MILENA KINDZIUK: Miał Ksiądz Profesor szczęście żyć przy boku kard. Józefa Glempa. Czy poznał go Ksiądz dogłębnie?
KS. PROF. KRZYSZTOF PAWLINA: Trudno do końca poznać drugiego człowieka. Jak czytamy na kartach literatury, „między człowiekiem a człowiekiem zawsze będzie ciemność”, każdy do końca pozostanie tajemnicą. Mogę natomiast pokusić się o stwierdzenie, że Księdza Prymasa poznałem w czterech odsłonach.
Czyli?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Najpierw jako młody ksiądz, zaraz po studiach kiedy zostałem jego sekretarzem i kapelanem, mieszkałem w Domu Arcybiskupów Warszawskich. Kard. Glemp sprawował wtedy urząd prymasa Polski i był człowiekiem w pełni sił, który faktycznie prowadził cały Kościół w Polsce. Druga odsłona kiedy przez 13 lat jako rektor warszawskiego seminarium obserwowałem jego ogromną troskę o kleryków i księży. Patrzyłem, jak wielki ciężar odpowiedzialności za nich dźwiga na co dzień kard. Glemp i z jaką rozwagą podejmuje decyzje dotyczące każdego księdza. Trzecia odsłona dla mnie zupełnie nowa to Ksiądz Prymas już bez funkcji. Kiedy ukończył osiemdziesiąt lat, zamieszkałem z nim w Wilanowie. Nie sprawował już żadnego urzędu w Kościele, prowadził zwykłe życie emeryta i kapłana. Z podziwem patrzyłem, jak akceptował nieuchronność przemijania i godził się na taki bieg spraw. Pozbawiony honorów, godności, zaszczytów czuł się naprawdę wolny. Dużo się modlił także za Kościół. Wracał wtedy chyba więcej do wspomnień, do dzieciństwa spędzonego na ukochanych Kujawach, ale też chętnie przyjmował zaproszenia do różnych parafii.
Wreszcie czwarta odsłona ujawniła się po śmierci kard. Glempa. To poznanie przez listy i dokumenty.
Czy właśnie to czwarte poznanie było najgłębsze?
Myślę, że tak. Z tych dokumentów wyłania się człowiek szalenie pracowity, dokładny. Humanista, który rozumiał historię Polski i naprawdę kochał literaturę polską. Ksiądz pilnujący regularności życia, żyjący stałym rytmem Kościoła co znajdowało odzwierciedlenie także w notatkach. Ksiądz Prymas miał świadomość, że poprzez bieżące wydarzenia tworzy się historia Kościoła, stąd niemal wszystko zapisywał. Codziennie wieczorem, niezależnie od pory, siadał i kreślił choćby kilka zdań. Spisywał fakty, dodawał swoje spostrzeżenia. Dzisiaj widzę, jak bardzo czuł się odpowiedzialny za Kościół. Jak wielki wysiłek włożył w pracę dla tegoż Kościoła.
Czy po roku, jaki minął od śmierci kard. Glempa, udało się Księdzu uporządkować całą spuściznę po nim?
Całej na pewno nie to tysiące dokumentów, notatek, zapisków. Trzeba przeglądać wszystko, kartka po kartce. A to wymaga czasu.
Czy coś Księdza zaskoczyło?
Najbardziej chyba to, że po wielu latach tak bliskiej współpracy okazało się, że nie znałem takiego Prymasa, jaki wyłania się z tego archiwum!
Jaki to Prymas?
Reklama
Bezpośredni, szalenie serdeczny, utrzymujący bliskie, osobiste kontakty z wieloma ludźmi. Zachowały się listy, w których zwraca się do innych po imieniu, jest zatroskany o konkretne sprawy, wyraża radość, współczucie, jest bardzo ludzki. Z prywatnej korespondencji, jaka się zachowała, głównie z listów z podziękowaniami, wynika też, że Ksiądz Prymas całymi latami wielu ludziom świadczył pomoc materialną. Czynił to w tajemnicy, nikt z nas, współpracowników, o tym nie wiedział. Wspierał też ludzi duchowo, modlił się za nich co wynika z kolei z osobistych zapisków Kardynała. Z tym też się nie afiszował.
