Była człowiekiem instytucją, katechizowała wiele pokoleń dzieci i młodzieży. Kochali ją uczniowie liceum przy Czerniakowskiej, ale też ci, którzy przychodzili na lekcje religii do kościoła ojców bernardynów na Czerniakowie.
Sprawiała, że w kilkuletnich dzieciach rodziła się wiara wspomina Agnieszka Rybak. Do salki siostry wchodziło się z ulicy oddzielnym wejściem. W środku było jej królestwo kilka rzędów długich ław, zielone stoły. Na ścianach kolorowe dekoracje zawsze dostosowane do liturgicznego kalendarza. Przy stołach tłoczyły się dzieci. Cztery grupy, czasem po 30 uczniów. Tak przez 15 lat. Co takiego robiła Siostra Zdzisława, że na jej katechezach zostawali przyprowadzający dzieci rodzice? Po prostu opowiadała o Bogu. Takim, jakiego znała, jakim się zachwyciła, dla którego wstąpiła do klasztoru.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Opowiadała zwyczajnie, z prostotą, talentem, ale mądrze. I przede wszystkim z wiarą, a więc wiarygodnie dodaje inna z dawnych uczennic. Historie biblijne kończyły się u niej podstawowymi pytaniami o moralność. Abraham, Izaak, Kain, nagle dzięki niej stawali się całkiem współcześni.
Reklama
Wychowankowie s. Zdzisławy dorastali i odchodzili. I być może wielu do dziś nie wie, że poza zdjęciem z komunii w rodzinnym albumie katechetka pozostawiła w ich życiu znacznie głębszy ślad. Jej nazwisko poznałam dopiero z nekrologu przyznaje Agnieszka Rybak. A przecież wiem, że od pierwszego spotkania w małej salce ojców bernardynów była dla mnie kimś bardzo ważnym. Przewodnikiem na drodze do Boga.
Rocznik 1926, pochodziła z Grodna. Tam uczęszczała do szkoły sióstr nazaretanek. Po II wojnie światowej powiedziała do ojca: „Pojadę do Polski, do Nazaretu”. Przyjechała do Warszawy, do „twierdzy przy Czerniakowskiej” wraz z siostrami wracającymi z syberyjskiej zsyłki. Po szkole pedagogicznej skończyła Studium Nauczycielskie, następnie Instytut Wyższej Kultury Religijnej w Lublinie, Studium Społeczno-Prawne dla Sióstr Zakonnych, a później Prymasowskie Studium Teologii Życia Wewnętrznego. Pracowała jako wychowawczyni w przedszkolu, następnie na rok pojechała do Kalisza, a potem do Boguszyc, gdzie katechizowała i była przełożoną.15 lat katechizowała przy parafii bernardynów. Jako emerytka pełniła dyżury w szkolnym internacie przy Czerniakowskiej, zawsze gromadząc wokół siebie dziewczęta, które bardzo ją lubiły.
Była katechetką z powołania. Utrzymywała kontakty z wychowankami, jeździła na pielgrzymki, organizowała spotkania nowogrodzian i wyjazdy do Nowogródka. Przez całe życie codziennie modliła się za swoich wychowanków wspomina s. Amabilis, nazaretanka. Przed śmiercią powiedziała: „Panie Jezu już teraz możesz mnie zabrać…”.
Miała 87 lat, w zakonie przeżyła lat 67. Jest pochowana na cmentarzu czerniakowskim, w grobie Sióstr Nazaretanek.