Reklama

Niedziela Zamojsko - Lubaczowska

Powiedział Bogu: „tak”

Miał odwagę powiedzieć Bogu: „Tak” i wstąpić na drogę życia zakonnego. Głosi słowo Boże wśród nowicjuszy. Z o. Krzysztofem Flisem OFMConv rozmawia Małgorzata Godzisz

Niedziela zamojsko-lubaczowska 5/2014, str. 4-5

[ TEMATY ]

powołanie

Archiwum Krzysztofa Flisa

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MAŁGORZATA GODZISZ: – Miejscem pracy Ojca jest sanktuarium św. Anny w Smardzewicach. Co to za miejsce i dlaczego jest ważne dla zakonu franciszkańskiego?

Reklama

O. KRZYSZTOF FLIS OFMCONV: – Smardzewice leżą koło Tomaszowa Mazowieckiego, na obrzeżach województwa łódzkiego. To miejsce jest dla nas ważne przede wszystkim dlatego, że jest tam sanktuarium św. Anny. W I poł. XVII wieku Święta objawiła się mieszkańcowi Smardzewic i prosiła, żeby w tym miejscu, gdzie się ukazała, wystawić krzyż, na którym zmarł Jej wnuk. Krzyż został postawiony. Miejsce szybko zasłynęło łaskami i do Smardzewic sprowadzono franciszkanów z pobliskiego Piotrkowa Trybunalskiego. Potem postawiono kościół i klasztor, tak powstało sanktuarium. W ołtarzu głównym znajduje się cudowny obraz św. Anny, która razem z Najświętszą Maryją Panną trzyma swojego wnuka Jezusa Chrystusa. W Smardzewicach jest nasz nowicjat dla dwóch prowincji – warszawskiej i gdańskiej. Obecnie jest 11 nowicjuszy. Mam to szczęście, że mogę być w szczególnym miejscu i przeżywać swój powrót do św. Franciszka, towarzysząc młodym chłopakom, którzy chcą naśladować Biedaczynę z Asyżu. Ich wielka świeżość ducha i dążenie do ideałów jest dla mnie świadectwem. Prowadzę dla nich raz w tygodniu wykłady z historii zakonu. Osobiście duchowo korzystam z tego, że mogę być razem z nowicjuszami w jednym klasztorze.

– 1 czerwca 2013 r. otrzymał Ojciec święcenia kapłańskie. Co odkrywa Ojciec w kapłaństwie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– W Dniu Dziecka, ale też we wspomnienie św. Justyna, męczennika, otrzymałem święcenia kapłańskie. Cały czas do mnie dociera, że jestem kapłanem. Pan Bóg złożył w moje ręce tę łaskę, żeby przeze mnie chleb przemieniał się w Ciało Pana Jezusa, a wino w Krew i bym mógł udzielać rozgrzeszenia. Oczywiście wiem, że to nie ode mnie pochodzi. Dał mi to Bóg, bym mógł dla dobra Kościoła służyć innym ludziom. Przez to spoczywa na mnie wielka odpowiedzialność. Bóg daje dary, żeby nimi służyć. Być dyspozycyjnym do sprawowania sakramentów i być chętnym, żeby głosić słowo Boże. Kapłan jest do tego przeznaczony, przez wiele lat się przygotowuje. Widzę, że pragnienie słuchania Słowa Bożego jest bardzo wielkie. Dlatego na kapłanie spoczywa wielka odpowiedzialność, aby do głoszenia Słowa się przygotować i potem je głosić; wiele osób na to czeka.

– Miał Ojciec odwagę powiedź Bogu „tak” i wstąpić na drogę życia konsekrowanego. Jak to się zaczęło?

