Co roku 2 stycznia zamawiamy intencję mszalną w naszej parafii pw. Świętej Rodziny, aby podziękować Bogu za szczęśliwe małżeństwo rozwijające się już 55 lat - powiedział mi dr Leonard Spychalski. - Tylko przywiązaniu wierze naszych rodziców zawdzięczamy trwałość sakramentalnego małżeństwa i rodziny, mimo że los początkowo prowadził nas z dala od ukochanej Ojczyzny.
- I ja pamiętam o tym, że wszystko, co człowiek ma, zawdzięcza Bogu, także swoje powołanie lekarskie - dodaje dr Maria, żona Leonarda. - W maju ubiegłego roku zorganizowałam spotkanie absolwentek Wydziału Stomatologicznego Pomorskiej Akademii Medycznej z okazji 55. rocznicy ukończenia studiów. Przybyło nań 16 stomatologów. Ten jubileusz też zaczęliśmy od dziękczynnej Mszy św.
Ojciec dr. Leonarda - Stanisław pochodzi ze wsi spod Mławy. W roku 1912 został wcielony do armii carskiej. Znalazł się aż w Harbinie na terenie Mandżurii, gdzie trafił do Korpusu Ochrony Kolei, bowiem tam była budowana kolej. Harbin powstał w roku 1898 dzięki Rosjanom, którzy budowali tutaj kolej wschodnio-chińską liczącą 1700 km. Początek miastu dała ekspedycja inż. Adama Szydłowskiego, która dotarła do brzegów rzeki Sungari, założyła osadę i zaczęła budować kolej. Stanisław Spychalski po ukończeniu 5-letniej służby wojskowej został w Harbinie i zatrudnił się w przedsiębiorstwie budującym kolej. Później pracował jako pomocnik maszynisty. W roku 1918 ożenił się z Rosjanką, zawierając małżeństwo w Kościele rzymskokatolickim w Harbinie. W tym małżeństwie urodziło się troje dzieci, najmłodszym jest Leonard, który przyszedł na świat w roku 1926.
W roku 1932 ojciec szczecińskiego lekarza przeszedł na emeryturę, otrzymując bardzo wysoką odprawę pozwalającą na kupno domu wraz z niewielkim gospodarstwem rolnym na peryferiach Harbina.
- Tam ukończyłem polską Szkołę Podstawową i Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza - wspomina Leonard Spychalski. - Chciałem dalej studiować, dlatego po maturze, we wrześniu 1945 r., zapisałem się na Wydział Elektryczno-Mechaniczny Politechniki Harbińskiej, ale wnet Polaków wyrzucono, bo po przejęciu Harbina przez Sowietów na tej uczelni mogli kształcić się tylko Chińczycy i Rosjanie. Wtedy podjąłem naukę w Technikum Medycznym, które ukończyłem z dyplomem felczera akuszera. Można powiedzieć, że przypadek sprawił, że całe późniejsze moje życie związane było z medycyną.
Leonard od najwcześniejszych lat uprawiał sport. Brał czynny udział w rozmaitych zawodach. Dzięki temu Polonia w Harbinie była widoczna, a młody felczer Spychalski znalazł pracę w miejscowym szpitalu na Oddziale Skórno-Wenerycznym. W roku 1949, kiedy Harbin stał się częścią terytorialną nowo powstałej Chińskiej Republiki Ludowej, Polacy musieli to gościnne miasto opuścić, bo nie było tam już dla nich pracy.
Polonia w tym coraz ludniejszym mieście (obecnie liczy prawie 3 mln mieszkańców) liczyła 1500 osób, ale bywało, że mieszkało tutaj nawet 7 tys. Polaków.
- Były zorganizowane w roku 1949 dwa transporty repatriacyjne do Ojczyzny - wspomina Spychalski - nasza rodzina, licząca wtedy 12 osób, wracała do Polski w lipcu, a podróż kolejowa trwała miesiąc czasu. W ramach zasiedlania Ziem Zachodnich przyjechaliśmy do Szczecina, bo ciągnęło nas morze. Tutaj otrzymaliśmy mieszkanie przy ul. Paproci aż do usamodzielnienia się gdzieś na stałe.
