Do schroniska na Hrobaczej Łące dotrzeć można bez przeszkód z kilku stron. Szlaki turystyczne na szczyt biegną zarówno z Bielska-Białej, Przegibka, Kóz, jak i z Żarnówki Małej. Leniwi mają do dyspozycji drogę dojazdową pod samo schronisko, ale, co trzeba zaznaczyć, nie każdy samochód jest ją w stanie pokonać. Ostatnie dwa kilometry tej trasy to odcinek specjalny, na którym od czasu do czasu pojawiają się fragmenty asfaltu. Z tego też względu na samą górę docierają wyłącznie jeepy, albo samochody z wysokim zawieszeniem. Trasa z Żarnówki zarezerwowana jest więc dla nielicznych. I to należy poczytać za plus. Auta pojawiają się tu rzadko, przez co Hrobacza Łąka wciąż zdominowana jest przez pieszych turystów. Jak mówi gospodarz schroniska, najwięcej przychodzi ich z Kóz, rzadziej z Bielska-Białej i z Międzybrodzia. - Największy ruch panuje tutaj w niedzielę. Wtedy to trzeba się uwijać. W tygodniu zjawiają się ludzie, ale jest ich bardzo mało. Wśród tych, co tu trafiają, większość to kozianie. Duża część z nich odwiedza schronisko systematycznie, co tydzień lub co dwa. Tak na przykład robi wójt Edward Kućka oraz 74-latek Marian Duźniak - wyjaśnia opiekun schroniska Tadeusz Rabski.
Niemal antyk
Reklama
Historia schroniska na Hrobaczej Łące sięga lat 30. ubiegłego wieku. Wtedy to rodzeństwo Zofia, Michalina i Jan Dorzak ukończyli budowę parterowego domu na podmurówce z przeznaczeniem na schronisko turystyczne. Wkrótce obiektem tym zainteresowała się niemiecka organizacja turystyczna „Beskiden-Verein”, która urządziła w nim swoją stację turystyczną. Przez cały czas, również w latach okupacji, schroniskiem opiekowali się Dorzakowie. To, że obiekt wciąż był ich własnością, było efektem podpisania przez Jana Dorzaka volkslisty. Sygnatariusz tego dokumentu zapłacił jednak za swój podpis olbrzymią cenę. Zmobilizowany w 1942 r. do Wehrmachtu, nie doczekał końca wojny. Zginął w 1944 r. na froncie wschodnim pod Witebskiem. Schronisko miało więcej szczęścia niż właściciel i nie dość, że przetrwało okres okupacji, to jeszcze było miejscem schronienia dla żydowskiego dziecka, rosyjskiego spadochroniarza oraz obrazów Kossaka. Za ukrywaniem ludzi i dzieł sztuki stały Zofia i Michalina Dorzak.
Lata powojenne niewiele zmieniły w funkcjonowaniu schroniska. Wciąż prowadziły je siostry, tyle tylko, że tym razem pod szyldem PTTK. Trwało to aż do roku 1973, kiedy to nabył je Rudolf Baścik. Za jego kadencji przybyły w schronisku dodatkowe pomieszczenia i miejsca noclegowe. Po niemal 20 latach gospodarowania obiektem, Rudolf Baścik zdecydował się nieodpłatnie przekazać go Fundacji S.O.S. Obrony Poczętego Życia z Warszawy, za którą stoją księża ze Zgromadzenia Pallotynów. Z ich ramienia bezpośredni nadzór nad obiektem sprawuje ks. Ryszard Halwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Teraźniejszość
- Ks. Ryszard Halwa jest dwa, trzy razy do roku w schronisku. Zawsze przyjeżdża w sylwestra, po to, by odprawić Mszę św. noworoczną. Poza sylwestrem nie ma stałych terminów, w których się tu zjawia. A jak już przyjedzie to popatrzy, co jest zrobione i co jeszcze przydałoby się zrobić - wyjaśnia Tadeusz Rabski. Mimo iż pallotyni są właścicielem obiektu już prawie od 20 lat, niewiele w tym czasie w schronisku się zmieniło. - Tu są partyzanckie warunki. Mycie jest w miednicy, a to teraz ludzi odstrasza i mało kto chce nocować. Jeszcze jakieś pięć lat temu w wakacje nocowały grupy oazowe, ale też to się już skończyło. Teraz jak przyjdą oazowicze, to tylko na chwilę. Odprawią Mszę św. i schodzą w dół - mówi opiekun schroniska. Z prądem sprawa też nie wygląda lepiej. Co prawda świeci się słabe światło, gra radio i telewizor, ale to wszystko dzięki agregatowi iluminującemu Krzyż Jubileuszowy. Gdyby nie on, w schronisku panowałyby egipskie ciemności.
