Alicja przekonana jest, że jej starość będzie wyglądać tak samo, jak starość jej babci. O życiu na emeryturze marzy już dziś, choć dopiero skończyła trzydzieści lat.
Jeśli moja starość będzie taka, jak starość mojej babci, to chcę się zestarzeć już jutro śmieje się.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie każda babcia ma takie szczęście, jak pani Krystyna kochającą wnuczkę, swój pokój, ogród i ciągłe rozrywki.
Jeśli nie ja, to moja mama poświęca cały swój wolny czas babci. Nie chciałabym sobie kiedyś wyrzucać, że mogłam być dla niej lepsza, milsza, czy mogłam więcej czasu z nią być.
Tato Alicji zostawił mamę, gdy dziewczyna skończyła dwa lata. To babcia była pierwszą osobą, która wyciągnęła rękę do córki i wnuczki, zaprosiła do swojego domu i pozwoliła na nowo rozpocząć życie. Dziś kobiety są nierozłączne, darzą się nie tylko wielką miłością, ale i szacunkiem, jakiego brakuje w niejednym polskim domu.
Jeśli czas mi pozwala, chodzę z babcią w tygodniu do kościoła, dla niej to jeden z ważniejszych momentów dnia. Dużo czasu poświęca na modlitwę. Nie złoszczę się, że w tym czasie w domu musi być troszkę ciszej. Kiedyś buntowałam się, złościłam na babcię, jednak teraz rozumiem i liczę się z jej zdaniem wyjaśnia dziewczyna.
Pani Krystyna nie jest zwykłą babcią, która dzień spędza na plotkach z rówieśniczkami.
Reklama
Spotkania towarzyskie z koleżankami? A jakże, ciasteczko, kawka, herbatka, czasem kieliszek likieru. Rozmawiamy, śmiejemy się, w coś zagramy. Do kościoła razem pójdziemy wymienia. Mam szczęście, bo moja Alicja pokazuje mi ten nowy świat młodzieży, uczy obsługi komputera, kupiła aparat fotograficzny, robię zdjęcia. Pasją pani Krystyny jest fotografia, dokumentuje życie codzienne, uwielbia kwiaty i zwierzęta. Wnuczka założyła jej konto na jednym z portali społecznościowych, na które pani Krystyna wysyła swoje najlepsze zdjęcia, dzieli się opiniami z innymi osobami, jej fotografie są oceniane.
To ważne, że babcia ma zajęcie, że cieszy się drobnostkami, nie jest przez to zgorzkniała i cały czas idzie naprzód. Nie zatrzymała się, nie poddała i nie czeka na śmierć mówi Alicja.
Dom opieki społecznej
Stoję przed zamkniętymi drzwiami, czekam, aż przyjdzie pracownik domu opieki.
Do nas nie można wejść ot, tak po prostu z ulicy. Musimy dbać o bezpieczeństwo pensjonariuszy, a są tacy, którzy chcą uciekać, cierpią na Alzheimera, musimy mieć ich na oku tłumaczy pracownik Domu Opieki Społecznej w Ząbkowicach Śląskich. Po czasie dociera do mnie sens słów.
Idziemy wąskim, kolorowym korytarzem. Każdy pensjonariusz ma swój pokój, skromnie, ale przytulnie urządzony, telewizor. Na pierwszy rzut oka jest przyjemnie. Panie pracujące w domu są miłe, uśmiechają się, zagadują pacjentów.
Byłem dyrektorem szkoły opowiada o sobie pan Zygmunt. Mam swoje duże, przestronne mieszkanie, ale od piętnastu lat jestem sam, a zdrowie już w nie najlepszej kondycji. Tracę przytomność i mam chore stawy, potrzebuję opieki.
Pan Zygmunt wyciąga fotografię czarno-białą, a na niej grupa maturzystów, pokazuje siebie.
Reklama
Powiedziałaby pani, że byłem taki przystojny i miałem tak bujną fryzurę? uśmiecha się do swoich wspomnień, do mnie również. Pewnie myśli pani, że jest mi tu dobrze, że jestem szczęśliwy… Nie jest najgorzej, ale tęsknię do wolności, do spacerów, do swobody. Dni na całe szczęście już niewiele pozostało próbuje żartować, choć mi wcale nie jest do śmiechu. Mam przed sobą pogodnego, zdrowego mężczyznę, którego chciałabym zabrać ze sobą na spacer, na wolność…
Różaniec z Ziemi Świętej
Naprzeciw pokoju pana Zygmunta mieszka pani Gienia. Najbardziej religijna osoba w całym domu opieki. Modli się codziennie, na ścianach w jej niewielkim pokoiku wiszą święte obrazy.
