Swoją homilię kapłan rozpoczął od słów ośmiu błogosławieństw. Zwracając uwagę na ich treść wskazał, że człowiek współczesny czytający te słowa mógłby zostać odstraszony. - Nasze ludzkie, ziemskie reklamy wyglądają zupełnie, zupełnie inaczej… Ma być miło, tanio, szybko, zdrowo, bezboleśnie, modnie, przyjemnie, nowocześnie i… bezbożnie! Czy można się zatem dziwić, że za Tobą, Nauczycielu z Nazaretu, jakby coraz mniej nas chce iść? - pytał ks. Radecki, dodając: - I to znów nie jedyne pytanie, jakie dziś może nas nurtować. Bo przecież świat mógłby dać Twoim wyznawcom spokój, zachować się wobec Twoich uczennic i uczniów kulturalnie, a może przynajmniej – obojętnie? Czy potrzebni byli i wciąż są męczennicy? Czyli co: prześladowanie jest tylko tam, gdzie jest naśladowanie?
Reklama
Podejmując temat prześladowań za przyznanie się do Jezusa wskazał, że nie da się przejść obojętnie obok krzyża. Powodem tego jest sumienie. - To w głębi sumienia można także usłyszeć szczególne zaproszenie do współpracy z Tobą – głos powołania „pójdź za Mną”… Oczywiście: człowiek jest wolny i nawet samemu Bogu może powiedzieć: „nie”. Tylko w imię czego, dla jakich wartości? - powiedział kaznodzieja, dodając:- Taki właśnie głos, takie zaproszenie do szczególnej współpracy z Bogiem usłyszał przed laty Jerzy Adam Marszałkowicz, którego piątą rocznicę śmierci dziś przeżywamy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W dalszej części ks. Radecki wspominał pierwsze spotkanie z “Jureczkiem”. - Miało ono miejsce mniej więcej w połowie roku 1970, kiedy zgłosiłem się do wrocławskiego seminarium duchownego, jako kandydat na kleryka. W przedsionku, na schodach tego znanego nam budynku przy pl. Katedralnym 14, siedziało kilkunastu bezdomnych mężczyzn, wśród których krzątał się on – Jureczek, rozdając im chleb i napełniając butelki herbatą. Zapach tej gromady pamiętam do dziś… I z pewnością nie tak wyobrażałem sobie to pierwsze zetknięcie z „domem ziarna” – z seminarium duchownym! - wspominał ks. Aleksander, dodając: - Jerzy mieszkał z nami, klerykami, posługiwał na furcie i w bibliotece. Z nami się modlił, z nami spożywał posiłki, z nami rozmawiał, gdy tylko była po temu okazja. Okazało się, że studia seminaryjne ukończył w 1956 roku, ale… nie przyjął święceń – ani diakonatu, ani prezbiteratu. Mimo to posługiwał w seminarium – co więcej: nieustannie nosił strój duchowny, czyli sutannę – i to do końca swego życia (a jego pielgrzymka w drodze do Domu Ojca trwała 88 lat).
Reklama
Nie zabrakło także odniesienia do jego postawy: - Zwracaliśmy się do niego: brat Jerzy, ksiądz Jerzy, albo – z wielką serdecznością – Jureczek. Budził wielki szacunek, podziw, a nawet… strach! Dlaczego? Wyciszony, skromny, pokorny, pracowity, skrajnie ubogi, rozmodlony. I ta sutanna – we wszystkich okolicznościach, w których się znalazł! W swoim pokoju miał rzeczy tylko najkonieczniejsze, które zresztą był gotów rozdać, gdy komuś były – jego zdaniem – bardziej potrzebne - wskazał kapłan.
Furta seminaryjna była miejscem, w który Jerzy Marszałkowicz odnalazł swoje powołanie. -
I oto okazało się, że na tych seminaryjnych schodach, gdzie ubodzy przychodzili po chleb, dobre słowo i wszelaką pomoc, odkrył swoje „powołanie w powołaniu”. Jego przewodnikiem, duchowym „guru” okazał się św. Brat Adam Albert Chmielowski. Nasz ksiądz Jerzy zrozumiał, że tych braci, sponiewieranych przez alkohol, najróżniejsze biedy, choroby i bezdomność, nie może pozostawić bez pomocy - mówił ks. Radecki.
Pierwsze miejsce dla bezdomnych, którymi zajmował się ks. Jerzy był barak przy ul. Lotniczej. Przypadało to czasy niełatwe w Polsce. Rok 1981, czasy stanu wojennego, a mimo to się wszystko udało. - Zaczął szukać ludzi, z którymi zamierzał zorganizować i otworzyć schronisko. Ten proces, który wreszcie zaowocował rejestracją Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta Chmielowskiego trwał około dwudziestu lat! Dokument został podpisany 2 listopada 1981 r., co sam ksiądz Jerzy uznał za cud, bo niewiele później wszelkie tego typu organizacje zostały zawieszone ze względu na planowany stan wojenny!
Reklama
Otwarcie niezwykle skromnego drewnianego baraku przy ul. Lotniczej 103/105 nastąpiło w samą wigilię Bożego Narodzenia 1981 r. Miałem szczęście być uczestnikiem tego wydarzenia wraz z pierwszą dziesiątką nowych mieszkańców, sprawować z nimi Eucharystię i dzielić się opłatkiem. A Jerzy z nimi zamieszkał na stałe w maleńkim pokoiku, oddzielonym od reszty baraku cienką ścianką - opowiadał ks. Aleksander.
Kontynuując historię działania “Jureczka” nie zabrakło odniesień do jego zamieszkania w Bielicach, miejscowości w diecezji opolskiej, gdzie tam ks. Jerzy otworzył największe w Polsce schronisko, gdzie później przez 30 lat mieszkał z bezdomnymi.
Ksiądz Radecki opowiedział także o tym, jak ks. Jerzy był skromnym człowiekiem, który uważał się za „iskrę”, która zapoczątkowała powstanie i rozwój dzieła. - Nie ograniczył się jedynie do zapewnienia podopiecznym możliwie najlepszego w danych warunkach „socjalu”. Jeśli tytuł „ksiądz” nie był w stosunku do niego nadużyciem, to właśnie dlatego, że był w schroniskach prawdziwym duszpasterzem, pamiętającym o formacji wewnętrznej i religijnej mieszkańców, a także więźniów, z którymi utrzymywał szeroką i ożywioną łączność listowną. W schronisku prowadził wspólne modlitwy dla mieszkańców, organizował rekolekcje, dbał o Msze św., pogrzeby. W stosunku do Zarządu TPBA nie ustawał w przedkładaniu idei św. Brata Alberta Chmielowskiego uważając, że ta właśnie droga towarzyszenia osobom bezdomnym była i będzie nadal i słuszna, i warta kontynuowania - zaznaczył kapłan.
Na zakończenie ks. Aleksander Radecki zapytał się obecnych na Mszy: “Kim dla nas jest człowiek bezdomny?” - I tak, jak “Jureczka” sprowokowało do służby pytanie, kończące książkę Marii Winowskiej o św. Bracie Albercie: „co ty zrobisz dla bezdomnych?” – tak powinno być wyzwaniem, które według swoich możliwości powinien podjąć każdy z nas - mówił kapłan, powołując się na słowa z Ewangelii wg św. Mateusza: “Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40), powiedział- Odwołam się zatem do hasła, umieszczonego na plakacie zapraszającym na film Andrzeja Kotwicy „Brat brata”, poświęcony Jerzemu Marszałkowiczowi: „A więc odwagi i do dzieła!”.