WIESŁAWA LEWANDOWSKA: Na niedawno zakończonym w Warszawie szczycie klimatycznym ONZ często powtarzano, że Polska jest największym trucicielem Europy. Chyba nie potrafimy się już przed tym zarzutem bronić?
DR PIOTR NAIMSKI: Można powiedzieć, że nie robimy wszystkiego, by wykazać, że to zarzut nieuprawniony, niesprawiedliwy. Dziwne, że tego rodzaju atak jest zogniskowany akurat na Polsce, mimo że statystycznie biorąc, emisja CO2 jest u nas niższa niż w wysoko rozwiniętych krajach europejskich. W tych oskarżeniach o trucicielstwo dopatrywałbym się więc raczej walki konkurencyjnej. Warto tu przyjrzeć się powiązaniom finansowym pewnych organizacji ekologicznych, które chcą zlikwidować wykorzystanie naszego węgla, doprowadzić do tego, żeby energia w Polsce była równie droga jak w całej Europie. Nietrudno dostrzec strategiczną współpracę tych organizacji z przemysłem związanym z odnawialnymi źródłami energii np. w Niemczech. Na Polskę przypada zaledwie 9 proc. CO2 emitowanego w UE!
Reklama
W odpowiedzi na powyższe oskarżenia ze strony polskiego rządu padły optymistyczne zapewnienia, że Polska ma wiele pomysłów na konkretne przeciwdziałania zmianom klimatu, ograniczenia emisji CO2. Analizując rządowe deklaracje, trudno jednak ostatecznie powiedzieć, czy i do jakiego stopnia będziemy odchodzić od węgla jako głównego źródła energii i „truciciela”, czy też nie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Rzeczywiście, w rządowych deklaracjach na ten temat widoczny jest rozdźwięk, a nawet można doszukiwać się objawów pogłębiającej się schizofrenii. Niektórzy ministrowie zapewniają, że Polska nie będzie rezygnowała z węgla uważam te deklaracje za jak najbardziej zasadne ale jednocześnie polski rząd włącza się do działań narzucanych z zewnątrz, które mają doprowadzić do zaostrzenia reżimów emisji CO2, co siłą rzeczy oznacza rezygnację z taniej energii węglowej.
W Warszawie zakończyła się konferencja COP19 poświęcona właśnie „walce ze zmianami klimatycznymi”. Ministerstwo Środowiska stosuje taktykę „opóźniania przez poszerzenie”, deklaruje poparcie dla strategii ograniczania emisji, co jest dla Polski groźne i próbuje warunkować całość porozumienia udziałem w nim wszystkich członków ONZ. Wiadomo, że Chiny, Indie i wiele innych „wschodzących gospodarek” nie chce restrykcyjnej polityki emisyjnej. Nie jest jednak pewne, czy taktyka chowania się za nimi okaże się dla Polski wystarczająca. W UE mamy problem z próbami zaostrzania tzw. celu emisyjnego z 20 do 30 proc. Tym planom Polska powinna zdecydowanie przeciwstawiać się. Niestety, olbrzymia większość dokumentów dotyczących stanowiska rządu polskiego na forum UE zaczyna się od rytualnego zaklęcia, że w zasadzie polski rząd popiera unijne propozycje, a zastrzeżenia pojawiają się dopiero w dalszych fragmentach dokumentów. Trudne to jest do obrony w dyskusjach na unijnych forach.
Można powiedzieć, że w sprawie redukcji emisji CO2 Polska na forum UE jest „za”, a nawet „przeciw”?
Może nawet „przeciw”, ale w zasadzie okaże się, że „za”. Rezultat jest taki, że grozi nam zaostrzanie tych groźnych dla Polski przepisów. Powstaje zasadnicze pytanie: Gdzie jest ten punkt, w którym polski rząd powinien zdecydowanie powiedzieć: „Nie!”?
Czy Polska mogłaby bardziej stanowczo zawalczyć o swój węgiel?
Zdecydowanie tak, ponieważ sytuacja polskiej energetyki jest szczególna w Europie. Powinniśmy o tym mówić i nie wstydzić się z tego powodu. I trzeba mówić twardo, że nie mamy zamiaru rezygnować z węgla jako naszego dobra narodowego. Ale oczywiście powinno się robić wszystko, aby użycie węgla było jak najbardziej efektywne. Chodzi tu o nowoczesne technologie spalania węgla, żeby elektrownie miały sprawność powyżej 45 proc., a nie zaledwie nieco ponad 30 proc. Niestety, musimy te przestarzałe elektrownie szybko zamykać.
Przede wszystkim dlatego, że ponadnormatywnie zanieczyszczają środowisko?
Nie, nie tylko dlatego, że narzuca nam to pakiet klimatyczno-energetyczny, lecz dlatego, że są technologicznie zużyte. Musimy budować nowe elektrownie, a jeżeli przy okazji ktoś zauważy, że wiąże się z tym mniejsza emisja CO2 do atmosfery, to tym lepiej.