Reklama

– Dla mnie droga życia zakonnego zaczęła się na Jasnej Górze. Konkretnego dnia i o konkretnej godzinie. Zanim trafiłem na Jasną Górę 13 lipca 2004 r. przeszedłem pewną drogę poszukiwania swojego miejsca w życiu. Pod koniec liceum zadawałem sobie pytanie: może kapłaństwo? Kapłaństwo zawsze mi imponowało i było mi bliskie. Tak się składa, że w mojej rodzinie jest kilku księży diecezjalnych. Z zakonnikami nie miałem wcześniej styczności. Pod koniec liceum myśli o kapłaństwie odrzucałem. Poszedłem na studia. Pojawiła się dziewczyna w moim życiu. Pomyślałem – może małżeństwo. Czułem jednak głęboko w sercu, że to nie ta droga. Jeździłem na różne rekolekcje powołaniowe, żeby odkrywać, czego Pan Bóg ode mnie chce. Nie miałem odwagi zaryzykować i powiedzieć „tak”, mimo że Pan przemawiał przez różne wydarzenia. Zmęczony tym kilkuletnim poszukiwaniem, pod koniec studiów poszedłem na pielgrzymkę na Jasną Górę, z intencją o rozeznanie drogi życiowej. Na Jasną Górę dotarliśmy 12 lipca. Pamiętam, że chciałem tam przenocować i następnego dnia wrócić do domu, ale nie miałem pieniędzy. Przyjęły mnie siostry ze Zgromadzenia Małych Sióstr Jezusa Karola de Foucauld, przygotowały mi pokój, zrobiły kolację. Następnego dnia rano poszedłem przed Cudowny Obraz, byłem na Godzinkach, uczestniczyłem we Mszy św. Wróciłem do sióstr, zjadłem śniadanie i jeszcze raz poszedłem przed Obraz Matki Bożej. Pamiętam jak się modliłem na stopniu, przy kracie. Mówiłem: Matko Boża, jeśli mam dalej szukać, to będę szukał, choć nie mam już sił. Pożegnałem się. Gdy wychodziłem z kaplicy, naprzeciw mnie szedł zakonnik, w habicie franciszkańskim. Minął, zatrzymał się zaraz za mną i zwrócił się do mnie słowami: – Czy wiesz, że Pan Bóg cię kocha? Odpowiedziałem, że wiem, chociaż wtedy znałem to bardziej ze słyszenia. A on dalej: – Czy wiesz, że Pan Bóg cię wzywa? – Tak, a dokąd? – zapytałem. – Do nas, franciszkanów konwentualnych. Niepokalanów należy do nas. – Długo szukałem tej mojej drogi. Na co on odpowiedział: – Dzisiaj młodzi tak długo szukają, a kiedyś Pan Jezus mówił jedno zdanie do Apostołów: „Pójdź za mną!”. Oni wszystko zostawiali i szli za Nim. Zapytał mnie, co robię. Powiedziałem, że idę na piąty rok studiów. Poradził mi: to skończ te studia i przyjdź do nas. Zostawił mi adres do naszego seminarium w Łodzi-Łagiewnikach, po czym pobłogosławił. Więcej nie chciałem rozmawiać, bo już wszystko wiedziałem. Podziękowałem Matce Bożej i wróciłem do domu. Powiedziałem rodzicom, że idę do zakonu, do Franciszkanów. Skończyłem studia i wstąpiłem do postulatu, pierwszy etap formacji zakonnej. Później wielokrotnie rozmawiałem z tym ojcem o naszym spotkaniu na Jasnej Górze. Wracał wtedy z misji z Tanzanii. Modlił się tego dnia wiele godzin. Przyszedł rano do kaplicy i miał takie przeczucie, że dzisiaj Matka Boża chce się nim posłużyć, żeby wskazać człowieka, którego powołuje do zakonu. Zobaczył mnie wtedy modlącego się, ale nie chciał podejść. Jednak nasze drogi zbiegły się, kiedy wychodziłem z kaplicy.

– Można śmiało powiedzieć, że to Maryja przyciągnęła Ojca do zakonu franciszkańskiego. Jaka jest Jej miłość?

