Przywódcy tej organizacji oskarżyli misjonarzy o prowadzenie działalności usypiającej świadomość rewolucyjną Indian. Misjonarze bowiem oprócz pracy duszpasterskiej zajmowali się działalnością charytatywną.
„W czasie suszy i głodu włączyli się w krajowe i diecezjalne programy żywnościowe Caritas. Wspomagali szkoły w rozbudowie, wyposażeniu bibliotek. Miejscowych chłopów andyjskich uczyli profilaktyki związanej z niebezpieczną w tamtym rejonie cholerą. Zdobywali dla nich leki i sami wozili zakażonych do szpitala miejskiego. Przygotowali projekt budowy instalacji wodnej” – przypomina o. Szymon Chapiński, były misjonarz, który od początku uczestniczył w procesie beatyfikacyjnym franciszkanów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wieść o męczeństwie szybko dotarła do ojczyzny i obiegła świat. Jeszcze tego samego miesiąca - w sierpniu 1991 roku - rząd Peru uhonorował pośmiertnie ojców Zbigniewa i Michała najwyższym odznaczeniem państwowym - Wielkim Oficerskim Orderem „El Sol del Peru” (Słońce Peru).
Polscy misjonarze zostali pochowani w kościele w Pariacoto.
Proces beatyfikacyjny franciszkanów, zgodnie z prawem kanonicznym, rozpoczął się pięć lat po tych wydarzeniach. 3 lutego 2015 r. Ojciec Święty Franciszek wyraził zgodę na beatyfikację polskich franciszkanów: o. Zbigniewa Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka.
Reklama
O. Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek zostali wyniesieni na ołtarze 5 grudnia 2015 r. w Chimbote w Peru. Mszy świętej przewodniczył przedstawiciel Ojca Świętego kard. Angelo Amato. W okolicznościowym kazaniu Prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych powiedział: „Nasi męczennicy mówili językiem miłości. Pochodzili z dalekich krajów i mówili innymi językami. Przybywając do Peru, nauczyli się nowego języka, ale przede wszystkim mówili językiem miłości. Ich apostolstwo i akceptacja męczeństwa były lekcjami miłości. Miłość zwycięża nienawiść i znosi zemstę. Miłość jest prawdziwym świetlistym szlakiem, który przynosi życie, a nie śmierć; rodzi pokój, a nie wojnę; tworzy braterstwo, a nie podziały”.
Pamięć
Minęło już tyle lat, ale pamięć o ojcach jest ciągle żywa. Powstały miejsca im poświęcone, stali się patronami wielu miejsc modlitwy i dzieł, wiele wspólnot otrzymało ich relikwie, przy których wierni proszą o ich wstawiennictwo w niebie, a przede wszystkim zapisali się głęboko w pamięci wielu ludzi.
Uczniowie
– Jestem uczniem o. Zbigniewa Strzałkowskiego – mówi ks. Mariusz Szymański, proboszcz parafii św. Józefa w Świeradowie Zdroju – Wspominam go jak swojego katechetę, człowieka bardzo pobożnego, stanowczego, który w swoich zamiarach był konsekwentny. Pamiętam, że w I klasie, kiedy mówił na katechezie o świętych i błogosławionych, bo to wynikało z programu nauczania, zadałem wtedy uszczypliwe pytanie – wiedząc, że w kalendarzu świętych nie ma św. Zbigniewa – co zrobić, kiedy w kalendarzu nie ma patrona o takim imieniu?”Trzeba więc tak żyć, żeby zostać świętym” – odpowiedział. Kiedy zaś wyjeżdżał na misje, z kilkoma kolegami „urwaliśmy się z lekcji” i pojechaliśmy do Warszawy, aby go pożegnać na lotnisku. Wyglądało to trochę inaczej niż sobie zaplanowaliśmy, bo kiedy nas zobaczył, stanowczym głosem zapytał: dlaczego tu jesteście? Z radością mówiliśmy, że przyjechaliśmy go pożegnać. On jednak zwrócił nam uwagę, że powinniśmy być w tym dniu w szkole – dodaje ks. Mariusz.
– Ja także byłem uczniem o. Zbigniewa – mówi z kolei ks. Erwin Jaworski, proboszcz parafii w Lubomierzu – Wspominam go jako człowieka otwartego na nas jako wychowanków, ale i na wszystkich ludzi. Dawał drugą szansę tym, którzy gdzieś się pogubili. Wspominam go jako tego, który zawsze gotów był pomóc. O wyjeździe na misje słyszeliśmy już wcześniej, kiedy przyszedł ten moment, nikogo to nie zdziwiło. O jego śmierci dowiedziałem się w trakcie pielgrzymki pieszej na Jasną Górę, kiedy był to początek mojej drogi ku kapłaństwu. Myślę, że ta śmierć także wpłynęła na moją decyzję.