Małgorzata Godzisz: - Realizując swoją misję ewangelizacyjną, Kościół obejmuje opieką duszpasterską również tych wiernych, którzy weszli w konflikt z prawem i zostali skazani na karę pozbawienia wolności. W tym celu utworzono duszpasterstwo więzienne. Jakie zadania ono realizuje?
Ks. prał. Paweł Wojtas: - Jest wiele zadań, począwszy od kwestii sakramentalnych. Sakramenty w więzieniu sprawowane są inaczej niż w parafii. Nasi podopieczni bardzo często mają długie przerwy, jeśli chodzi o sakrament pokuty. Również materia problemowa, „grzechowa”, z którą przychodzą, jest taka, że ta spowiedź wymaga czasu i przygotowania. Trzeba do tej spowiedzi właściwie dojrzeć i odpowiednio ją potraktować. To duszpasterstwo ma także osobisty wymiar. Ludziom w parafii łatwiej jest zgromadzić się w grupie. Więźniowie też modlą się w grupach, ale czasami są one bardzo małe, ze względu na konieczność izolacji. By dobrze przeżywać liturgię, lepiej jest, jeśli uczestniczy w niej mniej osób, a kapłan bardziej zwraca uwagę indywidualnie na człowieka i uczy tej wspólnotowości podczas Eucharystii. Oprócz sakramentów bardzo ważne są rozmowy indywidualne. Od nich wiele zależy. Przeróżne są działania, chociażby udział więźniów w pieszej pielgrzymce osób niepełnosprawnych na Jasną Górę.
Pchają oni wózki inwalidzkie z niepełnosprawnymi. Są wolontariuszami. To jest niesamowita praca, do której też trzeba się przygotować. Praca więźniów - kobiet i mężczyzn - w hospicjach paliatywnych, praca z osobami, które powoli na naszych oczach odchodzą z tego świata. Jest to szczególnie ważne, gdy np. ktoś zniszczył komuś życie, bo dokonał zabójstwa albo jakiegoś okaleczenia, jeśli sam chce, a rodzina też się zgadza, może pielęgnować życie tej osoby do końca. To bardzo pomaga zmieniać myślenie. Są działania, które służą szeroko pojętemu budowaniu człowieczeństwa w sobie. Kłopot dzisiaj polega na tym, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, że ludzie chcieliby, by problem więźnia nie istniał. Zamknąć kogoś, ukarać i niech siedzi. To nie do końca jest rozwiązanie, dlatego że któregoś dnia kara się kończy, człowiek wychodzi i rodzi się pytanie: co dalej? Jeżeli my go nie przygotujemy do wolności, to on znowu przegra życie. Z jednej strony więzienie ma formę karania, ale ono musi karać wychowawczo i przygotowawczo do wolności, żeby ten człowiek zaakceptował, zrozumiał i zechciał żyć systemem wartości ludzi wolnych. Dlatego praca penitencjarna ma tak fundamentalne znaczenie. Potrzebni są wolontariusze, którzy przychodzą do więzienia i chcą z tymi ludźmi być i rozmawiać. Ponad 20 lat temu, kiedy rozpoczynałem pracę, wśród wolontariuszy była pani mająca ponad 80 lat, która wtedy powiedziała mi tak: „Wie ksiądz, ja bym do nich trochę homilii powiedziała”. Ja jej odpowiedziałem, że się o nią boję, bo to młode chłopaki, pani jest starsza, żeby oni się dobrze zachowali, żeby pani czegoś nieprzyjemnego nie powiedzieli. Ona na to: „Proszę księdza, ja sobie poradzę, potrzebuję trochę czasu”. I zaczęła do nich mówić słowami: „Wy tu macie przedszkole, ja to byłam w więzieniu!”. Opowiedziała o obozie koncentracyjnym w Auschwitz...
Przygotowuję kazania dla więźniów, ale powiem szczerze, że nigdy mnie tak nie słuchali jak jej. To niesamowite świadectwo, które dało niejednemu do myślenia. Dlatego trzeba nam wolontariatu, ludzi, którzy będą rozumieli problemy więźnia.
