Rozpoczął się Wielki Post. Starajmy się, aby ten czas zachęcił nas do dążenia ku świętości, a popiół, który przyjęliśmy na nasze głowy w Środę Popielcową, przybliżył jeszcze bardziej do Jezusa Chrystusa. 40-dniowy okres postu przygotowujący nas do świąt Zmartwychwstania Pańskiego jest wezwaniem do nawrócenia i pokuty. Uczynki pokutne to: modlitwa, jałmużna i post. Jałmużna serca to życzliwość, uśmiech dla bliźniego, okazywanie mu zainteresowania w potrzebie i otoczenie opieką. Jest nim także dar pieniężny czy materialny. W okresie 40-dniowego postu możemy przebywać i rozmawiać z Jezusem Chrystusem w czasie Drogi Krzyżowej, „Gorzkich żali”, rekolekcji i Mszy św.
Trzecim bardzo ważnym uczynkiem pokutnym jest post. Wierni katolicy zachowują post ścisły w Środę Popielcową i w Wielki Piątek. Także w każdy piątek w ciągu roku zachowują wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Coraz więcej katolików składa postanowienia wyrzeczenia się w czasie Wielkiego Postu np. alkoholu, papierosów, słodyczy, oglądania telewizji itp. Różne obietnice składają ludzie Jezusowi Chrystusowi, który tak ukochał człowieka, że bardzo cierpiał i oddał za niego swoje życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dawniej w niektórych regionach Polski bardzo pobożni ludzie zachowywali niezwykle ścisły post. Nie jedli pokarmów mięsnych przez 40 dni. Przez cały karnawał zlewali do beczek stojących na strychach serwatkę, którą w czasie postu gotowali i jedli. Pokarmy krasili olejem tłoczonym w wiejskich olejarniach, mlekiem, niekiedy śmietaną. Mięso i wędliny jedli dopiero w Wielką Niedzielę. Dzisiaj także przydałby się nam taki post dla oczyszczenia duszy, ale także i ciała.
Przeżywany obecnie w Wielkim Poście Rok Wiary jest okresem, który uświadamiając nam, że dotychczas wielu ludzi nie spotkało w swoim życiu Chrystusa, bądź się Go wyrzeka dla mamony, powinien nas zmobilizować do apostolskiego działania. Nie możemy w dalszym ciągu mamić się stereotypem, że głoszenie Chrystusa należy do misjonarzy, kapłanów czy ewentualnie zakonników. Nie możemy w dalszym ciągu zasłaniać się przekonaniem, że jesteśmy dobrymi katolikami, jeśli nie wypełniamy naszych podstawowych obowiązków religijnych, a równocześnie nie upominamy się o los drugiego człowieka, jego praw do życia w wolności, w wierze i osobistego poglądu na życie społeczne i duchowe. Choć dobrze wiemy, że niewiara ma złożone przyczyny. Ludzie wciąż jeszcze niewiele o niej wiedzą. Jednak, my katolicy, którzy wierzmy w Chrystusa, stanowimy olbrzymią większość w naszym kraju - to wielu różnych bezbożnych ludzi żyje i rządzi nami tak, jak gdyby Boga i nas nie było.
Przez to dzisiaj istnieje skłonność w niektórych z nas, by uważać za katolika także tego, który wykorzystuje swoją religię do urządzenia sobie wygodnego życia kosztem innych ludzi, bez aktywnego troszczenia się o zbawienie swoje i swych braci. Takiego katolika „na pokaz”, który w oczach ludzi pragnie dla własnej kariery, wobec wyborców, w partii, w rządzie uchodzić, jako samozwańczy „dobry katolik”, za wzór prawego człowieka, bo pokazuje się w święta w kościele, przyjmuje nawet świętokradzką Komunię św., katolika uwikłanego codziennie w walkę z Bogiem, w zwalczanie swoich braci w wierze, Kościoła Chrystusowego. Tak zwanego katolika postępowego wyznającego i głoszącego poglądy sprzeczne z Bożym Objawieniem. Tak wygląda karykatura niektórych samookreślających się jako „wierzący katolik” z partyjno-ateistycznego nadania, nawet śmiem powiedzieć części polskiego katolicyzmu. Powinno się poddać publicznej ocenie pojęcie „wierny katolik” lub „praktykujący katolik”. Chwastem jest zło, jakie niektórzy, tzw. katolicy, sieją wokół siebie. Zwłaszcza wtedy, gdy my z niepokojem i wiarą oczekujemy nawrócenia tych, którzy pośród nas błądzą i zmierzają na zatracenie siebie... Bez minimum działalności apostolskiej nie jest się w ogóle katolikiem. A właśnie tego niezastąpionego minimum, od którego będzie zależał wyrok w Dniu Ostatecznym, nie osiąga masa tzw. jawnie grzeszących, wiarołomnych „PO-stkatolików”. To wskazuje na powagę położenia katolików w Polsce. Tu leży główny nasz grzech, że za normalnego katolika nie należy uważać tego, kto ogranicza swoje obowiązki religijne jedynie do własnego życia, bez aktywnego troszczenia się o zbawienie swych braci (La Teologie da L’Apostolat).
Niejeden katolik usprawiedliwia swoją bierność w tym względzie stwierdzeniem, że Bóg postępuje jak mądry i litościwy wychowawca: człowiek winien na sobie samym doświadczyć skutków własnych błędów, przekonać się (na własne oczy i na własnej skórze za swojego życia), jakie zło sprowadza nadużycie przez niego wolności. Bóg dopuszcza do tego nie dla zguby grzesznika, lecz dla jego opamiętania i powrotu do Jego prawdziwej wiary. Jeszcze inni swoją bierność usprawiedliwiają tym, że katolicyzm domaga się szczególnej wiedzy, nadzwyczajnego przygotowania. Niektórzy wierni w dalszym ciągu kojarzą apostolstwo katolickie z jakimś niezwykłym, osobistym przedsięwzięciem. Być może sprowadzającym się do celów wyłącznie komercyjnych, z jakąś atrakcyjną przygodą. Tymczasem rzecz przedstawia się zupełnie odmiennie. Apostołem w wierze można być i powinno się być tam, gdzie jest miejsce naszego życia, naszej pracy czy odpoczynku. Nie ma bowiem miejsca, które nie nadawałoby się na prowadzenie działalności apostolskiej w wydaniu takim, na jaki każdego z nas stać. Św. Jan Chrzciciel wystąpił na pustyni, a więc w miejscu, które - jak by się mogło wydawać - w ogóle nie nadaje się do działalności apostolskiej. A mimo tego „ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy”. Nie szkolił się w szkole rabinackiej. Prowadził surowy, rzec by można, prymitywny tryb życia, który stanowił zaprzeczenie modelu cywilizacyjnego i religijnego lansowanego przez faryzeuszów w Jerozolimie. Współczesny katolik, ciągle wierny Jezusowi Chrystusowi, nie musi posiadać wykształcenia teologicznego, by zostać strażnikiem wiary, jej animatorem, nauczycielem czy nawet apostołem. Nie musi porzucić swojego zawodu, zrezygnować ze swoich zainteresowań, zaniedbać swych obowiązków rodzinnych. Podstawowym warunkiem jest wierność w swym życiem wartościom i zasadom głoszonym przez Chrystusa. Jeśli one wypełniają nam całe życie, wówczas mimowolnie stajemy się głosem naszego Pana Jezusa Chrystusa.