Jedną z instytucji przechowujących pamiątki materialne oraz krzewiące polskość w Anglii jest Instytut Józefa Piłsudskiego. Założony został w Warszawie przez przyjaciół Marszałka na trzynaście lat przed jego śmiercią, m.in. przez Walerego Sławka, Aleksandra Prystora i Wacława Sieroszewskiego. Pierwotna jego nazwa brzmiała: Instytut Józefa Piłsudskiego Poświęcony Badaniu Najnowszej Historii Polski. Po śmierci Marszałka instytut został przemianowany na: Instytut Józefa Piłsudskiego. Pamiątki wraz z wojną wywędrowały do Nowego Jorku i Londynu. Instytut nowojorski powstał w 1943 r. Cztery lata później powstał Instytut w Londynie.
Rodzina, przyjaciele i żołnierze Marszałka
Reklama
Założycieli londyńskiej placówki było kilkoro. Należała do nich m.in. druga żona Marszałka i matka jego córek Aleksandra Piłsudska, zasłużona działaczka niepodległościowa. Również znani politycy, naukowcy i wojskowi okresu II Rzeczypospolitej. Wśród nich znajdował się gen. Władysław Bortnowski legionista, który pierwsze szlify wojskowe zdobywał w Legionach Józefa Piłsudskiego. Absolwent podoficerskiej i oficerskiej szkoły Związku Strzeleckiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej szef sztabu 3. Armii. Po wojnie z bolszewikami absolwent Wyższej Szkoły Wojennej w Paryżu. Na pół roku przed II wojną światową został mianowany generałem. W czasie II wojny był m.in. dowódcą armii „Przymorze”. Po kapitulacji dostał się na blisko sześć lat do niewoli. Na emigracji przebywał do 1954 r. w Londynie, później w USA. Do śmierci w 1966 r. działał w organizacjach polonijnych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Do grona założycieli londyńskiego instytutu należał też legionista Kazimierz Iranek-Osmecki. Jako szesnastolatek żołnierz Związku Strzeleckiego. Również uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Następnie absolwent warszawskiej Wyższej Szkoły Wojennej, w której został później wykładowcą. W czasie II wojny światowej służył w polskich jednostkach w Wielkiej Brytanii. Od 1943 r., jako członek kierownictwa AK, walczył na terenie Polski. 1 października 1944 r. podpisał układ z Niemcami o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie. Zmarł na obczyźnie w maju 1984 r.
Z żyjących do dzisiaj założycieli instytutu pozostał blisko stuletni pilot Mieczysław Stachiewicz. Po wojnie architekt. Chrześniak Marszałka, przez lata wychowujący się niemal na jednym podwórku z córkami Piłsudskiego. Obecnie prezes instytutu. Mimo nadwyrężonego już dziś zdrowia stara się bywać niemal na wszystkich uroczystościach.
Dwa instytuty
Reklama
Instytut Piłsudskiego w Londynie jest nieco inny od analogicznej placówki w Nowym Jorku, choć do dzisiaj realizują wspólne projekty. Działają jednak na innych podstawach prawnych ze względu na inny system prawny i podatkowy w USA i Wielkiej Brytanii. Inne też są możliwości finansowania instytutu w Nowym Jorku, a inne w Londynie, mimo że oba instytuty opierają się na finansowaniu z darów i pomocy dobrowolnej. W USA np. nie można pobierać pieniędzy za reprodukcję materiałów, a w Londynie można. Tuż po wojnie londyński instytut był filią instytutu nowojorskiego. Po roku jednak usamodzielnił się. Okazało się bowiem, że w Anglii zostało bardzo wielu piłsudczyków; ich składki pozwalały na prowadzenie samodzielnej działalności.
Zaraz po powstaniu instytutu, w 1948 r., rozpoczęto wydawanie pisma „Niepodległość”, którego zasadniczym celem było opisywanie wydarzeń związanych z emigracją. Trzydzieści lat później pismo przeniesiono do USA, a w 1993 r. do Polski. Na jego łamach można znaleźć wspomnienia, opracowania czy analizy wybitnych historyków bądź twórców II Rzeczypospolitej. Do dziś jego strony są znakomitym źródłem dla badaczy historii Polski, a w szczególności emigracji.