Reklama
Nowe elektrownie w Polsce to ciągle brzmi jak bajka, Panie Pośle!
To prawda, że nowe inwestycje w tym sektorze idą jak po grudzie… Na podstawie dzisiejszych rynkowych przesłanek zarząd spółki PGE stwierdził, że planowana od dawna budowa elektrowni w Opolu przynosiłaby tej spółce straty. Wciąż nie ma odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób szukać kompromisu niezbędnego przy budowie tego rodzaju systemowej elektrowni pomiędzy interesem państwa i bezpieczeństwem energetycznym kraju a interesem spółki inwestora.
Wydaje się, że strategia i polityka energetyczna jest w Polsce kojarzona wyłącznie z unijnym przymusem przechodzenia na inne niż węgiel źródła energii.
To błędne podejście, bo przecież dla Polski nie jest ważny spór, czy budować elektrownie jądrowe, farmy wiatrowe, czy odchodzić od węgla itp. W naszej sytuacji to strata czasu. Istotna jest fundamentalna zgoda, że punktem wyjścia w energetycznych planach Polski są wielkie zasoby węgla, z których nie powinniśmy w żadnym razie rezygnować, jako że energia z węgla należy do najtańszych (po energii nuklearnej). Nie jest przypadkiem, że tuż za polską granicą Niemcy budują dziś elektrownie węglowe. Oczywiście, dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju potrzebna jest również rozsądna dywersyfikacja źródeł energii.
Jak daleko należałoby posunąć ów proces dywersyfikacji źródeł energii?
Reklama
A o tym muszą zadecydować dokładne analizy. Przede wszystkim należałoby dążyć do produkcji taniej energii. Aby kiedyś ją mieć, już dziś trzeba ponieść niemałe koszty i potraktować je jako niezbędną inwestycję w bezpieczeństwo energetyczne i dobrobyt następnych pokoleń. Tak trzeba na to patrzeć. We Francji obecne pokolenie może cieszyć się tanią energią dzięki poniesionym przez poprzednie pokolenie kosztom budowy energetyki nuklearnej… To właśnie trzeba brać pod uwagę, formułując strategię państwa.
Na jakie źródła poza węglem powinniśmy dziś stawiać?
Szansą dla Polski jest oczywiście gaz z łupków. Dziś wielu rzeczy w tej sprawie jeszcze nie wiemy, choć optymistycznie patrząc, możemy się spodziewać nawet rewolucji w polskiej energetyce. Równocześnie trzeba pamiętać, żeby bezpieczeństwo energetyczne Polski nie padło ofiarą tego spodziewanego sukcesu.
Abyśmy z węgla nie przestawili się euforycznie na gaz?
Przychodzi mi tu na myśl przypadek Norwegii, gdzie w latach 70. ubiegłego wieku nastąpił wielki przełom po odkryciu złóż ropy i gazu na Morzu Północnym. W ciągu ok. 15 lat Norwegia zaczęła czerpać ogromne dochody z eksportu tych złóż. Rząd norweski jednak nie przestawił całej energetyki opartej na elektrowniach wodnych na te nowe źródła. Postanowiono nie tylko pozostać przy naturalnej w tym kraju hydroenergetyce, ale nawet ją rozwijać. To jest właśnie myślenie strategiczne.
A istotą polskiego myślenia strategicznego powinno być pozostanie przy węglu jako najtańszym dziś w Polsce źródle energii?
Reklama
Tak, mimo nadziei na własny gaz w pełni pokrywający nasze potrzeby, a być może także na jego eksport. Siła i bezpieczeństwo polskiej energetyki muszą być oparte na racjonalnym zróżnicowaniu wykorzystywanych surowców energetycznych. Powinniśmy także, po poważnych konsultacjach społecznych, zdecydować już dziś, czy w Polsce będziemy budować elektrownię jądrową.
Uważa Pan, że powinniśmy?
Uważam, że to jest racjonalne i dobrze byłoby w Polsce zbudować jedną lub dwie elektrownie jądrowe. Właśnie po to, żeby zróżnicować ten niezbędny „mix energetyczny”.
UE domaga się zwiększenia udziału tzw. odnawialnych źródeł energii. Czy powinniśmy ulec tej ekologicznej tendencji?
Już dziś staje się jasne, że nie. Mniej więcej 10 lat temu część europejskiej gospodarki i europejskich polityków uwierzyła, że będzie można zdobyć przewagę konkurencyjną, inwestując w odnawialne źródła energii, a w sferze publicznej posłużono się argumentacją ideologiczno-ekologiczną. Teraz okazuje się, że ci, którzy zainwestowali bardzo duże pieniądze w ten sektor, obawiają się, że nie uda się wyciągnąć z tego spodziewanych zysków. Aby odzyskać swój kapitał, bronią tamtej niedobrej decyzji, usilnie przekonując innych np. do zalet energetyki wiatrowej budowanej na wielką skalę. Należałoby więc wreszcie odideologizować to unijne podejście do tego rodzaju alternatywnych źródeł energii. W żadnym razie nie powinniśmy do nich dopłacać z naszych podatków. Dziś UE i poszczególne kraje z powodów pozaracjonalnych, pozaekonomicznych dotują określone odnawialne źródła energii.
