Może widziałeś kiedyś w Gorzowie niewielki, zielony budynek niedaleko centrum, na którym jest napis "Hospicjum św. Kamila"?
Może w nim byłeś, bo umierał tam ktoś z Twoich najbliższych, a może wszedłeś tylko po to, by zrobić wywiad z kimś, kto ma "ciekawą pracę"?
Może "obiło Ci się coś o uszy", ale pomyślałeś, że to takie smutne... i zmieniłeś temat.
Chodzę tam od roku.
Dlaczego właśnie tam? Nie tylko dlatego, że wierzę w sens życia, cierpienia i śmierci. Nie dlatego, by moi znajomi potrząsali z uznaniem głową i mówili: "Podziwiamy Cię". Nie po to, by czuć się lepszą od innych.
Chodzę tam, bo wciąż umiera tam ktoś mi bliski - mój bliźni, który ma prawo umrzeć godnie - umyty, najedzony, w czystej sali, czując się kochanym i potrzebnym do końca.
Chodzę tam, bo moje oczy widzą tam dalej. Patrząc na odleżyny, łyse głowy, ciało zniekształcone przez nowotwór, widzę nie tylko człowieka zmęczonego cierpieniem, z twarzą wykrzywioną bólem, ale także kogoś, kto cierpi wspólnie z Chrystusem. Patrząc na najbliższych chorego, którzy nerwowo chodzą po oddziale, zastanawiając się czy na pewno zrobili już wszystko, widzę jak wiele mam jeszcze do zrobienia dla swoich najbliższych. zanim odczuję podobną bezradność wobec nich.
Chodzę tam, bo moje uszy słyszą tam więcej. Słysząc słowa chorej: "Jestem gotowa" myślę o swej gotowości, bo przecież nie wiem, kiedy Pan zażąda mej duszy (por. Łk 12,20). Słysząc ciężkie oddechy konających, utwierdzam się w przekonaniu, że życie naprawdę ma sens i warto uczynić wszystko, by było piękne.
Chodzę tam, bo moje usta uczą się tam milczeć. Patrząc w pytające oczy człowieka chorego nie próbuję odpowiadać na jego pytania i wątpliwości, nie daję mądrych rad, nie mówię: "Współczuję, rozumiem, wiem", bo przecież nie wiem, jak to jest. Nigdy nie umierałam.
Chodzę tam, bo moje serce uczy się tam kochać - często niezadowoloną panią, pana, który nie dowierza, że w dzisiejszym świecie można robić coś za nic, człowieka, który wstydzi się swej bezsilności i odwraca głowę.
Chodzę tam, bo Chrystus w drugim człowieku potrzebuje moich rąk, nóg, mojej siły, mego czasu, uśmiechu, radości, życzliwości, mej modlitwy, by spokojnie przenieść nią kogoś na "drugi brzeg".
Chodzę tam, bo - choć pewnie paradoksalnie to zabrzmi - czuwając przy umierającym więcej otrzymuję niż daję.
Chodzę tam, bo wierzę w sens słowa "Do widzenia".
Pomóż w rozwoju naszego portalu