Ukoronowaniem tegorocznego cyklu „Spotkań z Biblią”, które odbywały się co miesiąc w parafii pw. Miłosierdzia Bożego i św. s. Faustyny w Toruniu, były przedwakacyjne prelekcje ks. prof. dr. hab. Dariusza Koteckiego - biblisty, dziekana Wydziału Teologicznego UMK oraz ks. prof. dr. hab. Jana Perszona - teologa, wykładowcy UMK. Pierwszy podjął temat: „Za kogo uważają Mnie ludzie? (Mk 8, 28). Chrystologiczny wymiar wiary”, a drugi „Wierzę w jeden Kościół - trudne dojrzewanie do jedności (J 17, 20-24)”.
Co jest istotą wiary chrześcijańskiej?
Reklama
Ks. prof. Kotecki oparł swoje rozważania na fragmencie Ewangelii wg św. Marka, streszczającym rozmowę Jezusa z uczonym w Piśmie (Mk 12, 28-34), rozpoczętą pytaniem o to, które przykazanie jest największe. W odróżnieniu od faryzeuszów i saduceuszów, których pytania były obliczone na to, by wciągnąć Jezusa w pułapkę, uczony w Prawie postawił pytanie uczciwie, w dobrej intencji. W odpowiedzi usłyszał: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych” (Mk 12, 30-31). Uczony w Piśmie podjął dalszy dialog z Jezusem. „Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary” (Mk 12, 32-33). Jak czytamy, Jezus, widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: „Niedaleko jesteś od królestwa Bożego” (Mk 12, 34). Ta ostatnia odpowiedź - zauważył ks. prof. Kotecki - może stanowić zaskoczenie. Dlaczego uczony, choć tak mądrze i wyczerpująco skomentował słowa Jezusa, w zamian usłyszał zaledwie: „Niedaleko jesteś…”?.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czym różni się perspektywa Jezusa od perspektywy uczonego w Piśmie? Jezus mówi w sposób osobisty: „Będziesz miłował…”. Uczony mówi w sposób bezosobowy. Jego odpowiedź, choć perfekcyjna pod względem teologicznym, jest odpowiedzią pozbawioną osobistego odniesienia do Boga. To odpowiedź kogoś, kto może i dużo wie o Bogu, ale Go jeszcze nie spotkał.
Wiara chrześcijanina zatem to przede wszystkim wiara w Jezusa Chrystusa, rozpoznanego i uznanego za Boga, Pana i Zbawiciela, a przy tym pokornego i ukrzyżowanego za grzechy nas wszystkich. „Jakże trudno kogoś takiego uznać za swojego Boga!” - zauważył prelegent. „By znaleźć się w królestwie Bożym, trzeba przyjąć takiego właśnie Jezusa! Tymczasem w naszym sposobie myślenia jest jeszcze wiele pogaństwa. Pragniemy się w życiu zabezpieczyć od cierpienia, wygodnie urządzić, stworzyć minimum komfortu. Wejście w krzyż - oto granica, którą musi przekroczyć uczeń Jezusa Chrystusa - chrześcijanin”.
Jedność w Kościele
„Jedność w Kościele była najgorętszym pragnieniem Jezusa. To właśnie wołaniem o jedność zakończył swoją modlitwę w Wieczerniku” - zauważył ks. dr hab. Perszon.
Jedność Kościoła wyraża się w trzech aspektach: w wierze w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, Pana i Zbawiciela, w uznawaniu ekonomii sakramentów oraz na płaszczyźnie organizacji, której rdzeniem jest episkopat z biskupem Rzymu na czele.
Reklama
Wiara w Chrystusa łączy chrześcijan różnych wyznań; w tym wymiarze są oni sobie najbliżsi. Poważniejsze różnice zachodzą w pojmowaniu sakramentów. O ile Kościół prawosławny sprawuje te same sakramenty, o tyle Kościoły protestanckie już nie. Jeszcze większy rozdźwięk ma miejsce na płaszczyźnie organizacyjnej. historia Kościoła to między innymi historia rozłamów. Jedne z nich miały podłoże teologiczne i wynikały z odmiennego rozumienia prawd wiary; u początku innych stała odmienność cywilizacyjna i kulturowa Wschodu i Zachodu; inne wreszcie wzięły swój początek z protestu przeciw gorszącym nadużyciom, do których dochodziło w Kościele.
Osiągnięcie jedności Kościoła jest bardzo trudne, patrząc po ludzku niemożliwe, bo tworzą go grzesznicy; ludzie, którzy z jednej strony potrafią piąć się ku świętości, z drugiej - kierują się egoizmem. Tak było już w pierwszych gminach chrześcijańskich, w których tworzyły się stronnictwa akcentujące duchowe pochodzenie od poszczególnych apostołów i misjonarzy. To tam kierował swe napomnienia św. Paweł, podkreślając, że warunkiem prawdziwej jedności jest więź z Chrystusem jako Głową.
Wydaje się, że i dziś nie ma lepszego sposobu, by troszczyć się o jedność Kościoła: trzeba trwać jak najbliżej Chrystusa. Ci, którzy są blisko Chrystusa, pozostają również blisko siebie. Wtedy czynniki mogące podzielić, wykazują mniejszą „siłę rażenia”. Na nic zda się jedność „wynegocjowana” przy biurku, zapisana w najbardziej nawet uroczystych deklaracjach, jeśli nie będzie jej towarzyszyło rzeczywiste nawrócenie.
Osobnym problemem jest sposób wykonywania władzy w Kościele. Chrystus pozostawił jasne przesłanie: prawdziwa władza wyraża się w służbie, jest „przewodniczeniem w miłości”, także wówczas, gdy dla dobra zainteresowanej osoby, wyraża się w upominaniu, karceniu czy zdjęciu z urzędu. Źle się dzieje, gdy władza w Kościele służy realizowaniu własnych ambicji, idei, gdy zaspokaja pychę, gdy gorszy egoizmem.