Reklama

– Wszystko zaczęło się na Jasnej Górze. To dla mnie taki namacalny znak. Z radością zawsze tam jeżdżę. Mam pewność, że jeśli ktoś powierzy się Matce Bożej, to Ona z jego życiem zrobi niesamowite rzeczy. Jest tradycją pielgrzymią, że przed wejściem do Kaplicy Jasnogórskiej, pielgrzymi przed wałami mogą uklęknąć lub położyć się krzyżem, aby pomodlić się i podziękować za czas rekolekcji w drodze. Zrobiłem podobnie. Matka Boża wzięła na serio to moje zawierzenie i zrobiła z nim takie rzeczy. Drogi Czytelniku, jeżeli chcesz doświadczyć opieki Matki Bożej, to zawierz Jej swoje życie, ale wcześniej dobrze się zastanów, ponieważ Ona może Ci zaproponować taką drogę, o jakiej wcześniej nie myślałeś. Ta droga jest piękna, bo Maryja jest Matką Miłości. I tak jak Ona tuliła w swoich dłoniach malutkiego Jezusa, tak samo tuli w swoich dłoniach wszystkich tych, którzy się Jej zawierzają. Nie pozwoli, by stała się im krzywda, będzie ich zawsze broniła i prowadziła. Jaka jest miłość Maryi? Miłość matczyna, która troszczy się o człowieka. Ta sama miłość, która towarzyszyła w Kanie Galilejskiej, kiedy brakowało wina państwu młodym. Ona pierwsza ten brak zauważyła i powiedziała o tym swojemu Synowi. Maryja jest pierwszą, która widzi, że czegoś nam brakuje i od razu mówi o tym Jezusowi. Prosi Go, żeby jakoś temu zaradził. Taka jest właśnie miłość Maryi: piękna i delikatna.

– Został Ojciec powołany do życia zakonnego, ale też powołany jak wszyscy do świętości. Czy myśl o tym pomaga Ojcu dawać siebie innym?

– O powołaniu do świętości mówił Sobór Watykański II i to jest pierwsze powołanie wszystkich ochrzczonych. Realizacja świętości polega na tym, że człowiek ma kochać innych. Drogą do świętości jest miłowanie Pana Boga i drugiego człowieka. Poświęcanie swoich darów i talentów, słowem tego, co się ma dla innych. Przychodzi mi to nie bez trudu, ponieważ nie jest łatwo rezygnować z siebie, ze swojego zdania, planów. Rezygnacja z siebie to trud. Poświęcenie czasu dla drugiego człowieka, kiedy akurat chciałbym robić coś innego, też nie jest łatwe. Bł. Matka Teresa jest takim cudownym przykładem poświęcenia wszystkiego dla drugiego. Ona wyraźnie mówiła, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości. W swoim życiu pokazała, że świętość to oddawanie siebie na służbę innym. Świetną definicję drogi do świętości podał też o. Maksymilian Kolbe, który mówił, że świętość to rzetelne spełnianie swoich obowiązków. Ten święty franciszkanin mówił, że do świętości nie dochodzimy przez posty, nadzwyczajne umartwienia czy odbywanie dalekich pielgrzymek. Świętość to jak najlepsze wypełnianie tego, czego Bóg ode mnie wymaga. Powinienem rozeznać, co jest moim obowiązkiem, a następnie zaangażować się w to całym sercem. Ja jako kapłan, jak mam iść do świętości? Dobrze przygotować się do kazania, katechezy, iść spowiadać wtedy, kiedy mam wyznaczony dyżur. Jeśli ktoś sprzedaje w sklepie, to jego drogą do świętości będzie to, żeby się nie spóźniał do pracy, był uczciwy i życzliwy wobec klientów. Jeśli ktoś jest zawodowym kierowcą, to jego drogą do świętości jest dobrze jeździć samochodem, bezpiecznie i zgodnie z przepisami. Jeśli ktoś jest prezydentem, to jego droga do świętości jest taka, by służyć ludziom i wprowadzać dobre prawo. Ta prosta definicja o. Maksymiliana bardzo mi pomaga w dążeniu do świętości.

2014-01-30 09:38

Oceń: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świętość małych kroków

Niedziela przemyska 51/2015, str. 4-5

[ TEMATY ]

powołanie

Bożena Sztajner/Niedziela

W noc Bożego Narodzenia przywołujemy historię przywracającą wiarę w człowieka, dającą nadzieję, że są na tym świecie ludzie, którzy pozwolili działać Miłości Bożej w swoich sercach i nie zawiedli się, co więcej, doświadczyli prawdziwej radości z wypełniania woli Pana w swojej codzienności

W dzisiejszym coraz bardziej liberalnym świecie życie ludzkie przestaje być wartością, darem, cudem, a zaczyna być towarem, który można kupić, oddać do reklamacji lub którego można się pozbyć i to wszystko dzieje się w granicach prawa. Przykładów nie trzeba podawać. Media zapewniają nam te informacje na bieżąco. Chodzenie na kompromisy i akceptacja nawet poglądów sprzecznych z nauką Kościoła w imię pozornego „mniejszego zła”, widoczne są coraz częściej w postawach osób, które uważają się za wierzące. Czyżby nie było już ludzi sumień? Są! Tylko że zło jest bardziej krzykliwe.
CZYTAJ DALEJ

Św. Mario - żono Kleofasa! Czemu jesteś taka tajemnicza?

