Fragment książki:
CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!: "Kobiety do zadań specjalnych"
Reklama
Myrna zachwyciła mnie swoją zwykłością i pokorą. Taka zwykła kobieta. I to ją wybrał Pan, i do niej 31 maja 1984 roku powiedział: „Moja córko, jestem Początkiem i Końcem. Jestem Prawdą, Wolnością i Pokojem. Mój pokój daję tobie. Twój pokój nie będzie zależał od tego, co mówią ludzie, dobrze czy źle. Pomyśl o sobie. Ten, kto nie szuka ludzkiej aprobaty i nie boi się ludzkiej dezaprobaty, cieszy się prawdziwym pokojem. I ten Mnie osiągnął. Żyj swoim życiem, zadowolonym i niezależnym. Bóle, które dla Mnie znosiłaś, nie złamią cię. Raczej raduj się. Jestem zdolny nagrodzić cię. Twoje cierpienia nie będą przedłużone i twój ból nie będzie trwał. Módl się z uwielbieniem, ponieważ życie wieczne jest warte tych cierpień. Módl się, by spełniła się w tobie wola Boża, i mów: «Umiłowany Jezu, uznaję Cię ponad wszelkie rzeczy, ponad wszelkie stworzenie, ponad wszystkich twych aniołów, ponad wszelką chwałę, ponad radość wszelką, ponad sławę i honor, ponad wszelkie królestwa niebieskie, ponieważ Ty sam jesteś największy, Ty sam jesteś wszechmocą i dobrem ponad wszelkimi rzeczami. Tylko Ty możesz ulżyć mi i uwolnić mnie z moich łańcuchów, i przyznać mi wolność, ponieważ bez Ciebie moja radość nie jest pełna, bez Ciebie mój stół jest pusty». Tylko wtedy przyjdę powiedzieć: «Oto jestem tutaj, ponieważ Mnie zaprosiłaś»”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mary Khourbet Al-Akhras – bo to prawdziwe imię i nazwisko Myrny – urodziła się 3 maja 1964 roku. Ojciec kobiety był grekokatolikiem, a matka grekoprawosławną. Ta syryjska dziewczyna nie była szczególnie religijna, chociaż uczęszczała do chrześcijańskich szkół – katolickiej i prawosławnej – a także do szkoły publicznej. Jak powiedziała mi: „Urodziłam się w rodzinie chrześcijańskiej i od dzieciństwa znałam imiona Jezusa i Maryi. Nie pamiętam jednak, żebym należała do jakiejś szczególnej grupy. W niedzielę chodziłam do kościoła. Prowadziłam normalne życie. Nie było w nim nic szczególnego”.
Reklama
Rok przed maturą Myrna opuściła szkołę. Gdy miała zaledwie osiemnaście lat, dzięki koligacjom rodzinnym poznała Nicolasa (siostra Myrny wyszła bowiem za mąż za jego brata), który był starszy od niej o… bagatela, dwadzieścia cztery lata! Od razu wpadli sobie w oko, pokochali się, jak to się zwykło mówić, od pierwszego wejrzenia. „Początkowo naszemu związkowi sprzeciwiali się rodzice z obu stron. Powiedzieliśmy im, że jeśli nie zaakceptują naszego związku, uciekniemy. Nicolas zagroził nawet, że weźmiemy ślub cywilny, bez księdza. Wtedy się zgodzili, żebyśmy zostali małżeństwem” – opowiadała Myrna, dodając, że już miesiąc później – 13 września, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, zaręczyli się, a po dziewięciu miesiącach znajomości – w połowie maja 1982 roku – wzięli ślub i wyjechali w podróż po Europie.
„Byliśmy wtedy w Rzymie i uczestniczyliśmy w audiencji z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Przypadkowo znaleźliśmy się wśród pielgrzymów z Niemiec, którzy byli umówieni na spotkanie z papieżem. Był taki ścisk, że nie mogliśmy się stamtąd wydostać. Potem braliśmy udział w pielgrzymce Jana Pawła II, kiedy przybył do Damaszku. Zdradzę wam, że w naszym domu znajduje się kielich, którego papież używał wtedy w czasie mszy świętej i w którym wino przemieniło się w Krew Chrystusa” – opowiadali państwo Nazzour.
Po powrocie z podróży poślubnej Myrna zamieszkała w domu męża. Ona była wierną obrządku grecko-melchickiego (uznającego władzę katolickiego papieża), on prawosławnego. To jednak w niczym im nie przeszkadzało. Nicolas najpierw z bratem pracował przy złocie, a potem, gdy po wojnie ich interes podupadł, otworzył punkt ze słodyczami, który dawał fundusze na utrzymanie rodziny. Myrna mogła spokojnie wypełniać obowiązki żony, a potem mamy... Nicolas był światowym człowiekiem.
Przez kilkanaście lat mieszkał w Niemczech, żyło mu się dobrze – to znaczy wygodnie, i – jak sam wyznał – zapomniał, że jest chrześcijaninem. Pan Bóg i Kościół – te rzeczywistości zupełnie jednak go nie interesowały. I wtedy, kiedy nic nie wskazywało na to, że ich życie się odmieni, że czeka ich „rewolucja”, wkroczył Bóg, a wraz z nim Maryja.
•••Reklama
22 listopada 1982 roku Myrna wraz ze swoją teściową poszły do domu chorej szwagierki Layli. Miały wraz z innymi kobietami pomodlić się przy łóżku, w którym leżała, gdyż bóle kręgosłupa nie pozwalały jej wstać i iść do kościoła na nabożeństwo. W czasie modlitwy wydarzyło się coś nadzwyczajnego – na rękach Myrny nagle i niespodziewanie pojawiła się gęsta i tłusta ciecz, można by rzec oliwa. Tak wspominała ten moment kobieta: „Zdziwiłam się i przestraszyłam. Ci, którzy mnie otaczali, od razu stwierdzili, że to szczególna łaska Boża. Ścierali z moich rąk ciecz i nacierali nią swoje twarze. Wspólnie natarliśmy także chorą Laylę”.
Jakież było ich zdziwienie, gdy po krótkiej chwili chora stwierdziła, że jej ból ustąpił, i mogła wstać samodzielnie z łóżka i chodzić. Obecni w domu kobiety zrozumieli, że byli świadkami cudu, i to podwójnego. Najpierw Pan Bóg dał na ręce Myrny szczególny dar, a później za jego pośrednictwem uzdrowił Laylę. Nie wszyscy jednak od razu uwierzyli w to, co się stało. Gdy opowiedziano tę historię Nicolasowi, był jak niewierny Tomasz, który mówił: „Dopóki nie zobaczę, nie uwierzę”. Mąż Myrny wypowiedział to innymi słowy, ale sens był podobny: „Ot, babskie sprawy”. Gdy żona opowiedziała mu o oliwie, która pojawiła się na jej dłoniach, prosił ją, by nie opowiadała nikomu takich głupstw, gdyż nie chce, aby ich wystawiała na pośmiewisko i żarty, przysłowiowe plotki. Tłumaczył jej, że zapewne zjadła wcześniej coś tłustego i nie wytarła rąk. Informacja jednak poszła w świat. Przekazywali ją sobie ludzie z ust do ust.
Reklama
W końcu dowiedziała się o wszystkim także mama Myrny, która bardzo cierpiała – miała uszkodzony dysk w kręgosłupie. Aby sobie choć trochę ulżyć, leżała na desce. Gdy dotarła do niej wiadomość, że dzięki pomocy jej córki Layla powróciła do zdrowia, zrobiło się jej bardzo przykro. Miała wręcz żal do córki, że nie pomyślała o swojej rodzicielce. Gdy zgłaszała do niej swoje żale, Myrna zaproponowała, by razem poszły do domu Layli. „Jej uzdrowienie łączyłam bowiem z miejscem, w którym się wydarzyło” – wyznała Myrna.
Reklama
Trzy dni później, po rozmowie z Nicolasem, Myrna udała się jednak do domu swojej mamy. „Zaczęłam się modlić, bo mnie o to poproszono. Było to dla mnie bardzo dziwne, nikt wcześniej nie prosił mnie bowiem o modlitwę. Nie znałam wielu modlitw, jedynie "Ojcze nasz" i Pozdrowienie anielskie. I tak właśnie zaczęłam się modlić. Jakież było moje zdziwienie, gdy po chwili znów na moich rękach pojawił się olej. Rozpłakałam się. Dotarło do mnie, że to, co się dzieje, wiąże się nie z miejscem, ale właśnie z moją modlitwą i ze mną. Widząc, co się dzieje, moja mama krzyczała: «Myrno, posmaruj mi plecy!»” – wspominała po latach mistyczka, a jej mąż, który sceptycznie podchodził do sprawy, dopowiadał: „Kiedy kobiety modliły się, ja siedziałem z tyłu. Nie wierzyłem w ten olej i w to, że może nastąpić kolejne uzdrowienie. Wydawało mi się to śmieszne. Gdy olej pojawił się, mama Myrny podniosła koszulę i namaszczono nim jej plecy, które były już bardzo zdeformowane. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że teściowa, która była przykuta do łóżka, wstała z niego i zaczęła chodzić. Była zupełnie zdrowa! Potem – choć od tego wydarzenia mijały lata – na wszystkich prześwietleniach wciąż wychodziły te same deformacje co niegdyś. Jednocześnie teściowa normalnie chodziła, pracowała, a kiedy my opuszczaliśmy nasz dom, udając się w podróże, ona doglądała naszego domu” – wyjaśniał mężczyzna.
•••Tego, co się wydarzyło z udziałem Myrny, nie sposób było utrzymać w sekrecie. Jak zapowiedziała w jednym z orędzi Matka Boża, olej wydzielał się z ciała Myrny w czasie i miejscu oznaczonym przez samego Jezusa. Ona sama nie miała nad tym żadnej kontroli. Olej pojawiał się na ciele kobiety nie tylko w czasie ekstaz lub objawień i nie tylko w domu w Soufanieh, lecz także w innych okolicznościach i miejscach, na przykład w czasie podróży Myrny. Płyn wypływał najczęściej z palców dłoni, ale nie tylko. Czasami sączył się z twarzy, czoła i karku, z oczu. Zdarzyło się, że oliwa wypłynęła ze stóp.
W listopadzie 1984 roku, gdy kobieta przez trzy dni była niewidoma, Myrna wypluwała ją z gardła. Bywało nawet, że ciecz pieniła się na jej dłoniach. Czasami pojawiała się na ciele Myrny wiele razy w ciągu jednego dnia – tak było na przykład w czasie jej pobytu w Egipcie. Tam, 15 kwietnia 1987 roku, kiedy Myrna składała swoje świadectwo przed patriarchami różnych Kościołów chrześcijańskich, między innymi syryjsko-prawosławnym Zakką Iwasem I, koptyjsko-prawosławnym Szenudą III i koptyjsko- -katolickim Stefanosem I, w obecności katolickiego patriarchy melchickiego Maksimosa Hakima V, maronickiego arcybiskupa Libanu Khalila Abi-Nadera oraz wielu katolickich kardynałów, arcybiskupów i biskupów, a także w obecności lekarzy, syryjskiego ministra obrony Mustafy Tlassa i jego żony oraz syryjskiego ministra Walida Fadela, na jej dłoniach pojawił się olej.
Ciekawe, że ciecz pojawiła się w czasie ważnych spotkań – stało się tak, kiedy Myrna spotkała się z siostrą Łucją, wizjonerką z Fatimy w Coimbrze. Świadkami niezwykłego zdarzenia byli prezydent Ronald Reagan oraz jego prywatny lekarz – dr Antoine Mansour. Oliwa pojawiała się także podczas mszy świętych, nabożeństw maryjnych, modlitw, święceń kapłańskich, we francuskim Nevers przy grobie św. Bernadetty Soubirous, wizjonerki z Lourdes. Mogli go doświadczyć nie tylko chrześcijanie, lecz także muzułmanie, żydzi, protestanci, a nawet sceptycy czy ateiści. W 1993 roku, gdy Myrna była w Australii, oliwa wypłynęła w takiej ilości, że można było namaścić nią około pięć tysięcy osób!!! Działo się to nie tylko w czasie modlitwy, lecz także… na przykład w czasie jazdy samochodem. Sącząca się z ciała Myrny oliwa z oliwek… to nie był koniec niezwykłych wydarzeń, a rzec można dopiero zwiastun tego, co miało nastąpić, do czego niejako Bóg ich chciał przygotować...