Nie chodzimy do kościoła, ale mamy tutaj kaplicę i w sobotę odwiedzają nas księża. Możemy się wyspowiadać, wziąć udział w Mszy św. Sobota wieczór to czas szczególny dla nas. Ksiądz rozdaje Komunię opowiada pani Gienia.
Cały dom przepełniony jest obecnością Boga. Tu każdy czeka na spotkanie z Nim. Mieszkańcy zdają sobie sprawę, z tego, że ich życie dobiega końca, że nadchodzi czas pojednania, przygotowania do Sądu Ostatecznego. Choć cierpienia i smutków jest wiele, to codzienność przynosi malutkie radości, z których trzeba się cieszyć.
Mam różaniec z Ziemi Świętej. Modlę się na nim codziennie. Oczka są już wytarte. Modlitwa daje ukojenie, wytchnienie. Jak jest mi ciężko, patrzę na moje obrazy, modlę się i czekam na kolejną sobotę mówi pani Gienia i wraca do obierania jabłka, bo nadszedł czas podwieczorka.
Na ulicy nas już coraz mniej
Reklama
Pan Albert coraz częściej zapominał się. Myliły mu się imiona wnuków, dni tygodnia, zapominał, że całkiem niedawno zgasił papierosa sięgał po następnego. Objawy choroby były niewidoczne, drobne, z czasem coraz częściej tracił świadomość i poczucie czasu, rzeczywistości. Żona pana Alberta Wiesława nie pozwoliła dzieciom zabrać ojca do lekarza. Mówiła, że potrafi się nim sama zaopiekować. Tłumaczyła, wyjaśniała mężowi, prostowała tory, którymi podążał, a które z czasem coraz bardziej się wypaczały. W końcu zrezygnowała i pozostawiła męża w świecie, w którym codzienność mieszała się z przeszłością. Gdyby nie opieka dzieci, wnuków, oboje zapewne trafiliby do domu starców. To, co trzyma ich przy życiu, to poczucie, że w ich życiu niewiele rzeczy się zmieni, a do śmierci będą mieszkać w swoim domu, w którym zamieszkali po przesiedleniu na Ziemie Zachodnie.
Moje dzieci nie oddadzą nas do domu starców! stanowczo zaznacza pani Wiesława. My jesteśmy rodziną z tradycjami, dbamy o siebie.
Małżeństwo mieszka na wsi, a tutaj model rodziny jest mocno ugruntowany. Scedowanie opieki nad starzejącymi się rodzicami na dom opieki społecznej to wstyd i oznaka braku szacunku.
Od sześćdziesięciu lat chodzę do tego samego kościoła, siadam w tej samej ławce, nie wyobrażam sobie, że nie będę w takim życiu religijnym uczestniczyć aż do śmierci. Na naszej ulicy, tych którzy przyjechali na Zachód z nami, jest już coraz mniej, umierają. Nie spotykamy ich w kościele ani w sklepie. Teraz czas oddać się w ręce Boga, pogodzić się z losem. Młodsi nie będziemy. Ja opiekuję się mężem, ale i on dba o mnie, choć na swój sposób. Mamy dla kogo żyć, bo nasza rodzina jest duża. Codziennie przychodzą synowie, wnuki i prawnuki. Nie mamy źle, nie mamy też smutno, bo wciąż tętni tu życie, ale trzeba będzie odejść. Dla nas to będzie lekkie rozstanie, ale nie dla naszych dzieci i wnuków mówi pani Władysława.
Starych drzew się nie przesadza
Dzieci pani Leokadii zdecydowały, że nie są w stanie opiekować się schorowaną mamą. Postanowili, że oddadzą ją do domu opieki.
Reklama
Starych drzew się nie przesadza mówi z wielkim smutkiem pani Leokadia. Mam wielki żal do dzieci, że nie chciały, bym została w domu, bym tam spokojnie umarła w swoim łóżku, w pieleszach pachnących wiatrem i trochę też mną. Chcę jak najszybciej umrzeć, bo tutaj jest duszno i jak w klatce. Nie ma podwórka, nie ma moich kurek.
Kobieta nie chce, by dzieci ją odwiedzały. Czeka na śmierć. Jest w niej dużo smutku i buntu, a z takim uczuciami nie można czekać na spotkanie z Bogiem.
Bóg rozumie mój ból, wie, że nie cierpię fizycznie a psychicznie, i będzie widział, co ze mną robić, kiedy już nadejdzie czas.
Schyłek życia to smutny czas w życiu każdego człowieka. Dociera do nas świadomość nieuniknionego, pogodzenie się z losem, ale i ciągła walka o każdą szczęśliwą chwilę. Najlepiej jest odchodzić wśród bliskich, w swoich czterech ścianach, ale los nie dla każdego bywa łaskawy.