Reklama

Katarzyna uwięziona, „Gutenberg” represjonowany

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Trzynastego grudnia roku pamiętnego rankiem padał śnieg: puszysty, biały, miękki - jak w piosence, opiewającej uroki zimy. Dalsza treść pięknego przeboju jednak już nie pasowała: nie było słońca w tym dniu, a królewskie Łazienki też nie lśniły, bo nad stolicą, jak i nad resztą kraju, rozlegał się przerażający krzyk „WRON-y” dobiegający z radia i telewizji. Marsze wojskowe nadawano jeden za drugim. Na wszelki wypadek zerknąłem na kalendarz, czyżbym przegapił jakieś wojskowe święto? W kalendarzu kolor czerwony - III niedziela Adwentu. Poniżej przysłowie na przypadające na ten dzień imieniny Łucji: „Św. Łuca dnia przyrzuca, a nocy ukróca”. To i lepiej, do Świąt blisko i ferie za pasem.
Ferie przyszły niespodziewanie już na drugi dzień, ale wróćmy do niedzielnego poranka. Płatki zaczynały rzednąć, więc odsunąłem firankę, aby widzieć, jak klerycy zaczną maszerować do katedry. Ale do 7.00 było jeszcze sporo czasu. Kilka minut po 6.00 podjechał wojskowy łazik pod pałac biskupi w Przemyślu. Byłem wówczas wikarym przy katedrze i okna miałem wychodzące na ul. (wtedy) Orzechowskiego. Z wozu wysiadł pułkownik z porucznikiem, a jeszcze jeden wojskowy pozostał w samochodzie. Dzwonili uparcie dzwonkiem przy furtce, która wtedy przylegała bezpośrednio do pałacu, ale nikt im nie chciał otworzyć. Porucznik spróbował jeszcze zaatakować główne drzwi, ale i tam odpowiedziało milczenie. Obaj oficerowie wsiedli więc do jeepa, ale po zasięgnięciu opinii (nie było wtedy telefonów komórkowych, więc skorzystali z telefonu stacjonarnego) zaraz wrócili i tym razem siostra sercanka wpuściła ich za bramkę. Za rogiem pałacu zniknęli z pola widzenia, ale potem ks. prał. Prędki powiedział nam, że przybyli poinformować ordynariusza o wprowadzeniu stanu wojennego.
Okazało się, że pan Nuckowski kościelny katedralny, nieźle był już zorientowany o liczbie internowanych i coś tam w kącie zakrystii cicho szeptał z ks. prał. Krzywińskim. Św. Łucja rzeczywiście niejednemu działaczowi „Solidarności” skróciła noc. W poniedziałek jeden z nas, wikarych, miał jechać na spowiedź do Hermanowic, ale w związku z zakazem wyjazdów i głuchym telefonem, ks. prał. Gunia musiał sobie dać radę ze swoim wikarym. Po południu na wikarówkę przybył tajemniczy wysłannik, który oświadczył, że chce zdeponować sztandar „Solidarności” kolejowej. Byłem wtedy seniorem; ale na moje pytanie o nazwisko odparł, że lepiej będzie dla mnie, abym nie był zbyt dociekliwy. Wręczył mi prostokątny pakiet w szarym papierze i poprosił o schowanie cennego proporca. Potem wyjął z kieszeni obrazek św. Katarzyny wielkości pocztówki i na moich oczach przedarł go na pół oznajmiając, że ktokolwiek zgłosi się z tą połówką z kołem tortur, mam depozyt zwrócić. Hasło miało brzmieć: „Katarzyna uwięziona”, a odzew „czeka na wolność”. Doczekała jej się dopiero w 1984 r. Dziwiłem się, że nikt nie melduje się po nią z chwilą zniesienia stanu wojennego, ale ponieważ nie znałem człowieka, pozostało mi tylko czekać.
Czasem w przedsionku katedry niewidzialna ręka podrzucała ulotki. Zabrałem kilka egzemplarzy „Busoli”, a potem albo druk ustał, albo katedra była pod obstrzałem, bo takiej bibuły już więcej nie zdobyłem. Mgr Weinar ucząca w Liceum Ekonomicznym, która włączyła się w duszpasterstwo młodzieży przy katedrze, zapytana o drukarza uśmiechnęła się tajemniczo, mówiąc, że nie znam się na konspiracji i oświadczyła mi, że to Gutenberg przemyski. Długo zżerała mnie ciekawość, ale tego Johanna znad Sanu poznałem dopiero po 15 latach. Chodząc pierwszy raz po kolędzie w Skołoszowie, poza rozmowami duszpasterskimi chciwie słuchałem wszelkich miejscowych opowiadań, legend i relacji z zamierzchłej przeszłości i tych świeższej daty. U Andrzeja Szczurka dowiedziałem się, że nigdy nie miał problemu z chodzeniem do kościoła, bo wcześniej już szedł pod koszary w Radymnie, aby podziwiać wymarsz wojska do kościoła z orkiestrą. Potem z racji odwiedzin pierwszopiątkowych dowiedziałem się, że Szczurków nazywano „Kawa”, „Czarny” i „Hanys”. Ten ostatni w rzeczywistości był Jan, ale przydomek miał od miejsca pracy na Śląsku. Wnuk „Hanysa”, Leszek - informatyk z Warszawy zebrał 256 osób w genealogii tego