Na zlecenie prokuratury Policja wkroczyła o 6.00 rano do domu Roberta Bąkiewicza. Funkcjonariusze przejęli prywatny telefon i komputer byłego prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości.
– Uważam, że w ten sposób szuka się na mnie haków, próbuje się mnie zastraszyć. Trzeba powiedzieć, że ja mam czwórkę małych dzieci. Ten sposób działania prokuratury to jest po prostu bandytyzm. To jest Białoruś w czystej postaci – ocenił Robert Bąkiewicz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Prokuratura wznowiła umorzone śledztwo dotyczące Marszu Niepodległości z 2018 roku na polecenie Prokuratora Generalnego, Adama Bodnara. Dotyczy rzekomego głoszenia na marszu haseł rasistowskich i antysemickich oraz kierowania przez jednego z uczestników gróźb karalnych.
– Ponad pół miliona osób manifestowało i wśród tych ludzi ktoś podobno popełnił przestępstwo i dlatego trzeba było wejść do mnie do domu – ironizował Robert Bąkiewicz.
Policja na polecenie prokuratury weszła też siłowo do siedziby Stowarzyszenia Marsz Niepodległości w Warszawie.
Funkcjonariusze oraz prokurator przed podjęciem czynności nie zwrócili się do organizacji o dobrowolne przekazanie poszukiwanych dokumentów – poinformowała mecenas Magdalena Majkowska z Instytutu Ordo Iuris.
Reklama
– Wystarczyło poprosić Stowarzyszenie Marsz Niepodległości o wydanie rzeczy, a przynajmniej spytanie, czy Stowarzyszenie ma te rzeczy w swoim posiadaniu, a nie robić te przedstawienie polityczne – zwróciła uwagę mecenas Magdalena Majkowska.
Policjanci wykonywali telefoniczne polecenia prokuratora, który nie pojawił się na miejscu, przez co doszło do złamania procedur. Policja wręczyła postanowienie o przeszukaniu dopiero po jego zakończeniu.
– Wszystkie czynności, które były przez nich przeprowadzone, były bezpodstawne, bezprawne i nie mają znamion legalności – podkreśliła mecenas Magdalena Majkowska.
Funkcjonariusze szukali danych osobowych organizatorów Marszu z 2018 roku, których Stowarzyszenie nigdy nie zbierało i nie przechowywało – zapewnia jego prezes Bartosz Malewski. Policjanci podczas przeszukania szczegółowo przejrzeli wewnętrzne materiały organizacji.
– To są umowy o dzieło, to są umowy zlecenia, to są podpisy obywateli pod różnymi kampaniami i petycjami. To są dokumenty związane z finansami Stowarzyszenia – wyjaśnił Bartosz Malewski.
Funkcjonariusze zabrali sprzęt komputerowy oraz dokumenty należące do Stowarzyszenia, a także urządzenia będące własnością innych organizacji. Akcja Policji i prokuratury ma miejsce na dwa miesiące przed kolejnym Marszem Niepodległości.
– Wejście do siedziby Stowarzyszenia Marsz Niepodległości stanowi naruszenie praw konstytucyjnych do zrzeszania się – zaznaczył Bartosz Malewski.
Za poprzednich rządów Donalda Tuska środowiska narodowe były inwigilowane i zastraszane. Służby dopuszczały się prowokacji na Marszach Niepodległości oraz były agresywne wobec ich uczestników.
W 2013 służby podpaliły w trakcie wydarzenia budkę pod ambasadą rosyjską na polecenie ówczesnego szefa MSWiA, Bartłomieja Sienkiewicza.
– Spalili budkę pod ambasadą, to minister osobiście wymyślił – mówił Paweł Wojtunik, szef CBA w latach 2009 – 2015.
Reklama
Działania Policji i prokuratury mają przestraszyć Polaków przed kolejnymi obchodami święta niepodległości – wskazał prawnik Piotr Gaglik.
– To jest nacisk na tysiące, na to, żeby na wszelki wypadek zastanowili się, czy warto być 11 listopada w Warszawie na Marszu Niepodległości – tłumaczył Piotr Gaglik.
Nie damy się zastraszyć – zapewnił poseł Konfederacji, reprezentujący Ruch Narodowy, Krzysztof Mulawa.
– Ilekolwiek pan Bodnar z Tuskiem nie wywierciliby zamków, to polscy patrioci znajdą się na polskich ulicach 11 listopada i będą manifestowali naszą niepodległość oraz przywiązanie do naszych, biało-czerwonych barw – podkreślił Krzysztof Mulawa.
Siłowe wejście do siedziby niezależnego Stowarzyszenia Marsz Niepodległości nie spotkało się z protestem polityków koalicji rządzącej oraz wspierających ich organizacji pozarządowych mających na sztandarach obronę demokracji.