Z pewnością zachowało się też wiele dokumentów, które nigdy nie ujrzały światła dziennego.
Oczywiście. Posługa kard. Glempa to przecież konkretne czasy historyczne. Jako prymas Polski musiał prowadzić korespondencję choćby z władzami państwowymi, też komunistycznymi, z biskupami również innych krajów itd.
Czy zostanie to opublikowane?
Niektóre dokumenty pewnie dopiero po upływie pięćdziesięciu lat. Trudno je bowiem publikować za życia ludzi, których one dotyczą. Wszystko czeka na swój czas.
Ksiądz Prymas przez całe życie prowadził osobiste zapiski. Czy one również przetrwały?
Reklama
Tak, nawet te z czasów dzieciństwa! Byłem zdumiony, kiedy się natknąłem na notatki z 1942 r., pisane przez kilkunastoletniego Józefa Glempa, będące… streszczeniem lektur arcydzieł literatury polskiej. Zachowały się całe zeszyty z tamtych czasów. Co więcej nawet wiersze, które pisał jako uczeń. Odwołuje się w nich do tradycji romantycznej, wiele czerpie z Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Świadczy to o ogromnym zamiłowaniu do literatury, a także do historii. W mieszkaniu Księdza Prymasa zachowały się również całe tomy jego wspomnień, swego rodzaju osobistych dzienników. Pisał je jako chłopak, potem jako młody ksiądz, np. w czasie studiów rzymskich, wreszcie jako biskup. I tak do końca życia. Ostatnie notatki pochodzą sprzed kilku dni przed śmiercią. Zachowały się pamiątki z całego życia Prymasa, jego książki, zdjęcia, dyplomy np. mistrza pchnięcia kulą w szkole, a także dyplomy studiów czy doktoraty honoris causa.
To wszystko jest teraz w archiwum w Wilanowie, tak?
Staramy się zabezpieczyć tę spuściznę. Kard. Kazimierz Nycz zapewne podejmie właściwe decyzje o dalszym losie tych dokumentów i eksponatów.
Czy Ksiądz Prymas wyjawił przed śmiercią ostatnią wolę?
Pragnął, by wszystko, co pozostawia, było zachowane. Miał zaufanie, że Kościół z rozeznaniem zdecyduje, co z tą spuścizną dalej uczynić. Stąd nie wydał szczegółowych dyspozycji. Nie uprzedzał też, co będzie można znaleźć w jego prywatnym archiwum. Porządkując papiery, czyniłem to więc z atencją, tak by niczego nie zniszczyć.
Jaki obraz Prymasa ma Ksiądz teraz, po ujawnieniu się wszystkich czterech odsłon?
Człowieka, który wiódł święte życie w codzienności. Zauważmy, że kard. Glemp żył w cieniu wielkich świętych postaci Prymasa Wyszyńskiego oraz Jana Pawła II. W odniesieniu do jego życia użyłbym natomiast określenia: świętość codzienności.
Czy ostatnie lata choroby i cierpienia były jakąś lekcją?
