Marian Miszalski: - Czy coś zostało z literatury PRL?
Bohdan Urbankowski: - Sporo, ale paradoksalnie to tylko, co było pisane przeciw PRL. Bo „za” pisało wielu: i Lewin i Ważyk i dwóch Brandysów i trzech „wieszczów Sześciolatki” (Woroszylski, Mandalian, Braun), ale ich dzieła pełniły rolę propagandową. Ocalały dzieła twórców, którzy na tę rolę się nie godzili: genialne „Dwa teatry” Szaniawskiego, równie genialny „Bolesław Chrobry” Gołubiewa, „Listy Nikodema” Dobraczyńskego, książki Kossak-Szczuckiej, Iwaszkiewicza - piękne i smutne „Plejady”, prócz tego najlepszy z jego dramatów - „Kosmogonia”. Sporo z literatury faktu: Stanisław Podlewski - bard Powstania, do dziś nie powstało nic lepszego od „Przemarszu przez piekło”; oczywiście Wańkowicz, oczywiście „Rozmowy z katem” Moczarskiego, Kąkolewski, Barbara Wachowicz. Z eseju - Łysiak. Pisząc „Wyspy zaczarowane” czy „Wyspy bezludne” robił to samo co Herbert pisząc „Barbarzyńcę w ogrodzie” i kreując Pana Cogito: pokazywał kulturę piękniejszą od socrealizmu, bardziej powszechną i zarazem bardziej ojczystą - kulturę śródziemnomorską. Nie można zapominać o emigracji - o Lechoniu i Wierzyńskim. Ta literatura odmowy pełniła rolę taką, jak książki romantyzmu, jak Kraszewski czy Sienkiewicz: ocalała tożsamość, stała się prawdziwą ojczyzną Polaków.
Reklama
- Czy nie podpadasz „salonowi”, gdy jako przykłady pozytywne wymieniasz pisarzy uchodzących za prawicowych, katolickich, nawet AK-owskich?…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Tak było. Honor literatury czasów PRL ratowali pisarze ukształtowani przed wojną. W kulturze postęp, unowocześnienie form, zmiana języka jest dziełem tzw. awangardy, która ma więcej odwagi w przełamywaniu rutyny, ale doskonałość jest udziałem pisarzy, dla których ważne są treści, nie formy. W PRL lewica zdradziła to powołanie awangardy, bo przejęła formy sowieckie - jako przodujące. Zdrada nie ograniczała się zresztą do tego. Twórcy lewicy chwalili w 1939 najazd ZSRR, jak choćby Lewin, w latach 40. - walkę UB z AK - przypomnę wiersze Słuckiego czy Mandaliana. Myślę, że przyczyniało się i to, że lewicowcy byli z reguły materialistami, nie mieli oparcia w wartościach, zostawała im wiara w materialną siłę - więc opowiadali się po stronie siły. Tzw. prawicowcy mieli podwójne zakotwiczenie: w sacrum chrześcijańskim i w sacrum patriotycznym.
- A po 1989?
Reklama
- Po 1989 roku żadne genialne dzieła nie powstają. Wybitni pisarze ukształtowani przez II RP odeszli z ks. Twardowskim i Herbertem. Zostali ci połamani przez PRL. Myśliwski niejako za wysługę lat przechodzi z II ligi do I, Bratny miał tylko parę dni wielkości, gdy zaczynał „Kolumbów”, jak skończył - wiadomo. Owszem, pisze Różewicz, Bryll, Szymborska - ale to biograficznie twórcy PRL. Ich dziełom brak metafizycznego porywu. Ocaleje Rymkiewicz, jego eseje o literatach i literaturze, poza nim Łysiak - znakomite „Malarstwo białego człowieka”! Eustachy Rylski wprawdzie startował jeszcze u Putramenta, dostał nagrodę „Literatury”, ale „Warunek” stworzył już w III RP. Powieść robi wrażenie niedokończonej. Dojrzała literatura III RP jest połamana jak jej twórcy - przeważnie byli stalinowcy, a młoda - sprawna formalnie i niedojrzała, jak Masłowska. Przy okazji warto zwrócić uwagę na specyficzny nurt łączący PRL i III RP: twórczość TW - tajnych współpracowników. Tego w II RP nie było. To także ludzie połamani. Brak charakteru przekłada się na brak wielkości także w dziełach. Kuśniewicz - proza elegancka, a czegoś brak: oficer prowadzący nie tylko na zewnątrz, ale także wewnątrz pisarza. Kuśniewicz zostaje radośnie przyjęty do SPP i w 1991 otrzymuje nagrodę PEN Clubu - to symbol i tego stowarzyszenia i całej literatury III RP! Drugi autorytet - Ryszard Kapuściński. „Cesarz” to mogła być głęboka parabola systemu, ale do tego potrzebna odwaga, tej Kapuściński już nie miał. Andrzej Zaniewski - autor znakomitego „Szczura”, ale w tym „Szczurze” zabrakło wymiaru politycznego, tak ważnego dla życia polskich szczurów w PRL. Szymborska nie napisała ani jednego dobrego wiersza politycznego, rozrachunkowego - może wiedziała, że jej mąż Adam Włodek donosił, może wplecione w jego donosy pochwały pod jej adresem bardziej odpowiadały prawdzie, niż byśmy chcieli... Obłuda i kompromisowość okrągłego stołu, konieczność omijania lustracji (a literatura jest przecież dosłownie lustracją, lustracją całego narodu) uniemożliwiły stworzenie wielkiej literatury, wielkiego rachunku sumień. Literatura III RP dalej rozwija się pod „okrągłym stołem”. Tak się nie da osiągnąć wielkości.
