Krzysztof Kunert: - Po co eksploruje się dziś stare, powojenne bunkry?
Adrian Kot: - Eksploracja to przygoda, zaspokojenie ciekawości, polowanie. Czasem niemała dawka adrenaliny. Jest to doskonała lekcja historii, historii którą możemy dotknąć. Wydobywanie tajemnic z ciemnych betonowych czeluści pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na nasze miasto.
- Za Tobą dwa lata intensywnej pracy. Jesteś twórcą szczegółowej mapy obejmującej ponad setkę obiektów we Wrocławiu i okolicach. Warto było?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Oczywiście! Eksploracja stała się moją życiową pasją, dziś nie wyobrażam sobie dnia wolnego od wypadu w teren. Te dwa lata spędzone na tropieniu „betonu” zarówno we Wrocławiu, jak i całej Polsce były bardzo ekscytujące i nie żałuję ani chwili spędzonej na wyjazdach. Poznałem masę wyjątkowych ludzi, niecodziennych miejsc, poznałem Wrocław - ten polski i ten poniemiecki doprawdy dogłębnie, przez co kocham to miasto jeszcze bardziej.
- Przygoda i chęć poznania pewnie kuszą, a czy można jeszcze znaleźć w bunkrach np. poniemiecki karabin?
Reklama
- Owszem, można jeżeli znajdzie się schron, który pozostał dosłownie nienaruszony od 1945 r. Wtedy można liczyć na jakieś ciekawe przedmioty. W innym przypadku znalezienie co cenniejszych dla kolekcjonera militariów to w chwili obecnej ciężki kawałek chleba. Wrocław i okolice zostały dosłownie przeryte, konkurencja nie śpi, tak więc nie jest to obecnie zadanie dla każdego.
- Umocnienia wojenne widać wszędzie gołym okiem. Ile ich jest na terenie Wrocławia, komu lub czemu służyły?
- Ogólna liczba obiektów fortyfikacyjnych we Wrocławiu i w jego bezpośrednim sąsiedztwie grubo przekracza setkę, wśród nich najliczniej reprezentowane są cywilne schrony przeciwlotnicze służące do ochrony przed nalotami, bierne schrony kompanijne i mobilizacyjne chroniące żołnierzy, obiekty obserwacyjno-wartownicze do prowadzenia obserwacji, kierowania walką. Ponadto kilka schronów stricte bojowych do prowadzenia ognia, zapory hydrotechniczne, przeciwczołgowe i cała masa obiektów magazynowych. Pomijam tu oczywiście piwnice projektowane i przystosowane do roli schronów przeciwlotniczych.
- Wszystkie razem tworzą określony system?
Reklama
- Twierdza Wrocław posiadała zasadniczo dwa główne pasy obrony. Pierwszym pasem była pozycja Barthold budowana w drugiej połowie 1944 r. przez okoliczną ludność, robotników przymusowych i jeńców wojennych. Był to zewnętrzny pierścień obrony Wrocławia przebiegający na lewym brzegu Odry od Brzegu Dolnego przez okolice Trzebnicy, Obornik Śl. do Miłoszyc i na prawym od Marcinkowic, przez Kąty Wrocławskie do Brzegu Dolnego. Pas ten złożony był w głównej mierze z umocnień ziemnych. Drugi, wewnętrzny pierścień fortyfikacyjny oparty został na kompanijnych i mobilizacyjnych schronach piechoty budowanych i modernizowanych w latach 1890-1914. Jako przykład podam jeden z najlepiej zachowanych punktów oporów piechoty, I.St.-4 Fuchsberg (Lisia Góra) na wrocławskich Sołtysowicach. Choć schron główny jest obecnie niedostępny, można ujrzeć schrony pomocnicze na flankach czy betonową linię okopów z resztkami pierwszowojennego maskowania. Mimo tego jednak trzeba przyznać, że nazywanie Wrocławia twierdzą było zdecydowanie nadużyciem, jednym z wielu, jakie stosowali Niemcy pod koniec wojny. System fortyfikacji Wrocławia był zdecydowanie niewystarczający do prowadzenia skutecznej obrony, więc właśnie dlatego decydowano się na wyburzanie całych kwartałów i dzielnic w mieście, by spowolnić Sowietów i prowadzić długą, wyniszczającą walkę uliczną.