rodu. Kiedy przedstawiał mi swoją gałąź, bardzo byłem zbudowany, kiedy mówił o swym tacie. Ojciec nie zdradził się przed nim i siostrą, że drukuje prasę podziemnego obiegu. Dopiero w grudniu 1992 r. co nieco uchylił tajemnicy. Pan Edward jest człowiekiem skromnym, nie potrzebuje reklamy, ale warto zaprezentować tego „Gutenberga” z Bolestraszyc, bo tylko jemu udało się zorganizować strajk w Przemyślu. Zakładów w wojewódzkim (wtedy) mieście było wiele, ale jedynie Ponar-Plasomat przystąpił do protestu w tak zdecydowany sposób. Przewodniczący zakładowej „Solidarności” nie zawiódł swych kolegów. Podjął odważnie ryzyko sprzeciwu totalitarnej władzy. Taka odpowiedź na wprowadzenie stanu wojennego nie podobała się partii, władzy, ani dyrekcji fabryki. Wysłani z Komitetu partii Jagustyn i Pogoda nic nie wskórali. Komandor, pułkownik i major też odeszli z kwitkiem. Dyr. Sitarz stosował metodę kija i marchewki na przemian. Kiedy ani pokusy awansu, ani miraże błyskotliwej kariery nie zmiękczyły kierownika działu technologicznego, szef sięgnął do arsenału gróźb. Przedstawił drugą stronę medalu: „Inżynierze, zapomnijcie o kierowniczym stanowisku, nagrodach, premiach i innych gratyfikacjach”. Ale mgr inż. Szczotko to nie chorągiewka na dachu, tylko typowy Hanys z Zagłębia - twardy, niczym węgiel.
Za taką wspaniałą postawę zapłacił zwolnieniem z pracy. Ciąg dalszy wydarzeń układał się „logicznie” według zasad materializmu dialektycznego. Jeden rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i kara grzywny w wysokości 21 tys. zł. Nawiasem mówiąc, nikt z regionu „Ziemi Przemyskiej” nie dał ani grosza na wsparcie represjonowanego kolegi. Zacisnął zęby i nie dał się. Kiedy spytałem, czy nie miał pokusy wystąpić z „Solidarności” odparł dyplomatycznie, że tak jak my, kapłani, nie możemy odrywać ręki od pługa, tak i on wstecz oglądać się nie mógł. Dalej ukradkiem w nocy przynosił powielacz ze schowka w stodole i tylko ciemna noc była świadkiem zmagania się z angielską maszyną, do której nie pasowały polskie matryce. Po odniesieniu w bezpieczne miejsce „narzędzia zbrodni”, mył starannie ręce i wstający poranek zastawał go grzecznie śpiącego u boku żony Teresy. Umówiony kolejarz (Piotr Zacharko) dyskretnie odbierał paczkę na przystanku w Bolestraszycach. Warto nadmienić, że Jan Ekiert, kolega Edwarda, działacz KPN, siedział w więzieniu. Papier, farbę i matryce dostarczał taksówkarz przemyski, Zygmunt Majgier.
W przeddzień Wigilii, gdy pan Edward z dziećmi ubierał choinkę, wieczorem został aresztowany. Sąsiad, kleryk Radochoński, który już przyjechał na Święta, widząc to zajście, poinformował proboszcza. Na wieczornej Mszy św. ks. Bugiel dołączył nowe wezwanie do modlitwy wiernych - na poczekaniu, spontanicznie, jak w kościele pierwszych wieków. Kilkukrotne przesłuchiwania w gmachu przy ul. Konarskiego, parodia procesu i wilczy bilet zwolnienia dyscyplinarnego podłamały zdrowie drukarza „Solidarności”. Dzieci jednak trzeba wychować, żonie, nauczycielce z ówczesną małą pensją, dopomóc w prowadzeniu domu. Magister inżynier po Politechnice Warszawskiej musiał się przekwalifikować. Zarejestrował się jako rzemieślnik. Konstruktor budowy maszyn robił teraz klatki dla ptaków i suszarki do naczyń. Nie wiem, w ilu przemyskich domach wyśpiewują swe tryle kanarki, ile papug czyści piórka w jego klatkach. Niejedna pani domu myjąc talerze nie ma pojęcia, że wędrują do suszarki wyprodukowanej w Bolestraszycach. Wieś sama i gmina Żurawica wiedzą jednak o zasługach Edwarda Szczotko. Obdarzony zaufaniem działał w społecznym komitecie gazyfikacyjnym i kanalizacyjnym. Kilka kadencji był radnym gminy z żurawiem w herbie. Organizował pomoc żywnościową dla Śląska.
Dopiero rok 2009 przyniósł mu uznanie w szerszym gronie. 29 sierpnia br. otrzymał od prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, wręczony przy pomniku ks. Jerzego Popiełuszki w opactwie sióstr Benedyktynek w Jarosławiu przez przewodniczącego Zarządu Regionu „Ziemia Przemyska”. Także XXIII Ogólnokrajowy Zjazd „Solidarności” w Białymstoku, obradujący w październiku br., docenił jego zasługi odznaczając go Medalem Solidarności.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Jędraszewski: w imię zdrowia będzie się deprawowało umysły już nawet małych dzieci