Nocleg z dreszczykiem
Kto kiedyś spał w bazie zootechniki na Turbaczu ten wie, że brak wody i prądu nie zawsze bywa przeszkodą w funkcjonowaniu górskiej noclegowni. Ba, czasami może być nawet atutem. Niekiedy wystarczy stworzyć odpowiedni klimat, by chciało się w danym miejscu być. Na razie na Hrobaczej Łące opiekun schroniska bardziej walczy z przejawami wandalizmu niż z tworzeniem nowej jakości tego miejsca. - Dostałem trzy nowe ławki od wójta z Kóz. Proszę sobie wyobrazić, że jedna zginęła już po dwóch tygodniach. Z kolei przy źródełku, z którego przynoszę wodę - to 170 m w jedną stronę - ukradli zawór z rurką. Czasem to aż dziw bierze, co ludzie potrafią zniszczyć - wylicza gospodarz. Nie tylko jednak akty dewastacji zaprzątają mu głowę. - Panie, ja tu nawet napad przeżyłem. Było to w nocy, o 2.30, w sobotę przed Wielkim Tygodniem. Dwoje drzwi wywarzyli i za kolejne się zabierali, ale ich spłoszyłem. Chyba ze trzech młodych wyrostków próbowało się tu dostać. Tylu widziałem, jak uciekali. Ale co z tego. Policja przyjechała, protokół spisała i nic - opowiada Tadeusz Rabski. Mimo tych różnych przygód Rabski nie zamierza się stąd ruszać. Jak twierdzi, lepiej mu na Hrobaczej Łące, niż w bloku w Chrzanowie, w którym musiałby spędzać czas na emeryturze. Tam czekałby na niego tylko telewizor, a tutaj zawsze ma jakieś zajęcie. Do wyboru jest albo naprawianie, albo „kucharzenie”. W końcu schronisko działa i obiad gościom się należy, nieważne kiedy przyjdą. W bufetowym menu jest więc bigos, fasolka, grochówka i jajecznica.
Warto przyjść
Schronisko na Hrobaczej Łące położone jest w wyjątkowo korzystnym miejscu. Kilkadziesiąt metrów od niego znajduje się Krzyż Jubileuszowy, który mieszkańcy pobliskich wiosek wznieśli na pamiątkę dwutysiąclecia chrześcijaństwa. Jego wysoka na 35 metrów konstrukcja jest doskonale widoczna zarówno z drogi krajowej Bielsko-Biała - Kęty, jak i z okolicznych szczytów, poczynając od Magurki Wilkowickiej, a na Żarze kończąc. Co ciekawe, krzyż na Hrobaczej Łące stanowi jeden z wierzchołków trójkąta równobocznego. Dwa pozostałe wierzchołki tworzą Jubileuszowy Krzyż w Starej Wsi oraz krzyż na Trzech Lipkach w Bielsku-Białej. Wszystkie oddalone są od siebie równo o 11,5 km.
Krzyż na Hrobaczej jest nie tylko malowniczą cząstką tutejszego krajobrazu, ale także doskonałym punktem widokowym. Dzięki umieszczonej u jego stóp platformie można podziwiać panoramę Bielska-Białej, Czechowic-Dziedzic oraz pobliskich Kóz. Tuż obok Krzyża Tysiąclecia przebiega słynny papieski szlak, który znakowany jest za pomocą małych żółtych krzyżyków. Rozpoczyna się on przy kościele parafialnym Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza w Kozach i wiedzie przez Kamieniołom na Hrobaczą Łąkę, a dalej przez przełęcze: U Panienki i Przegibek na Magurkę Wilkowicką i schodzi do dzielnicy Bielska-Białej, Straconki. Jego łączna długość na tym odcinku to około 16,4 km.
Drugie miejsce widokowe znajduje się około 100 m w dół od schroniska. Z położonej tam rozległej polany roztacza się panorama kotliny Soły z okalającymi ją szczytami, wśród których szczególną uwagę zwraca ścięty stożek Żaru oraz zamykające widnokrąg najwyższe wierzchołki Beskidu Żywieckiego: Babia Góra i Pilsko.
Mając to na uwadze warto zaplanować wypad na Hrobaczą Łąkę. Śpieszyć się nie trzeba, bo nocleg w schronisku zawsze się znajdzie. Koszt takiej ekstrawagancji wynosi 15 zł we własnym śpiworze lub 25 zł, gdy zamawia się pościel. Do wyboru są trzy sale na górze i jedna na dole. Łącznie mogą one pomieścić 38 osób. Inne schroniska w Beskidzie Małym można spotkać dopiero na Leskowcu i na Magurce Wilkowickiej.