- Przechodniów dziwią budynki, jak ten z Grabiszyńskiej czy z pl. Strzegomskiego wyglądem przypominające kamienice, tylko z nieco zbyt małymi okienkami i masywnymi konstrukcjami. Kiedy powstały i jaka była ich rola?
- Oba wymienione schrony zostały zaprojektowane przez Richarda Konwiarza. Obiekt mieszczący się przy ul. Grabiszyńskiej powstał w latach 1940-41. Konwiarz projektując budowlę wzorował się na niemieckim zakładzie karnym dla kobiet w Wurzburgu wzniesionym w 1809 r. Schron na pl. Strzegomskim powstał w 1942 r., kiedy to niebezpieczeństwo nalotów na tereny Rzeszy zaczęło budzić niepokój. Ich budowa miała charakter dość propagandowy, NSDAP chciało pokazać jak to partii zależy na ludności cywilnej - faktycznie schrony te były wysoce niewystarczające dla zabezpieczenia okolicznej ludności. Schron na pl. Strzegomskim został przekształcony w szpital polowy, by następnie w drugiej połowie kwietnia 1945 r. posłużyć za punkt obrony okrężnej dla jednostek SS. Obroną schronu prawdopodobnie dowodził SS-Hauptsturmführer Kurt Zielske z pułku SS Besslein.
- Znamy z gazet dość dobrze historie o bunkrach pod pl. Solnym, pod Nowym Targiem czy pod Wzgórzem Partyzantów. W jakim celu je budowano?
Reklama
- Niemały (800 m2) schron pod placem Solnym został wybudowany w latach 1940-41 głównie przez robotników przymusowych i pełnił rolę schronu przeciwlotniczego. Następnie zaś został przekształcony (razem ze schronem pod pl. Nowy Targ) na szpital forteczny. Oba te schrony są największymi znanymi schronami podziemnymi wybudowanymi w okresie 1900-1945 r. Schron zaś mieszczący się pod Wzgórzem Partyzantów został zbudowany wykorzystując część dawnego Bastionu Sakwowego - jednej z niewielu fortyfikacji, które oparły się rozkazowi rozbiórki wydanemu przez Napoleona w 1806 r. Pełnił on rolę schronu dowództwa Twierdzy Wrocław, gdzie 14 lutego 1945 r. usadowił się ówczesny komendant twierdzy Hans von Ahlfen wraz ze sztabem twierdzy. Wcześniej kwatera dowództwa mieściła się w budynku dzisiejszego sztabu Śląskiego Okręgu Wojskowego przy ul. Gajowickiej.
- Wrocławian ekscytują historie o podziemnym mieście, tunelach łączących poszczególne dzielnice czy ogromnych instalacjach, w których mógł się zmieścić cały pociąg. Istnieją naprawdę?
- Rzekome połączenia między największymi schronami, między Wrocławiem a pobliskimi miejscowościami czy w końcu słynne „wrocławskie metro” to mit. Wyniki prac terenowych skutecznie zaprzeczały popularnym wrocławskim legendom, jak choćby połączenie schronów pod pl. Solnym i pl. Nowy Targ, czy sieć tuneli między schronami projektowanymi przez Konwiarza.
- A więc tunel z centrum Wrocławia na Ślężę i dalej w kierunku Kotliny Kłodzkiej to też tylko legenda?
Reklama
- Obawiam się, że tak. Z technicznego punktu widzenia niewiele stało na przeszkodzie, by taki tunel transportowy stworzyć, jednakże takie podziemne połączenie absolutnie nie ma racji bytu z powodów ekonomicznych. Koszt budowy takich podziemnych tuneli byłby o wiele wyższy niż potencjalne korzyści płynące z jego istnienia. Proszę zauważyć fakt, iż nawet niemiecka wunderwaffe, czyli rakiety V-2 - czy to w częściach, czy to w całości były transportowane na terenie Rzeszy naziemnymi szlakami kolejowymi, fortele zaś polegały wyłącznie na dokładnym maskowaniu, zmienianiu tras czy podstawianiu fałszywych pociągów. Ośrodek badawczy na wyspie Uznam oraz wyrzutnie tychże rakiet również nie były usytuowane głównie pod ziemią. Więc jakiemu wielkiemu celowi służyć miałby taki tunel i kiedy miałby zostać wykonany? Wrocław do 1943 r. był „schronem przeciwlotniczym Rzeszy”, tj. obszarem niedotkniętym jeszcze przez alianckie bombardowania. A im bliżej końca wojny, tym sytuacja materiałowa i ekonomiczna III Rzeszy coraz szybciej marniała.