Niedziela Ogólnopolska 15/2006, str. 16

pl.wikipedia.org

"Trzy Marie u grobu" Mikołaj Haberschrack

Trzy Marie u grobu Mikołaj Haberschrack
Sądzę, że każda kobieta ma w sobie coś, co sprawia, że jest tajemnicza. Być może w moim przypadku owa tajemniczość bardziej rzuca się w oczy. Pewnie jest tak dlatego, że przez długi czas żyłam niejako w cieniu odwiecznej Tajemnicy, czyli Jezusa z Nazaretu. Według tradycji kościelnej, sięgającej II wieku, mój mąż Kleofas był bratem św. Józefa. Dlatego też od samego początku byłam bardzo blisko Świętej Rodziny, z którą się przyjaźniłam. Urodziłam trzech synów (Jakuba, Józefa i Judę Tadeusza - por. Mt 27,56; Mk 15,40; 16,1; Jud 1). Jestem jedną z licznych uczennic Jezusa. Wraz z innymi kobietami zajmowałam się różnymi sprawami mojego Mistrza (np. przygotowywaniem posiłków czy też praniem). Osobiście nie znoszę bylejakości i tzw. prowizorki. Zawsze potrafiłam się wznieść ponad to, co zwykłe i pospolite. Stąd też lubię, kiedy znaczenie mojego imienia wywodzą z języka hebrajskiego. W przenośni oznacza ono „być pięknym”, „doskonałym”, „umiłowanym przez Boga”. Nie chciałabym się przechwalać, ale cechuje mnie spokój, rozsądek, prostolinijność, subtelność i sprawiedliwość. Zawsze dotrzymuję danego słowa. Bardzo serio traktuję rodzinę i wszystkie sprawy, które są z nią związane. Wytrwałam przy Panu aż do Jego zgonu na drzewie krzyża (por. J 19, 25). Wiedziałam jednak, że Jego życie nie może się tak zakończyć! Byłam tego wręcz pewna! I nie myliłam się, gdyż za parę dni m.in. właśnie mnie ukazał się Zmartwychwstały - Władca życia i śmierci! Wpatrywałam się w Jego oblicze i wsłuchiwałam w Jego słowa (por. Mt 28,1-10; Mk 16,1-8). Poczułam wtedy radość nie do opisania. Chciałam całemu światu wykrzyczeć, że Jezus żyje! Czyż nadal jestem tajemnicza? Jestem raczej świadkiem tajemniczych wydarzeń związanych z życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. One całkowicie zmieniły moje życie. Głęboko wierzę, że mogą one również zmienić i Twoje życie. Wystarczy tylko - tak jak ja - otworzyć się na dar łaski Pana i z Nim być.
CZYTAJ DALEJ

Ks. Okołotowicz z więzienia w Mińsku: chcą uciszyć Kościół

2025-04-09 16:21

[ TEMATY ]

Białoruś

prześladowania

Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”

Ks. Henryk Okołotowicz, duchowny Kościoła katolickiego na Białorusi, skazany na 11 lat więzienia pod zarzutem „zdrady stanu”, wysłał wiadomość do wiernych „zza krat”. Stało się to w przeddzień jego 65. urodzin, które ksiądz obchodził 8 kwietnia w areszcie śledczym w Mińsku, donosi portal katolik.life. Jak poinformowano, proces odbywał się przy drzwiach zamkniętych i nie ma żadnych informacji na temat sprawy księdza z Wołczyna.

Podziel się cytatem Odnosząc się do słów kard. Kazimierza Świątka, który również był przetrzymywany w areszcie śledczym sowieckich służb KGB, duchowny zauważył, że „księża są prześladowani, aby nas uciszyć, aby uniemożliwić Kościołowi katolickiemu mówienie prawdy”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję