzo długo. Oczyma wyobraźni widziałem Ewangeliarz na trumnie Papieża szarpany podmuchami wiatru. Już wtedy wiedziałem, że odszedł od nas człowiek święty. Kiedy opuściliśmy kryptę i wyszliśmy na plac przed Bazyliką powiedziałem: „On był Wielki, On będzie ogłoszony Świętym Pasterzem Kościoła”.