- Jednak legenda jest, dodatkowo potwierdzana przez pionierów przybyłych tu latem 45 roku. Skądś się musiała wziąć.
- Powstanie „podziemnego miasta” było bardzo przyziemne. Wypędzeni z Kresów pionierzy zastali nie miasto, lecz morze gruzów. Przedzierając się przez kilkumetrowej wysokości rozległe gruzowiska natrafiali na poprzebijane piwnice ciągnące się całymi ulicami i kwartałami. Następnie ktoś coś komuś mówił i historie zaczęły żyć własnym życiem rosnąc niczym karp w opowieści wędkarza. Pomijam tu też osoby szukające taniego poklasku, z rozmachem opowiadające o ogromnych, podziemnych instalacjach, a następnie jak jeden mąż znikających lub nagle zapominających usytuowania wejść, czy dokładnego przebiegu tunelu.
- Skoro obalasz legendy, co dalej z Wrocławiem - miastem bunkrów?
- Mimo iż „podziemny Wrocław” to mit, miasto to, moim zdaniem, ma wciąż wiele do zaoferowania. Odpowiednie wykorzystanie istniejących instalacji do tworzenia np. izb muzealnych, organizacja imprez historycznych takich jak np. rekonstrukcja walk o twierdzę, gry terenowe z przewodnikami oparte na historii Wrocławia plus szeroko zakrojona promocja miasta od tej strony przyciągnie z pewnością nie mniej turystów niż „zaginione, podziemne miasto”, którego nigdy nie zobaczą.
Pomysł na schron - Muzeum Podziemnego Miasta
Przez długie lata magistrat nie miał pomysłu na wielkie, poniemieckie schrony i bunkry. Teraz zaczyna się to pomału zmieniać. Od przyszłego roku gospodarzem bunkra przy pl. Strzegomskim będzie Muzeum Sztuki Współczesnej. Po wojnie były tu magazyny, a przez ostatnie lata sklepy, hurtownie, ściana wspinaczkowa, a także bar. Obiekt ma półtorametrowe, żelbetowe stropy i ściany o grubości 1, 1 m, które, jak zapewniają jego nowi lokatorzy, nie tyle przeszkadzają, co świetnie nadają się do ekspozycji artystycznych. Kolejna placówka kulturalna, Muzeum Figur Teatralnych, ma powstać w podziemiach placu Solnego. Od wojny obiekt stoi pusty, nie licząc kilku pomieszczeń zagospodarowanych na publiczne toalety. Teraz będą tam prezentowane ruchome marionetki z najbardziej znanych spektakli wrocławskiego Teatru Lalek. Natomiast schron pod Nowym Targiem w najbliższym czasie ma zostać zaadaptowany na podziemny parking, który wg urzędników pomieści aż 720 aut. Wcześniej działał tam m.in. sklep oraz klub młodzieżowy. Ale nie wszędzie udaje się wykorzystać potencjał tego rodzaju budynków. Przykłady ogromnego bunkra przy ul. Ołbińskiej, w którym mieszczą się magazyny Muzeum Narodowego czy schronu z ul. Ładnej wykorzystywanego na skład narzędzi, są najlepszym dowodem braku pomysłów. Podpowiadamy więc: wykorzystajmy je jako wyspecjalizowane centra, opowiadające najnowszą historię naszego miasta. Wrocławskie środowiska promujące współczesną historię, grupy rekonstrukcji historycznych i armia zapaleńców, którzy zmuszeni są kolekcjonować pamiątki po minionych czasach w piwnicach i garażach, a przede wszystkim ciągle żywa legenda o podziemnym mieście cały czas czekają na instytucjonalne zagospodarowanie. Tym bardziej, że Wrocław w ostatnich latach pokazał, że nie boi się opowiadać własnej, nieraz trudnej historii. A ponad 50-tysięczny tłum zwiedzających wystawę sunącego po torach zachodniej Polski „Pociągu do Historii”, jest najlepszym dowodem, że obok niewątpliwego waloru edukacyjnego taka instytucja jak np. Muzeum Podziemnego Miasta (czy np. Muzeum Festung Breslau) z pewnością miałaby uzasadnienie ekonomiczne.