- Jak zdefiniowałbyś „polityczną poprawność” w naszym życiu kulturalnym?
- Tchórzostwo. Neokolektywizm. W tym nurcie jest i całe tzw. „Pokolenie porno” atakujące Kościół, broniące „prześladowanych” pederastów i - na pozór stojący na przeciwnym biegunie - Zagajewski, który na wyżyny poezji wzniósł poprawność pozbawioną iskry. W literaturze faktu - Anna Bikont pisząca ckliwe bzdury o Jedwabnem i wybielająca pisarzy stalinowskich. Choć tu w grę wchodzić może obciążenie, jej matka Wilhelmina Skulska, to była polska La Passionaria, najcięższa armata „Trybuny Ludu”. Więc pani Anna mogła odziedziczyć nie tylko urodę, także poglądy, także bohaterski koniunkturalizm. To jest cała formacja. Metaforycznie mówię o walce drugiego pokolenia UB z drugim pokoleniem AK, oczywiście to skróty myślowe, bo matka p. Bikont nie była w UB a w „Trybunie”, a starszy brat Michnika podobno miał tak dobre serce, że starał się skracać cierpienia uwięzionych AK-owców - wydając stosowne wyroki.
- Jako twórca o wyrazistym profilu ideowym, doświadczałeś z tego powodu prześladowań w PRLu, a jak to wygląda teraz?
Reklama
- Niewiele się zmieniło. W PRL wyleciałem z pracy za druk fragmentów „Czerwonej mszy”, albo za to, że jako kierownik działu w „Studiach filozoficznych” forsowałem - tak to było uzasadnione - filozofię narodową kosztem marksizmu. Teraz, gdy umocniła się władza II pokolenia UB - nie mogę wznowić „Czerwonej mszy”, nie mogę znaleźć wydawcy na historię polskiej filozofii, ani na wznowienie monografii Herberta czy książki o papieżu. W PRL kilkakrotnie cenzura zdejmowała moje dramaty, teraz teatry w ogóle boją się grać, Kłossowicz, który prywatnie je chwali - nie ma odwagi zamieścić żadnego w swej antologii dramatu polskiego. Szczytem odwagi Błońskiego było, że gdy moje „Głosy” dostały austriacką nagrodę - odczytał w Krakowie piękny esej. Ale z druku już go wycofał. Karasek bał się umieścić mnie w antologii współczesnych poetów, za to wsadził tam kilkudziesięciu „salonowych” przeciętniaków. Za PRL to się nazywało „zapis na nazwisko”. Taki zapis w postaci „Listy Michnika” opublikowała „Wyborcza”. Jest na niej Łysiak i Ziemkiewicz, Sakiewicz i Michalkiewicz. Najlepsi, a dla II pokolenia UB najgroźniejsi. I pieski salonowe z wydawnictw i bibliotek wiedzą już, kogo nie drukować, kogo nie zapraszać na spotkania. Ten układ naprawdę istnieje. Lewica lansuje swoje autorytety, jak nie ma wybitnych, to mianuje beztalencia - szkoda, że prawica obojętnie patrzy jak jej autorytety są niszczone!
- Nad czym pracujesz obecnie?
- Skończyłem widowisko zamówione przez burmistrza Gostynina „Umarli z tęsknoty za ojczyzną”. Ma być oddany zamek w Gostyninie, tam spędzili ostatnie miesiące carowie Szujscy - uwięzieni, a jednak wciąż walczący o władzę. I o tym pisałem. Także o unii, o wyborze Władysława Zygmuntowicza na cara. Ale właśnie się dowiedziałem, że burmistrz się wycofał, wpędzając tylko w koszta i mnie, i paru ludzi z teatru. No więc robię ostatni szlif przed włożeniem widowiska do szuflady.