Reklama
Na pewno tak. Łóżko szpitalne oraz doświadczenie choroby i odarcia ze wszystkiego, a więc sytuacje krańcowe w życiu, zawsze stanowią pewien sprawdzian. Koniec życia jest syntezą całego życia. W ostatnich chwilach Ksiądz Prymas pokazał, kim był przez całe życie: pokorny, znoszący wszystko. Gdy dowiedział się, że ma nowotwór, od razu podał do publicznej wiadomości, że jest chory, ujawnił to, prosząc ludzi o modlitwę. Taki właśnie był. Miał jeszcze jedną swoistą cechę: nie uskarżał się na nic. Domyślaliśmy się raczej, że mu coś jest, że go boli. Do końca zachował wewnętrzny spokój. Do końca się modlił. Kiedy już nie mógł sam my czytaliśmy mu modlitwy brewiarzowe, odmawialiśmy Różaniec, odprawialiśmy przy jego łóżku Mszę św. Operacja i ostatnie chwile jego życia pokazały też wielką pokorę kard. Glempa. On, prymas Polski, kardynał, wszechstronnie wykształcony, nie chciał dla siebie żadnych przywilejów w szpitalu. Był pacjentem jak każdy inny chory. Gdy wtedy na niego patrzyłem, zrozumiałem, że całe życie trzeba być pokornym, żeby w ten sposób odchodzić. Kiedy jest się księciem Kościoła i decyduje się o losach ludzi można tak łatwo o tym zapomnieć. Ale kiedy nadchodzi moment, że jest się poddanym decyzji pielęgniarki perspektywa staje się zupełnie inna. Trzeba cały czas pamiętać, że życie jest bardzo kruche i krótkie, że kiedyś będzie się słabym. Przyjdzie taki moment, że będę zdany na innych. Jeśli człowiek się na to zgodzi zachowa spokój.
Ksiądz Prymas zdawał sobie sprawę, że odchodzi, prawda?
Do końca był świadom wszystkiego, choć wprost nie mówił o śmierci. Ale chyba czuł, że nadchodzi ten moment i wtedy bardzo chciał wrócić jeszcze do domu. Ostatnie wyjście ze szpitala było tylko po to, by spełnić to jego pragnienie. Kiedy usłyszał, że lekarze się na to zgodzili, powiedział do mnie: „Dziękuję ci, że idę do domu”.
Wraz z odejściem Prymasa coś się skończyło w Kościele, prawda?
Po śmierci Księdza Prymasa zacząłem się zastanawiać, czy można „spakować” człowieka wraz z jego książkami…
Można?
Myślę, że nie. Tylko książki można spakować, ale pamięci się nie spakuje. To, co pozostało jako mądrość i dobro, nie przemija tak szybko.
Człowieka nie można „spakować”. Chyba że tak źle żył, iż sam się spakuje i ludzie go nie będą chcieli pamiętać.
No a Kościół bez Prymasa Glempa jaki jest?
Reklama
Pyta Pani, czy coś się skończyło? Od roku Księdza Prymasa nie ma wśród nas. Ale świat idzie dalej i Kościół wciąż żyje. Bo życie jest mocniejsze od śmierci. Z pewnością jednak pewna epoka się skończyła. Także w Kościele. Pozostało natomiast życie kard. Glempa. I dobro, które nie umiera. Które na zawsze pozostaje w tym świecie i na zawsze będzie przypominać, co jest w życiu wartością i co jest miłością do Ojczyzny. Bo Ojczyzna dla Księdza Prymasa to wielkie słowo. Kochał Ojczyznę jak matkę. Tę małą: Kujawy, Inowrocław, i Ojczyznę Polskę. Każdy nowy rok zaczynał, zakreślając w kalendarzu ważne rocznice historyczne. Uważał, że Kościół powinien zajmować się nie tylko sprawami bieżącymi, ale ma obowiązek kultywować pamięć o minionych dziejach.
Dziś można powiedzieć, że on także reprezentował świat, który już odszedł.
Należał do pokolenia ludzi, dla których wielką wartość stanowiły: wiedza, nauka, wykształcenie, praca i patriotyzm. Jemu nie przyszło to wszystko łatwo, ale wykorzystał wszystkie możliwości, na ile tylko mógł. I tego możemy się od niego uczyć. Pokazał też swoim życiem, że przede wszystkim warto być dobrym człowiekiem.
Tacy ludzie nie umierają. Takich ludzi się pamięta.