Felczer Spychalski chciał dalej kształcić się w kierunku medycznym, dlatego tuż po wakacjach zgłosił się do Pomorskiej Akademii Medycznej, by podjąć studia lekarskie, zwłaszcza że repatriantów z Mandżurii - zgodnie z zaleceniem Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego - przyjmowano bez egzaminów wstępnych.
Na uczelni Leonard poznał poznaniankę Marię Zientarę, która tutaj studiowała stomatologię. Pokochali się, a miłość ich zaprowadziła do kościoła Świętej Rodziny, gdzie 2 stycznia 1954 r. sakramentem małżeństwa połączył ich miejscowy proboszcz.
Po ukończeniu PAM-u Maria i Leonard Spychalscy oddali cały swój wysiłek i umiejętności na służbę ratowania chorych.
- Nasz dom na Pogodnie służy nam już 55 lat - dodaje dr Maria - zajęliśmy go mocno zniszczony działaniami wojennymi tuż po poniewierce z Poznania najpierw do Generalnej Guberni, a potem, gdy już nasze poznańskie mieszkanie zostało zasiedlone, przyjechaliśmy do Szczecina, by rozpocząć swoje życie od nowa w tym poniemieckim domu.
Leonard zawsze marzył, by być lekarzem pediatrą. Po ukończeniu PAM-u w roku 1954 rozpoczął specjalizację w zakresie leczenia dzieci. Te umiejętności zdobywał przez dwa lata w Klinice Pediatrycznej Państwowego Szpitala nr 1 w Szczecinie, uzyskując I stopień specjalizacji w pediatrii.
Potem dr Maria Spychalska była asystentem na Wydziale Stomatologicznym PAM-u, natomiast jej męża skierowano do Dębna, do lekarskiej służby w tym lubuskim miasteczku (pracy było bardzo dużo, bo było tylko dwóch lekarzy).
Po tym wieloletnim wysiłku dr Leonard powrócił do Szczecina, gdzie w roku 1959 otrzymał pracę w Wojewódzkiej Przychodni Przeciwgruźliczej. Gdy został zbudowany nowy szpital przeciwgruźliczy przy ul. Janosika, znalazło się tam też miejsce dla dr. Spychalskiego. Najpierw był asystentem na oddziale, potem pracował w przychodni przyszpitalnej, wreszcie w roku 1967 został mianowany dyrektorem szpitala przeciwgruźliczego.
W roku 1968 obronił pracę doktorską u prof. Zbigniewa Garnuszewskiego, specjalisty chorób płuc i zarazem twórcy polskiej akupunktury. Akupunkturę też praktykował dr Leonard. Spychalski jako lekarz był dwa razy na dwuletnich kontraktach zagranicznych najpierw w Libii, a potem w Nigerii.
W roku 1987, będąc delegatem na I Światowym Kongresie Akupunktury w Pekinie, dzięki organizatorom, odwiedził ukochany Harbin. Po 25 latach kierowania tak potrzebnym na Pomorzu Zachodnim szpitalem przeciwgruźliczym przeszedł na zasłużoną emeryturę.
To pionierskie małżeństwo lekarskie Szczecina jest dumne ze swoich dwóch synów; Wojciecha (jest absolwentem Politechniki Szczecińskiej i prowadzi rozwojową firmę prywatną IN-STAL w Stargardzie) i Grzegorza (jest cenionym naukowcem w zakresie ekonomii, dwa lata temu został mianowany przez Prezydenta RP profesorem tytularnym; wykłada na uczelniach Szczecina, Koszalina i Poznania). Syn Grzegorz miał zaszczyt być przyjętym na audiencji prywatnej przez sługę Bożego Jana Pawła II wraz z senatem Akademii Rolniczej w Szczecinie. Z dumą pokazują mi rodzice prof. Grzegorza tę unikalną fotografię z niezapomnianego spotkania u Ojca Świętego.