I naprawdę nie chodzi tu o względy ekologiczne i klimatyczne?
Reklama
To tylko zasłona dymna. Bo w istocie dotowani są producenci tych kosztownych urządzeń. Dlatego wobec promowania tej gałęzi energetyki jestem bardzo sceptyczny. Godne uwagi wydaje się natomiast rozwijanie tzw. rozproszonych źródeł energii. Gdybyśmy stworzyli odpowiednie warunki dla mikroźródeł produkcji prądu elektrycznego, to można by uzyskać tyle energii, ile wytwarza jedna elektrownia systemowa. Choć więc nie rozwiązywałoby to problemu energetycznego Polski, to z pewnością poprawiałoby bezpieczeństwo. Rozproszenie źródeł energii sprawia, że trudniej w taki system energetyczny ingerować z zewnątrz. Cały system staje się ponadto bardziej elastyczny, czego wymaga przyłączenie wielu małych źródeł energii. Szeroko rozumiana elastyczność, czyli zdolność adaptacji do nowych technologii, nowych źródeł energii, powinna być dziś podstawową cechą strategii energetycznej.
Polska polityka energetyczna taka nie jest? Jak się wydaje, nie ogarnia dziś nawet tak realnej alternatywy, jaką mogą tworzyć polskie złoża gazu łupkowego. Dlaczego?!
Z pewnością to, co się dzieje w sprawie ustawowych regulacji dotyczących gazu łupkowego, jest horrendalne. Ciągle ich nie ma. Naprawdę trudno to pojąć. Donald Tusk do tej pory nie chciał lub nie potrafił skoordynować pracy swoich ministrów w tym zakresie. Jak będzie teraz, po rekonstrukcji rządu, zobaczymy.
Co dla tej sprawy oznacza ostatnia dymisja ministra środowiska i zastąpienie go przez dotychczasowego wiceministra finansów?
Nowy minister środowiska deklaruje, że jego głównym zadaniem będzie „przyspieszenie” prac nad uruchomieniem wydobycia gazu ze złóż łupkowych. Niestety, pamiętamy, że to m.in. długie spory z Ministerstwem Finansów reprezentowanym przez min. Grabowskiego spowodowały opóźnienie prac nad rządowym projektem ustawy łupkowej. Zobaczymy, kiedy i w jakim ostatecznie kształcie rząd Donalda Tuska projekt zatwierdzi?!
A czego się spodziewać w zakresie polityki energetycznej w razie przejęcia rządu przez PiS? Zaprzestania realizacji zobowiązań wynikających z pakietu klimatyczno-energetycznego, kategorycznego oprotestowania kolejnych unijnych zaostrzeń w sprawie redukcji emisji CO2?
Reklama
Z pewnością w Prawie i Sprawiedliwości uważamy, że przepisy wynikające z realizacji pakietu klimatyczno-energetycznego są dziś szkodliwe dla polskiej gospodarki. Podzielam opinię tych, którzy uważają unijną kampanię walki ze zmianami klimatycznymi za narzędzie, które służy innym celom niż ekologiczne. Dlatego zasadne wydaje się maksymalne ograniczanie negatywnego wpływu tych przepisów o redukcji emisji CO2 i handlu emisjami, które będą wprost uderzały szczególnie właśnie w polską gospodarkę.
I w bezpieczeństwo energetyczne, na które PiS ma lepszą receptę?
W tej sprawie wiele zależy i będzie zależało od racjonalnego, ale jednoznacznie twardego stanowiska każdego polskiego rządu. Trzeba pamiętać, że bezpieczeństwo energetyczne nie jest nam dane raz na zawsze. Jeżeli nie zbudujemy w Polsce nowych elektrowni i będziemy zmuszeni do importu energii elektrycznej, rozpocznie się proces uzależniania polskiej gospodarki od decyzji zewnętrznych. Gdy Prawo i Sprawiedliwość dojdzie do władzy, zadba o to, by tak nie było.
Nawet kosztem kategorycznej niezgody na rozwiązania narzucane przez Unię Europejską?
Jeśli będzie to konieczne, to tak. Ale przede wszystkim trzeba przekonywać, że nie ma sprzeczności między dbaniem o interesy własnego kraju a troską o dobro całej Europy. Europa będzie silna tylko siłą państw europejskich. A Unia Europejska nie stanie się znaczącym graczem w skali globalnej, jeśli osłabione będą gospodarki jej krajów członkowskich.
* * *
Dr Piotr Naimski polityk, biochemik, nauczyciel akademicki, działacz opozycji w okresie PRL-u, publicysta, były wiceminister gospodarki, poseł na Sejm VII kadencji