Reklama
- W czym należy szukać przyczyn łamania prawa i w konsekwencji osadzania skazanych w więzieniach?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Na podstawie moich wieloletnich badań dostrzegam dwa najtrudniejsze momenty, które mogą skończyć się więzieniem. Mianowicie, we wczesnym dzieciństwie danej osoby mogła nastąpić jakaś trauma w życiu, wynikająca ze złych i niewłaściwych relacji z ludźmi dorosłymi. Człowiek dorosły zawinił, zniszczył coś w tym dziecku. Potem, kiedy to dziecko staje się dorosłym, ta trauma może wracać z taką siłą, że człowiek nie daje sobie rady i dochodzi do przestępstw. Nie musi, ale może. Drugi, trudny moment to wiek dojrzewania, kiedy młody człowiek oczekuje właściwej pomocy ze strony dorosłego, właściwego wprowadzania w świat ludzi dorosłych. Może się wydarzyć jakaś tragedia spowodowana przez człowieka dorosłego, która niszczy człowieczeństwo. Wtedy nabiera on wewnętrznej traumy, ciężkich przeżyć i to też może się zakończyć więzieniem. Szukając przyczyn, trzeba zwracać przede wszystkim uwagę na niewłaściwe relacje międzyludzkie. Stąd bierze się przestępstwo. Ja w niczym nie bronię żadnego więźnia, tylko zwracam uwagę na źródło przestępstw. To są złe relacje międzyludzkie.
Reklama
- Są dwa powody do przeprowadzenia tej rozmowy. Pierwszy to 20. rocznica poświęcenia kaplicy Dobrego Pasterza w Zakładzie Karnym w Zamościu, a drugi to Dzień Modlitw za Więźniów. Jak modlić się, kiedy trudno przebaczyć człowiekowi, kiedy rodzina ma ranę w sercu po stracie bliskiej osoby?
Reklama
- W naszej pracy kapelańskiej też o to zabiegamy. Są to procesy, nie jest to jedna akcja. Chyba że wydarzy się cud i Pan Jezus obdarzy wielką siłą i mocą. Generalnie rzecz ujmując, człowiek dojrzewa do decyzji przebaczenia. Osobiście uczestniczyłem niejednokrotnie w pojednaniu sprawcy przestępstwa z rodzicami ofiar. Udało się. Bardzo dużo to tych rodziców kosztowało i długo do tego dojrzewali, ale w momencie, kiedy to się stało, ciężar spadł po obu stronach. Jedna i druga strona były szczęśliwe, że doszło do pojednania. Jeśli chodzi o wspomnienie liturgiczne Dobrego Łotra, pamiętam, gdy z szefową Bractwa Więziennego w Polsce wystąpiłem z tą inicjatywą. Napisaliśmy wspólne pismo do Konferencji Episkopatu z prośbą o ustanowienie tego dnia. Pomysłodawcami byli świeccy wolontariusze, świetnie wyczuwający potrzebę opieki pierwszego świętego, a jednocześnie osoby skazanej za przestępstwo. Jestem szczęśliwy, że ludzie świeccy poddali taką inicjatywę. To świadczy o zrozumieniu potrzeby pracy z naszymi podopiecznymi. 20 lat od poświęcenia kaplicy Dobrego Pasterza w Zakładzie Karnym w Zamościu - to piękna historia. Praca bardzo dynamicznie się rozwija dzięki współpracy trzech stron: kapelana wraz z wolontariuszami, naszych podopiecznych i załogi. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, bo taka jest zasada więzienia. Nie są tutaj sami funkcjonariusze ani sami osadzeni, jest dwuczłonowość tej instytucji. Oprócz tego jest kapelan, który ma za zadanie - i pięknie to ks. Tomasz wykonuje - współpracować z naszymi podopiecznymi, a także i z dyrekcją. Widać, jak na przestrzeni lat ta praca jest tutaj pięknie realizowana. Jak wiele przynosi owoców. Moje rozmowy z panami, którzy są ministrantami, a odbywają tutaj karę, były głębokie i bardzo ludzkie. To świadczy o człowieku. Jeżeli komuś poda się rękę, projektuje się z nim tą współpracę, rozmawia się o trudnych sprawach, które wydarzyły się w życiu, potem się je analizuje, a przede wszystkim chce się do siebie wyjść w sposób pozytywny, to wtedy przynosi to owoce. Duszpasterstwo w Zakładzie Karnym w Zamościu bardzo pięknie pokazuje, jak się buduje relacje z Panem Bogiem i z ludźmi.
- Kim dla Księdza są więźniowie?
- To są moi współbracia. Pamiętajmy, że w wielu wypadkach człowiek sam sobie tworzy też więzienie i nie musi być murów. Alkohol może być takim więzieniem, narkotyki czy inne uzależnienia. Chęć posiadania czegoś może być więzieniem i wtedy człowiek zamyka się sam w sobie i się gubi. Są różne więzienia, które funduje sobie człowiek. I te zewnętrzne i wewnętrzne, które każdego z nas jakoś obciążają.