Nic nie wyszło
Po dwóch latach rządów ekipy, która zapowiadała daleko idącą poprawę, mamy do czynienia z sytuacją, którą nie można nawet uznać za poprawną. Jednym słowem źle się dzieje. Wystarczy przyjrzeć się służbie zdrowia, finansom publicznym, beznadziejnemu wykorzystywaniu dotacji unijnych na wsi, polskiej armii, oświacie, której reforma polega na posłaniu do szkół sześciolatków czy pozbawieniu młodzieży lekcji historii, a więc i nauki patriotyzmu oraz świadomości narodowej, żeby się o tym przekonać. Co spowodowało taką sytuację? Tusk, gdy wygłaszał inauguracyjne przemówienie, chciał, by w kraju było dobrze. Co w takim razie zawiodło? Ekipa, która jest wyjątkowo słaba. I w tym tkwi wina Tuska, który nie potrafił dobrać sobie odpowiednich ludzi. Podobnie jak i w tym, że nie dokonywał żadnych korekt. Można powiedzieć, że wymiana ministrów nie jest czymś niezwykłym. W końcu w rządzie Grabskiego, który finansowo i gospodarczo wyprowadził na prostą II Rzeczpospolitą, niemal na wszystkich stanowiskach były przeprowadzone roszady. U Tuska tego nie ma. Nie ma, bo premier nie chce przyznać się do błędu. Nie czyni tego, z jeszcze jednego powodu. Jego nadrzędnym celem, i temu podporządkowane są starania całego rządu, są wybory prezydenckie. Stąd też ostatnia zmiana gabinetowa, jaką wywołała afera hazardowa, nie była podyktowana mizernym efektem pracy ministrów, ale ratowaniem notowań Tuska.
Liberalizm kontra solidaryzm
Reklama
Obecnie w Polsce ścierają się dwie koncepcje państwa. Jedna to liberalna, a druga to solidarna. PO z tej racji, że wielu jej polityków to byli działacze Kongresu Liberalno-Demokratycznego, optuje za liberalizmem. W ich wydaniu, sprowadza się on do dominacji interesu jednostki silnej nad interesem zbiorowości. Do tego celu ludzie z PO dążą za pośrednictwem prywatyzacji. Gdyby mogli w prywatne ręce oddaliby nawet więzienia. Próbują oni ekspansję rynku wnieść do tych dziedzin, które w wielu wysokorozwiniętych państwach nie są komercyjne. Takie praktyki do tej pory sprawdziły się, o tyle o ile, w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych. Jednak i tam ich efektem jest potężne rozwarstwienie społeczne i wielki odsetek ludzi, których nie ma w oficjalnych rejestrach, bo egzystują na marginesie społeczeństwa. W USA, według różnych źródeł, jest ich od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów. Na dodatek za oceanem system ten doprowadził do kryzysu gospodarczego. Stało się tak na skutek przejęcia przez grupy menażerskie olbrzymiej ilości majątku narodowego. Wprowadzenie takiej formy liberalizmu do Polski oznaczałoby podzielenie rodaków na dwie kategorie: nielicznych bogatych i wielkiej rzeszy biednych.
Jak w praktyce działa taki system, widać na przykładzie Meksyku. Tam niewielka, ale bardzo bogata społeczność żyje w zamkniętych, strzeżonych osiedlach, a druga w nędzy i biedzie. My więc zamiast liberalizmu proponujemy koncepcję Polski solidarnej, tj. takiej, w której będzie się czynić wszystko, by zacierać różnice społeczne i materialne. Jednym słowem chodzi o to, żeby statystyczny warszawiak nie zarabiał 10 procent więcej niż mieszkaniec Ełku. W naszej idei nie ma też miejsca na takie działania jak powszechna prywatyzacja służby zdrowia. Doskonale rozumiał to prof. Religa, którego planu nie udało się nam jednak do końca wcielić w życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Polityka zagraniczna
Reklama
Polsce potrzebna jest polityka zagraniczna oparta na asertywnej, twardej postawie. W niej nie ma miejsca na koncepcję dobrych wujków, którzy coś tam nam załatwią. Zresztą nie może być, bo w stosunkach międzynarodowych ktoś taki jak dobry wujek nie istnieje. Putin przyjechał do Gdańska no i co? Powiedział, co chciał powiedzieć i za nic miał sobie opinie polskiego rządu. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nikomu na świecie nie zależy, by Polska była silna. O taki status ojczyzny my sami musimy zabiegać. A w aktualnej sytuacji geopolitycznej są ku temu realne szanse, bo konsoliduje się wokół nas wiele państw małych i dużych, np. Ukraina, wśród których możemy pełnić rolę lidera w regionie. I to wypadałoby wykorzystać. Tymczasem zamiast asertywnej polityki obecna ekipa rządząca uprawia politykę opartą na postawie klienta. Taki wybór powoduje, że popada się w zależności i traci się rangę na arenie międzynarodowej. Bardzo dosadnie oddał to w czasach istnienia Układu Warszawskiego, wicemarszałek Niemiec, mówiąc: „po co jechać do Warszawy i rozmawiać z klientem, gdy można udać się do restauratora w Moskwie”.
Póki co ekipa Tuska nie ma żadnych sukcesów w polityce zagranicznej. Batalia o rurociąg północny przegrana, a wcale nie musiała taka być. Przecież Szwecja i Finlandia uzależniały swoją zgodę od decyzji Warszawy. Gdy jednak polscy negocjatorzy wymiękli, oni też dali sobie spokój z wetowaniem tego projektu. Z drugiej strony czemu tak mało oferują nam Amerykanie w zamian za odstąpienie od projektu budowy tarczy rakietowej. Bo wiedzą, że nikt ich w tym temacie ze strony polskiej nie naciska.
Misja w Afganistanie
W kwestii Afganistanu zgodziłbym się z jednym publicystą, który twierdzi, że nie bronimy tam interesów USA, lecz Rosji, której południową granicę chronimy przed talibami. Więc po co my jesteśmy w tym kraju? Powiem rzecz może niepopularną, ale prawdziwą. Wojsko nieostrzelane nie ma wartości bojowej. Przekonali się o tym żołnierze gruzińscy, którzy w starciu z Rosjanami, praktycznie bez walki oddali pole. Obecnie w Europie są dwa kraje, które mogą mówić o w pełni profesjonalnej armii. To Brytyjczycy i Izraelczycy. Na naszym kontynencie jest kilka krajów z militarnymi ambicjami, ale na ambicjach się kończy. My w tej chwili praktycznie armii nie mamy. Są może pewne wyjątki, ale w skali globalnej, nasze wojsko ma mizerną wartość bojową. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że nawet gdy uda się nam uzyskać poziom brytyjski czy izraelski, to i tak nasza armia będzie za mała, by mogła obronić cały kraj. Stąd też sojusznicy są nam niezbędni. Wojsko Polskie trzeba więc modernizować i unowocześniać. Od tego nie ma odwrotu. Problem w tym, że politycy PO nie są do tych zadań odpowiednimi ludźmi. W czasach, gdy byłem szefem kancelarii Wałęsy, politycy związani z Tuskiem i jego Kongresem Liberalno-Demokratycznym przedstawili propozycje likwidacji sił zbrojnych. Nie można więc od nich wymagać zrozumienia tej problematyki.
Wizy do Stanów Zjednoczonych
Reklama
Obowiązek wizowy do USA to jedna z tych rzeczy, która mnie denerwuje. Owszem można powiedzieć, że szczególnie nie jesteśmy dyskryminowani, bo wobec obywateli innych państw, względem których USA nie zniosło wiz, jest identycznie. Pytanie tylko, czy nic z tym nie możemy zrobić. Prawdą jest to, że duża liczba Polaków nie wraca terminowo ze Stanów Zjednoczonych. Prawdą jest jednak i to, że kryteria przy znoszeniu wiz schodzą na bok, gdy okazuje się, że istnieje ważna potrzeba polityczna. Ze strony rządu Tuska nie ma jednak odpowiedniego ciśnienia na Amerykanów, więc oni na pewno nic w tym temacie nie będą robili.
Adam Michnik
Jeżeli ktoś działa w opozycji względem dyktatury, a później przyjaźni się z osobami, które uosabiały reżim, to mówiąc łagodnie, coś jest w tym dziwnego. Przyjaźnie z takimi ludźmi jak Jaruzelski i Urban, to nic innego jak wybielanie systemu, który zabijał ludzi. Tego się zrozumieć nie da. Podobnie jak i uprawianej na łamach „Gazety Wyborczej” polityki wstydzenia się za polskość. Kto nie wierzy, niech przeczyta relację w „GW” z wystawy pokazującej zbrodnie niemieckie na Polakach. Choć zorganizowali ją sami Niemcy, ton artykułu był wyjątkowo sceptyczny, ale nie ze względu na zaprezentowany tam materiał, bo ten był obiektywny, ale na rzekome istnienie różnych prawd o wydarzeniach z tamtego okresu. Bardzo dziwne podejście do tematu.
Radio Maryja
Z ojcem Tadeuszem Rydzykiem jestem w jak najlepszych stosunkach. Często się widujemy i rozmawiamy z sobą. Często też goszczę na antenie Radia Maryja. Ostatnio dwa dni temu. A to, że Radio Maryja czasem nas krytykuje, takie jego prawo. Że dochodzi do zgrzytów, to też w końcu nic nienaturalnego. Po prostu nie we wszystkim podzielamy to samo stanowisko.
Autostrady
W kampanii wyborczej PO zaprezentowało taki oto spot. Grabarczyk, przyszły minister infrastruktury, z latarką szuka autostrad. No i po dwóch latach, ten sam człowiek, ale już w randze ministra, mówi społeczeństwu, że co prawda autostrad nie ma, ale że zawarł umowy.
Hazard
Afera hazardowa nie jest jedyną, w jaką był zamieszany ten rząd. Do jej oceny nie używamy jednak dosadnego języka, żeby nie dać ekipie Tuska oraz mediom argumentów, że chodzi o wojnę między partiami, a nie o co innego. Staramy więc nie wpisać się w scenariusz, który byłby na rękę Platformie. A przecież ze strony obozu Tuska już na początku afery hazardowej padły oskarżenia, że ta afera to nie afera, a jedynie prowokacja Kamińskiego inspirowanego przez PiS. Od takiej retoryki chcemy być jak najdalej. Warto przy tej okazji przypomnieć, że w trakcie naszych rządów, jak i po nich, nie wybuchła żadna afera z udziałem polityków PiS-u, choć różne sprawy przeciw naszym ludziom były odgórnie inicjowane.
Teraz jest zresztą taki zdumiewający trend w mediach, że za wszystkie złe decyzje rządu Tuska odpowiadają wszyscy parlamentarzyści. To bardzo wygodne dla PO, ale nie jest zgodne z prawdą. Za efekty funkcjonowania państwa odpowiada ekipa rządząca, a nie opozycja.
Śródtytuły pochodzą od Redakcji