2024-11-30 15:22

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

Archidiecezja Krakowska

Abp Marek Jędraszewski

Abp Marek Jędraszewski

- Tegoroczny Adwent jest przygotowaniem nie tylko do Świąt Bożego Narodzenia, ale jednocześnie do Roku Jubileuszowego, który rozpocznie się w dniu upamiętniającym 2025 rocznicę przyjścia na świat Zbawiciela. (...) Nadchodzą dni, w których cały wierny lud Boży będzie mógł obficie korzystać z łaski zbawienia, zwłaszcza przez możliwość zyskania jubileuszowego odpustu zupełnego - pisze w liście pasterskim na rozpoczynający się Adwent abp Marek Jędraszewski.

Ukochani Archidiecezjanie!
CZYTAJ DALEJ

Umorzenie postępowania wobec ks. Guza nie jest pochwalaniem przestępstwa – sąd po stronie wykładowców KUL

2024-11-30 19:45

[ TEMATY ]

ks. prof. Tadeusz Guz

Małgorzata Godzisz

Ks. prof. Tadeusz Guz

Ks. prof. Tadeusz Guz

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza umorzył postępowanie wobec członków Komisji Dyscyplinarnej i rzecznika dyscyplinarnego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, którzy nie zdecydowali się na pociągnięcie do odpowiedzialności ks. prof. Tadeusza Guza - informuje Ordo Iuris.

Sprawa dotyczy wypowiedzi katolickiego księdza, profesora zwyczajnego, wykładowcy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, sformułowanej w ramach wykładu wygłoszonego 2018 r. w Domu Pielgrzyma Amicus przy warszawskiej parafii św. Stanisława Kostki. Akt oskarżenia, sporządzony na zlecenie Żydowskiego Stowarzyszenia B’nai B’ritt w Rzeczypospolitej Polskiej (części zainicjowanej w USA w XIX wieku sieci lóż B’nai B’ritt), ma charakter oskarżenia subsydiarnego, został zatem wytoczony po dwukrotnej odmowie sformułowania aktu oskarżenia przez Prokuraturę Rejonową, podtrzymanej przez prokuratora nadrzędnego.
CZYTAJ DALEJ

Adwentowe warsztaty u dominikanów

2024-12-01 17:33

Marzena Cyfert

Koncert finałowy w wykonaniu chóru złożonego z uczestników warsztatów.

Koncert finałowy w wykonaniu chóru złożonego z uczestników warsztatów.

Zakończyły się Adwentowe Warsztaty Muzyczno-Liturgiczne u dominikanów we Wrocławiu. Połączone były z rekolekcjami, które głosił o. Wojciech Sznyk, dominikanin z Krakowa.

Uczestnicy warsztatów mogli rozszerzyć swój repertuar o nowe pieśni wielogłosowe oraz rozwinąć umiejętności śpiewu, pod opieką doświadczonych specjalistów w dziedzinie muzyki wokalnej: Urszuli Rogali, Rafała Maciejewskiego oraz Krystiana Neściora. Tegoroczną edycję warsztatów patronatem honorowym objęło Wrocławskie Liturgiczne Studium Wokalne.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję