Cyniczna zmiana tonu
W 2021 roku, gdy Donald Tusk był krytykowany w Polsce za swój „hołd niemiecki” i słowa "wasz sposób rządzenia był i jest błogosławieństwem nie tylko dla Niemiec, ale i całej Europy", a także podkreślenie, że rządy Angeli Merkel były "błogosławieństwem również dla Ukraińców w ich walce z agresją", głosy sceptyczne były uznawane przez obóz Tuska za przejaw germanofobii. Teraz jeden z liderów PO, prawa ręka Donalda Tuska przy przejmowaniu mediów po zdobyciu władzy, a przez lata mentor i ważny doradca, przyznaje, że zostali przez tych ukochanych Niemców potraktowani z buta. Widzieliśmy to również niedawno, gdy Tusk zrzekł się reparacji za obietnicę jakichś groszy dla resztek ofiar niemieckich zbrodni II wojny światowej. Skończyło się na słowach, a nawet "paciorków" za zrzeczenie się reparacji nie dostaliśmy.
Reklama
Ta naiwność wobec Niemiec, latami konsekwentnie wbijana Polakom do głów, dzisiaj uchodzi bezkarnie. Ci, którzy byli jej posłańcami, zmieniają teraz skórę jak kameleon i liczą na naszą amnezję. To błędne przekonanie o naszym zachodnim sąsiedzie przez długi czas kształtowało postawę części elit i przynosiło tragiczne skutki dla zwykłych wyborców. Wmawiano im, że Niemcy kierują się tylko jakimś wyższym dobrem, a pod płaszczykiem pięknych słów zawsze wygrywały ich interesy, a nie nasze. Na przestrzeni ostatnich dekad Polska wielokrotnie stawiała na współpracę z Niemcami, widząc w nich głównego partnera gospodarczego i politycznego w Europie. Takie podejście miało swoje uzasadnienie – niemiecka potęga ekonomiczna i stabilna pozycja w Unii Europejskiej wydawały się fundamentem, na którym można budować przyszłość. Jednak coraz więcej osób dostrzega dziś, że ta wiara była w dużej mierze naiwna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Próba przejęcia cudzej narracji
Przykład Bartłomieja Sienkiewicza, który po latach zaczął głosić tezy zbliżone do tych, które od dawna wypowiadali jego dawni polityczni oponenci, jest doskonałym przykładem na to, jak pewne idee, początkowo wyśmiewane, powracają z nową siłą. Jest to oczywiście również wyraz skrajnego cynizmu, ponieważ Sienkiewicz, jako człowiek inteligentny, musiał zdawać sobie sprawę z tych faktów już wcześniej, a jednak jego obóz cały czas kreował fałszywy obraz Niemiec. Z agresywną zaciekłością krytykowali tych, którzy dostrzegali ekspansywną politykę naszych zachodnich sąsiadów wobec Polski. Teraz sami zaczynają mówić to, co dawniej mówili ci, których chcieli zniszczyć i usunąć z życia publicznego – i nadal dążą do tego. To nie jest oznaka dojrzałości politycznej, lecz cynizmu i braku odpowiedzialności, które powinny skłonić do przeprosin i wyciągnięcia wniosków.
Reklama
Być może u części polityków, mediów i opinii publicznej naiwność wobec Niemiec wynikała z przekonania, że jako kluczowy gracz w Unii Europejskiej, Berlin będzie naturalnym liderem, który zadba nie tylko o własne interesy, ale również o dobrobyt całej wspólnoty. Może w tym była również odrobina chrześcijańskiego miłosierdzia, które nakazuje wybaczać i dawać drugą szansę. Jednak wydarzenia ostatnich lat pokazują, że Niemcy przede wszystkim kierują się własnym interesem, nawet jeśli oznacza to działanie kosztem innych krajów, w tym Polski. Jednostronna decyzja Niemiec o zamknięciu granic wewnętrznych bez konsultacji z Polską, którą skrytykował Sienkiewicz, to tylko jedna z wielu ilustracji tego podejścia. Dochodzą do tego kwestie godnościowe i finansowe, takie jak reparacje wojenne, inwestycje w CPK czy rozwój transportu odrzańskiego. Decyzja o zamknięciu granic miała ogromne konsekwencje dla tysięcy Polaków pracujących i żyjących po obu stronach granicy, a została podjęta bez konsultacji z naszym krajem. Czy Polska nadal nie wyciąga wniosków z takich działań?
Czas na nową politykę
Polityka wobec Niemiec była w Polsce przez długi czas przedstawiana jako coś niemal naturalnego – współpraca z zachodnim sąsiadem miała gwarantować stabilność, rozwój i bezpieczeństwo. Jednak w tej relacji Polska zbyt często zapominała o swojej podmiotowości. Wiele osób dostrzegało to od początku, jednak ich głosy były marginalizowane. Niemcy nie są i nigdy nie były neutralnym aktorem na europejskiej scenie politycznej. Ich interesy, choć często zbieżne z interesami Unii Europejskiej, nie zawsze pokrywają się z interesami Polski. Co więcej, historia wielokrotnie pokazała, że Berlin jest gotów realizować swoje cele, nawet jeśli oznacza to ignorowanie potrzeb i oczekiwań swoich sąsiadów.
Dziś, kiedy brakuje argumentów na obronę bezkrytycznej postawy wobec Niemiec, politycy zmieniają ton. Niezależnie od ich motywacji, faktem jest, że Polska musi zacząć myśleć o swojej polityce wobec Niemiec w sposób bardziej krytyczny i pragmatyczny. Podstawą tej zmiany powinno być zerwanie z naiwnymi iluzjami. To nie czas na zachwycanie się tym, że frakcja dotąd ślepo proniemiecka zaczyna dostrzegać albo chociaż mówić to, co od dawna było oczywiste dla takich osób jak autor tego artykułu. To moment, by uczciwie przeprosić za błędy i rozpocząć politykę opartą na realnych interesach Polski, a nie na iluzjach o „niemieckim przewodnictwie”. Obywatele mają prawo oczekiwać refleksji i polityki, która będzie uwzględniała nie tylko partnerstwo z Niemcami, ale przede wszystkim ochronę polskich interesów na arenie międzynarodowej. Na to nie jest jeszcze za późno, ale wymaga to odwagi i zerwania z dotychczasowym sposobem myślenia.