Niesamowity ksiądz, szepnęła do mnie pewna wrocławianka, która 13 czerwca trafiła przypadkiem do kościoła św. Jadwigi w Gryfowie Śląskim, w którym trwała właśnie jubileuszowa Msza święta. I ona bowiem tym sposobem dowiedziała się, że gdy 20 lat temu przeszedł na emeryturę, podzielił świadczenie emerytalne na trzy części. Pierwszą zaczął przekazywać na rzecz dzieci specjalnej troski w Ubiskach (poczta Piaseczno) koło Warszawy, drugą na rzecz bezdomnych podopiecznych Towarzystwa im. Brata Alberta we Wrocławiu, trzecią zaś na potrzeby Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot w Poznaniu-Branowo.
Tu każdy zada pytanie: - To z czego ksiądz żyje? - Poszedłem na emeryturę, dostałem piękne mieszkanie w domu księży emerytów, ale byłem w nim tylko gościem, bo w dekanacie gryfowskim stale były jakieś potrzeby personalne. Więc pomagałem. No i w końcu zostałem w Gryfowie Śląskim, jako rezydent. Czyli nie mam potrzeb materialnych - odpowiedział nam Jubilat, gdy zadaliśmy to pytania tuż po Mszy św.
Ks. Jordanek pomaga zwłaszcza w konfesjonale. Podczas Mszy św. jubileuszowej nazwano go wręcz „męczennikiem konfesjonału”. On sam na męczennika - jak zauważyliśmy - nie wygląda. Tryska humorem, ma doskonałą pamięć, choć nie mógł przypomnieć sobie, kto wyświęcił go na kapłana. Ale nic dziwnego - to było bardzo dawno temu, w 1954 roku, we Wrocławiu. No i tyle emocji związanych z jubileuszem. Doskonale zaś pamięta, jak władze stalinowskie próbowały różnych sposobów, żeby odwieść kleryków od stanu kapłańskiego. A potem nękały ich już jako księży na różne sposoby. Tak było i w przypadku ks. Jordanka, któremu grożono nawet więzieniem. Na ks. Jordanka nie było jednak takiej siły, która zawróciłaby go z obranej drogi. Już w okresie gimnazjalnym wiedział, że chce zostać księdzem. I został. Mówił o tym w słowie jubileuszowym. Potem słowo do Jubilata wygłosił m.in. burmistrz Gryfowa Śląskiego Olgierd Poniźnik, który podzielił się swoim spostrzeżeniem, że mało kto jest w stanie nadążyć za ks. Jordankiem, tak szybko się porusza. Także po kościele. Więc odśpiewanie „100 lat” ks. Jordankowi to zdecydowanie za mało, uznał burmistrz, i zwrócił się do zespołu „Podgórzanie” o odśpiewanie „200 lat!”. Potem jubilatowi odśpiewano kilka razy „100 lat” - i to na wiele sposobów: wrocławski - „Życzymy, życzymy...”, po łacinie - „Plurimos annos” i na ludowo tak wiele razy, że goście z Wrocławia dziwili się, że jedno życzenie można wyrazić na tyle sposobów. Gdy ustawił się sznurek chętnych, żeby pogratulować ks. Prałatowi jubileuszu, okazało się, że kolejkę zdominowały delegacje z Mirska. Bo w Mirsku ks. Jordanek pracował aż 28 lat, więc większość swego kapłańskiego życia, które wiedzie od 55 lat. Była to droga pełna radości, ale nie brakowało na niej też wybojów, jak stwierdził przy ołtarzu jeden z księży. Tylko na obrazku pamiątkowym ta droga wygląda prosto: Kęty - Wrocław - Gryfów Śląski - Głuszyca - Oleśnica - Wabienice - Mirsk. „Plurimos annos” Księże Prałacie!
Pomóż w rozwoju naszego portalu