Listy, zdjęcia, dokumenty
Po wojnie londyński instytut skupiał wokół siebie przede wszystkim polskie środowiska kombatanckie. Najczęściej byli to ludzie, których w Polsce za ich poglądy osadzono by w więzieniu lub skazano na śmierć. To również dzięki nim instytut, oprócz zgromadzonych cennych pamiątek po marszałku Józefie Piłsudskim, przez lata wzbogacał się o wiele darów zapisanych przez ludzi zmarłych na emigracji nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też w innych krajach zachodnich.
Reklama
Wśród zgromadzonych archiwaliów i eksponatów materialnych szczególne miejsce zajmują przede wszystkim te, które dotyczą marszałka Józefa Piłsudskiego. Kartki pisane przez Marszałka do swoich żołnierzy, do rodziny czy bliskich. Wszelka korespondencja Marszałka. Pisma Naczelnika. Również dokumenty z czasów tworzenia się Legionów czy też z czasów walki o niepodległość jeszcze w okresie zaborów. Dziś większość tych archiwaliów została zdigitalizowana i udostępniona na stronach Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych, np. dokumenty dotyczące powstania styczniowego, literatura historyczna czy pamiętnikarska z tego okresu. Instytut bardzo ściśle współpracuje z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Archiwum Akt Nowych, skąd też przyjeżdżają wolontariusze, pomagając w archiwizacji pamiątek po współczesnych emigracyjnych Polakach.
Wśród cennych archiwaliów jest ponad 10 tys. fotografii z lat międzywojennych, w tym 2,5 tys. dotyczących samego marszałka Piłsudskiego. W instytucie znajdują się również rzadkie prace plastyczne poświęcone Marszałkowi, m.in. wybitnego, choć nieco zapomnianego rysownika i malarza Stefana Norblina. Tutaj też można obejrzeć słynny obraz Wojciecha Kossaka „Marszałek na Kasztance” oraz rzeźbę głowy Piłsudskiego, wykonaną przez Alfonsa Karnego. Z kolei biblioteka instytutu zgromadziła kilka tysięcy książek z całego świata poświęconych marszałkowi Piłsudskiemu.
Kim naprawdę byli moi rodzice, dziadkowie?
Do instytutu coraz częściej zaglądają Polacy mieszkający w Londynie, którzy na jakiś czas porzucili swoją polskość, bo chcieli jak najszybciej wtopić się w Wielką Brytanię, zasymilować mentalność jej rodowitych mieszkańców albo byli zajęci pracą, nauką, studiowaniem. Pokolenie przedwojenne i wojenne było wychowane bardzo patriotycznie. Jednak już ich dzieciom nierzadko przeszkadzał patriotyzm. Odchodziły od polskości, często po prostu nie rozumiejąc ideałów rodziców. Dziś, jako sześćdziesięciolatkowie, nawiązują kontakt z instytutem. Ich rodzice już odeszli bądź właśnie odchodzą. Mocno już szpakowate dzieci zadają wówczas mnóstwo pytań o swoich rodziców. I okazuje się, że niewiele o nich wiedzą…
Reklama
Anna Stefanicka jest absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego na Wydziale Prawa i Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej. Na początku lat 80. była działaczką Niezależnego Zrzeszenia Studentów na UJ. Brała też udział w strajku okupacyjnym tej najstarszej polskiej uczelni. Od blisko trzydziestu lat mieszka w Londynie i tyleż samo czasu związana jest z instytucjami polonijnymi w stolicy Wielkiej Brytanii. Od kilkunastu lat pracuje w instytucie. Obecnie jest jego sekretarzem generalnym. Z dumą opowiada nie tylko o zasobach archiwalnych instytutu, ale przede wszystkim o ludziach, którzy dzisiaj go tworzą, a także o coraz żywszym zainteresowaniu instytutem młodego pokolenia, wnuków