Post jest stołem prawdy, gdzie nasz Mistrz zgotował cierpką lekcję prawdy i pokory... Bardzo trafnie określa to moje doświadczenie postu. Wstając rano, kiedy mam zamiar pościć, już czuję się inaczej niż zwykle. To, że czuję zapachy z całej okolicy, to norma, oprócz bólu głowy, który towarzyszy mi od ok. godz. 15 do wieczora, coś w środku, na dnie serca, mnie uwiera. To jakby ktoś odkręcił taki mały kranik na dnie serca i wtedy zaczyna ze mnie wypływać niecierpliwość, nerwowość itp. - wszystko to, co na co dzień mniej lub bardziej udaje się ukryć pod „porządnością”. Post zawsze stawiał mnie w prawdzie. Pokazywał mi moje nieuporządkowanie i to, jak mało kocham...
Post nauczył mnie doceniać chleb. Gdy kilkanaście lat temu zacząłem doświadczać Bożej miłości, pościłem w prawie każdy piątek. Trwało to chyba pół roku. Czułem dużą potrzebę. Do dziś podczas postu mam problemy z jedzeniem chleba; bardzo źle się czuję; w większości mój post wygląda tak, że zmuszam się do wypicia pewnej ilości wody i to wszystko. Gdy jednak zdarzyło mi się jeść chleb, żeby uniknąć złego samopoczucia, musiałem jeść bardzo małymi kęsami, najlepiej odrywać po małym kawałku palcami i wolno przeżuwać. Odkryłem SMAK chleba. Nie do opisania! Gdy siedzę przed tą biedną kromką, patrzę na nią i mimowolnie wyobrażam sobie, co mógłbym na nią położyć, żeby sprawić przyjemność mojemu podniebieniu, wtedy tak na serio błogosławię Ojca za jedzenie, które daje mi każdego dnia. Każdy kęs tego naprawdę „powszedniego” chleba uświadamia mi, jak wiele otrzymuję.
To jak mały kęs życia, którego na co dzień smaku nie czuję. Które połykam garściami, nie potrafię się nim delektować...
Pomóż w rozwoju naszego portalu