"(...) Inszy niechaj pałace marmorowe mają
I szczerym złotogłowem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym (...)"
(Jan Kochanowski)
Powyższe motto, choć pisane staropolszczyzną i liczące z górą cztery stulecia, doskonale oddaje moje odczucia względem potrzeby zachowania właściwych priorytetów w czasach współcześnie panującego konsumpcyjnego stylu życia i drapieżnego kapitalizmu.
Dzieciństwo i młodość upłynęły mi w czasach PRL-u, nic więc dziwnego, że pewne postawy życiowe stale mnie dziwią i wyzwalają bunt. Powróćmy pamięcią do ówczesnych warunków. Dysproporcje w statusie materialnym naszego społeczeństwa nie były aż tak jaskrawe jak dziś, bo ustawowo miało być "wszystkim po równo". Na ulicach nie widziało się bezdomnych, czyli kloszardów, którzy w śmietnikach wyszukiwali resztek pożywienia, jednak powszechny był widok ludzi pijanych, którzy jedyny sens życia widzieli w pełnej butelce, bo tak naprawdę nie mieli do czego dążyć. Sporo spraw w państwie socjalistycznym było zakamuflowanych i skrzętnie ukrywanych przed ogółem społeczeństwa. Bezrobocie istniało, ale utajone, bo według panujących w tamtym systemie reguł, nie można było tego, broń Boże, wykazać w żadnych statystykach, w imię dbałości o dobre imię tegoż systemu i chyba też zapobiegania zgorszeniu społeczeństwa. Wiele osób, zwłaszcza "niepoprawnych politycznie", nie mogło znaleźć pracy i musiało imać się najróżniejszych zajęć, by znaleźć środki do życia, ale o tym nie można było głośno mówić. Zapomnieliśmy już trochę o tym, prawda?
Jedynie prominenci polityczni stanowili grupę uprzywilejowaną, żyjącą ponad stan. To dla nich były wille, talony na samochody, wyjazdy zagraniczne, sklepy "za żółtymi firankami" i sklepy Pewex-u, gdzie towar można było nabyć tylko za dolary, których notabene nie wolno było legalnie posiadać (jeden z wielu ówczesnych absurdów!). Ponieważ jednak owi krezusi byli traktowani z głęboką pogardą przez większą część społeczeństwa, tak naprawdę nikt im specjalnie nie zazdrościł. Dobrze wiedziano, że jest to okupione wysoką ceną wolności osobistej i wolności ducha.
Wiedzieliśmy, że gdzieś na tym świecie żyją ludzie zamożni, którzy mają swoje wielkie fortuny gromadzone przez wiele pokoleń, ale było to w krajach nie dotkniętych wojnami ani innymi katastrofami politycznymi. Dla nas w Polsce był to świat nierealny, jak z bajki lub starej powieści. Kiedy już udało się nam wyrwać zza żelaznej kurtyny, to te krótkie pobyty w świecie zachodnim przypominały raczej oglądanie świata zza szklanej szyby.
Polityczna metamorfoza naszego kraju w latach 90. ujawniła nagle fakt, że tuż obok nas żyją osoby tak zamożne, że majątek ich może nas przyprawić o ból głowy. I bynajmniej nie są nimi potomkowie dawnych arystokratycznych rodzin polskich, których fortuny narastały przez wieki, ale ludzie, którzy uzyskali je bardzo szybko, nie zawsze, niestety, uczciwie. W tym miejscu nie byłoby przesadą określenie, że ten i ów jest "nieprzyzwoicie bogaty". W wiele skandali i afer, o jakich co pewien czas donoszą media, wplątane są osoby piastujące często wysokie stanowiska państwowe. Przeciętny obywatel może się jedynie domyślać, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I to często o grube pieniądze publiczne, wypracowane jako majątek nas wszystkich. Pieniądze nagle znikają z kas, słyszymy o pewnych umowach bez pokrycia, potem sprawa ucicha, zmieniają się tylko nazwiska, czasami jakiś proces ciągnie się latami w sądzie, ale jeszcze nikt chyba nie usłyszał o takim finale podobnej sprawy, gdzie po skandalu ktoś honorowo oddałby nielegalnie zaciągnięty dług. Już w 1890 r. Henryk Sienkiewicz, doskonale znając mentalność swoich rodaków, pisał w liście do przyjaciela, księcia Eustachego Sanguszki: "(...) w naszem społeczeństwie więcej jest ludzi gotowych lekceważyć grosz publiczny, niż go z narażeniem siebie bronić".
Nastąpiło dramatyczne zachwianie hierarchii wartości. Czy hasło naszych przodków, głoszące "Bóg, honor, Ojczyzna", jest dziś już frazesem? Dlaczego nie potrafimy zaprowadzić porządku tam, gdzie panuje korupcja, kumoterstwo, brak kompetencji, a zwykła ludzka uczciwość jest towarem reglamentowanym?
Czy stale musimy powtarzać te same błędy narodowe? Jaki przykład dajemy naszej młodzieży, która też będzie próbowała chodzić na skróty i na łatwiznę, wygodnie ustawić się i zakombinować, byle tylko osiągnąć własne korzyś-ci? Gdzie znajdziemy młodych ludzi, którzy będą "poczciwe zasady dziedziczyć jak rodzinne klejnoty" (H. Sienkiewicz)? Obyśmy nie przegapili czegoś cennego w wychowywaniu nowych pokoleń wolnego już społeczeństwa i nie ocknęli się za późno, powtarzając za Janem Kochanowskim: "Nowe przysłowie Polak sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi".
Pomóż w rozwoju naszego portalu