powojennej emigracji, którzy dziś już częściej szukają swoich korzeni, swojej tożsamości, częściej doceniają swoją polskość i historię przodków. Osoby z pokolenia piłsudczyków, najsilniej związane z Polską niepodległą i ideą Piłsudskiego, odchodzą już ze względu na wiek. Pozostał prezes instytutu, czyli mój szef Mieczysław Stachiewicz, urodzony w 1917 r. opowiada Anna Stefanicka. To piłsudczykowskie pokolenie zawsze się martwiło, kto podejmie po nich dalszą pracę, tym bardziej że nie brało udziału w tej pracy pokolenie urodzone po wojnie. Mamy, rzec można, pokoleniową przerwę. Najwięcej jest osób starszych, na których opiera się wolontariat w naszym instytucie, ale też już częściej pojawiają się wnukowie tego najstarszego pokolenia, którzy dojrzeli, by zaangażować się w działalność. Mamy w zarządzie panią, która ma 25 lat. I jest wielu młodych wolontariuszy, chętnie pomagających podczas różnorodnych wystaw czy spotkań. Wielu z nich ciężko pracuje poza instytutem, niejednokrotnie jeszcze studiując. Nie zawsze mają czas przychodzić do nas, ale pracują na rzecz instytutu. Jak? Starają się np. organizować fundusze, a to przecież można robić z domu. Mamy też przyjaciela, który nas bardzo wspiera. Jest nim dyrektor Instytutu im. gen. Sikorskiego dr Andrzej Suchcitz. Tu urodzony i wykształcony. Często powtarza: Nieważne, czy jest się sikorszczykiem, czy piłsudczykiem, ważne, że obydwaj byli patriotami. I choć każdy popełniał różne błędy, mieli niekiedy inną wizję Polski, ale walczyli o wolną Polskę.
Przyszłość instytutu?
Instytut od lat prowadzi lekcje historii dla dzieci oraz sobotnie szkoły języka. Dzieci uczą się polskiego, historii i tańców narodowych. Organizowane są też przez placówkę konkursy historyczne dla dzieci i młodzieży. Zajęcia prowadzą nauczyciele albo wolontariusze. Dziś już widzimy, że za kilka lat będzie okazja wciągnąć te dzieci, późniejszą młodzież, do prac w instytucie mówi Anna Stefanicka. Mamy nadzieję, że wykształcimy sobie taką grupę osób, która będzie nas później wspierać. Staramy się, żeby dzieciaki czuły się u nas swobodnie. Mogą więc dotykać eksponatów, mogą ubierać się w jakieś historyczne szaty, niekoniecznie zabytkowe. Chodzi o aktywne pokazywanie im historii.
Oprócz dzieci w instytucie coraz częściej pojawiają się… Anglicy. Szczególnie na wystawach czy koncertach. Instytut ma też swoich angielskich przyjaciół. Jednym z nich jest dyrektor brytyjskiego Muzeum Lotnictwa w londyńskiej dzielnicy Hendon. Przyjacielem jest też z pewnością współpracujący z instytutem dziennikarz Simon Rees. Kiedy zaczynał swoją karierę dziennikarską, miał 25 lat. Bez żadnych koneksji i kontaktów z Polską wspomina Anna Stefanicka. Przyszedł do nas, bo pisał artykuł dla amerykańskiego czasopisma o wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. Teraz już tak się wciągnął, że przeprowadza wywiady z weteranami II wojny. Założył własną stronę internetową. Na tyle się do nas „przytulił”, że już kilkakrotnie był w Polsce. Obchodzi też w naszym instytucie swoje imieniny. Jako rodowity Anglik nie wiedział, że można obchodzić imieniny. Więc wybraliśmy mu datę imienin, a on przyprowadził swoją rodzinę, rodziców i brata. W tym roku, na stulecie wymarszu Legionów, razem z brytyjskim National Heritage będziemy tłumaczyć niektóre dokumenty legionowe i wydamy broszurę w języku angielskim. Sądzę więc, że krąg osób zainteresowanych naszym instytutem powiększy się.