Spychalscy są też dumni ze swoich wnuków: dwóch dziewcząt i trzech chłopców. Niektórzy z nich założyli już własne rodziny.
- Moi rodzice należeli do ludzi długowiecznych - dodaje dr Leonard - Doczekali 70-lecia małżeństwa, które uroczyście obchodzili w naszym parafialnym kościele na Mszy św. dziękczynnej. Ojciec zmarł, mając 102 lata, matka - 90 lat. Bóg nam wszystkim daje długie, ale i aktywne życie.
Spychalski bierze udział w Mistrzostwach Europy Weteranów. Na ostatniej tego typu sportowej imprezie w Lublanie (Słowenia) latem ubiegłego roku wśród 3700 zawodników z 41 krajów świata dr Leonard został wicemistrzem Europy w skoku wzwyż w swojej grupie wiekowej od 80 do 85 lat.
To pracowite małżeństwo stara się być ogniwem łączącym wszystkich żyjących jeszcze Polaków, którzy stanowili Polonię w Harbinie, dlatego już 21 lat prowadzą Klub Harbińczyków, który cieszy się wsparciem Konsulatu Generalnego Chin w Gdańsku. Dwa razy w ciągu roku organizują spotkania w chińskiej restauracji, na które przyjeżdżają harbińczycy nie tylko z całej Polski, ale nawet ze świata. Korespondencyjne kontakty Klub ma z tymi polskimi harbińczykami, którzy nie są w stanie na takie spotkanie przybyć, np. z Grochowskim z San Francisco, który został w ubiegłym roku odznaczony Francuską Legią Honorową za walki pod Normandią.
- Nasz klub liczy ok. 30 członków - dodaje pan Leonard. - Chcemy zachować pamięć o naszym życiu w mieście w dalekiej Mandżurii, które wycisnęło znamię na całym naszym dalszym życiu. Tam przecież przeżyliśmy dzieciństwo i lata szkolne. Tam przetrwaliśmy, bo byliśmy czynnymi katolikami. Przecież właścicielem gimnazjum był proboszcz naszej parafii. Harbińska społeczność była międzynarodowa (mieszkali tu bowiem Chińczycy, Japończycy, Koreańczycy, Rosjanie, Niemcy i Polacy), a wszyscy żyliśmy w znakomitej symbiozie. Tolerowaliśmy się wzajemnie pomimo różnic wyznaniowych. Procesje Bożego Ciała w Harbinie zachwycały innych, gdy tłumnie szliśmy przystrojonymi ulicami wyznać swoje przywiązanie do Chrystusa niesionego w złocistej monstrancji. Chińczycy nawet wstrzymywali ruch uliczny, by nasza procesja z Najświętszym Sakramentem mogła godnie przejść. Jeśli my tak długo żyjemy tamtymi wspomnieniami, to również po to, by podkreślić, iż w azjatyckim Harbinie umieliśmy żyć, pracować i wielorako rozwijać się dzięki chrześcijańskiemu i polskiemu wychowaniu wyniesionemu przez naszych rodziców z polskiej ziemi rozdartej rozbiorami.
Dr Maria Spychalska też umie twórczo wypełnić sobie emerycki czas działając w Stowarzyszeniu Absolwentów Liceum Ogólnokształcącego nr 1 im. Janiny Szczerskiej, którego jest przodującą absolwentką. Tylko w ubiegłym roku Stowarzyszenie zebrało 60 tys. zł na wsparcie swej zasłużonej szkoły średniej, mającej niemałe potrzeby na utrzymanie zabytkowego obiektu.
- Najważniejsze, że Bóg daje nam siły i radość z życia - cieszy się Jubilatka z Pogodna. - Jesteśmy szczęśliwi, że nie mieszkamy razem z synem i jego rodziną, ale osobno. Jesteśmy materialnie samowystarczalni i nie potrzebujemy jeszcze żadnej pomocy. Jakże zatem nie dziękować Chrystusowi za taką naszą dobrą sytuację małżeńsko-rodzinną…
Pomóż w rozwoju naszego portalu