Urodził się i wychował w rodzinie chłopskiej, rolniczej, i - jak się mówiło w PRL - kułackiej. Z dziada pradziada Kuśmierzowie gospodarowali w Woli Żydowskiej, w parafii Kije. Jan był najstarszy, 2 lata młodszy był Józef i o 7 lat - Stanisława.
Dom na Ponidziu
Reklama
W to pogodne majowe popołudnie 2009 w rodzinnym domu Kuśmierzów na Ponidziu byłoby zapewne jak dawniej (nie licząc współczesnych adaptacji), gdyby nie zabrakło Jana… 5 lat minęło od jego śmierci, a wciąż jest tak, jakby wyszedł w pole na spacer. Zaraz wróci i poprosi o talerz ulubionej nad wszystko zalewajki. Pamiątki z Seminarium, krzyż i ikona z kieleckiego mieszkania, wąskie łóżko, w którym odprawiał ostatnie Msze św. z pomocą przyjaciół - księży z całej diecezji jak długa i szeroka i z siostrzeńcem Piotrem - ministrantem (dzisiaj już lekarzem). Wszystko jest tak, jak było w pokoju, w którym zakończyła się ziemska droga Księdza Kanclerza.
- Pyta pani, czy mam zdjęcia mojego Jasia…? Ja je sobie codziennie oglądam i codziennie nad nimi płaczę - 89-letnia mama, Józefa Kuśmierz, drżącymi dłońmi podtrzymuje swoje skarby: fotografie, listy, wycinki z gazet.
Stanisława Gołuch, najmłodsza z rodzeństwa Kuśmierzów, jest buskim lekarzem. Uważa, że gdyby nie brat, to kto wie, może by tych albo i w ogóle żadnych studiów nie skończyła. - Poszłam do szkoły do Pińczowa, zakwaterowali mnie w internacie. Myślałam, że umrę z tęsknoty. W domu błagałam mamę, żeby mnie już tam nie wysyłała, „będę krawcową” - tak wtedy powiedziałam. A mama, że dobrze, bądź krawcową. Na to przyjechał Janek z Sędziszowa. Tłumaczył i wytłumaczył. Uczesał mnie w warkocze i z powrotem odwiózł do szkoły - wspomina siostra.
Młodszy brat, dzisiaj doc. dr hab. Józef Kuśmierz, profesor Politechniki Świętokrzyskiej i prodziekan ds. naukowych na Wydziale Elektrotechniki Politechniki Śląskiej, również nie jest tym, który przejąłby rodzinną gospodarkę (choć nadal o nią dba i regularnie na niej pracuje. Wszyscy Kuśmierzowie są bardzo związani z ojcowizną). Tak naprawdę, to najbliżsi spodziewali się, że to on, Józef będzie księdzem, ale potoczyło się inaczej…
Jan jako najstarszy i najroślejszy najwięcej pomagał w gospodarce, czy to przy kartoflach, sianie, czy innych pracach polowych; we dwóch bracia jeździli konno na pastwisko - i są to przemiłe wspomnienia… Najbardziej Jan wyspecjalizował się w koszeniu, był w tym prawdziwym mistrzem. Równoległe zdobywanie wykształcenia i praca w gospodarce były wyczerpujące i absorbujące. Aby skończyć liceum, Jan codziennie chodził 8 km piechotą do Chmielnika i z Chmielnika - w upały, deszcze, śnieżyce. Do kościoła, w którym służył jako ministrant, było 6 km. Zaraz po maturze Jan poszedł do wojska i myślał nawet o karierze wojskowej, ale szybko z niej zrezygnował, jako że nie dało się pogodzić wojska z wpajanymi od dziecka wartościami, z określonym stylem życia. Był też epizod ze szkołą melioracyjną w Chęcinach, aż któregoś popołudnia mówi: idę do seminarium. - Ojciec to się nawet zdenerwował, bo skąd znowu seminarium, kolejny pomysł…? - wspomina Stanisława Gołuch. Potem tata im opowiadał, jak to razem pracowali w polu, a „on może ze dwa razy bronami przejechał i mówi: tato, jadę do Kielc, do Seminarium”. I popędził do domu, akurat mama robiła pranie. Umył się, wyszykował i prosi o pieniądze na autobus, bo jedzie do Kielc… No i pojechał.
Do Bożego Narodzenia to nawet nikomu nie pisnęli słowa, bo a nóż się rozmyśli? Ale się nie rozmyślił. Był szczęśliwy, uspokojony, spełniony. Znalazł swoje miejsce na ziemi. To spełnienie dostrzegali zawsze, gdy wracał do domu. - Byłam bodaj w IV klasie, jak mnie mama wyprawiła do niego z tobołkiem, z upranymi rzeczami. Jakoś trafiłam do Seminarium i onieśmielona, takie dziewczę z kokardami, przycupnęłam na ławce. A tu jakiś ksiądz tak ciepło i miło pyta: do kogo dziecko przyjechałaś?
Tym księdzem okazał się późniejszy bp Jaworski, zżyty z rodziną Kuśmierzów aż do samej śmierci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przyjaciele
Reklama
Przyjaźnie zawarte w Seminarium są trwałe, w przypadku ks. Jana - przetrwały poza grób, tylu jest właśnie przyjaźnie wspominających go osób, tylu mogłoby o nim powiedzieć. Obecny ks. prał. Wiesław Jasiczek mieszkał w Seminarium z młodszym o 6 lat Janem Kuśmierzem w jednym pokoju. Jan był mu jak brat. Wspomina ks. Jasiczek: - Pochodziliśmy z jednego dekanatu i to nas zbliżało. Byłem na jego prymicjach w Kijach, a było to, pamiętam, w odpust św. Piotra i Pawła. Gdy rozpoczynałem tworzenie parafii św. Jadwigi, ogromnie mi pomagał i był bardzo zainteresowany adaptacją „Kurnika” (pierwszy budynek parafialny przystosowany do potrzeb kaplicy, przyp. red.) dla duszpasterstwa. Organizował pomoc, mobilizował kleryków i innych ludzi i pomimo tego, że był wicerektorem, prokuratorem - przyjeżdżał niemal w każdą niedzielę. Pracował niczym „pierwszy wikary”. Kochał też duszpasterstwo i pomimo pracy w Seminarium realizował się w nim w różnych miejscach diecezji. Wzajemnie pomagaliśmy sobie w przygotowaniu homilii, konsultowaliśmy głoszone słowo. Odznaczał się ogromną wrażliwością - „siedziały” w nim wszelkie trudne sprawy diecezji, nie umiał na nic machnąć ręką. Miał też poczucie humoru. Do dzisiaj wspominamy, jak to pomagał kupić nam do parafii płyty paździerzowe, które w tamtych czasach były oczywiście nieosiągalne - kupowało się je jako „przydziały na osobę”. Ks. Jan zebrał dowody osobiste od profesorów, ale i tak kierownik nie chciał sprzedać, żądał, żeby osobiście przyjechali ludzie. I wtedy pojechał z nami bp Materski ze swoim dowodem, a kierownik z wrażenia się schował… Jak płaciliśmy za te płyty, ks. Jan przekomarzał się z paniami w kasie, żeby zgadły, który z nas młodszy? O dziwo, powiedziały, że ja, a wtedy on się zdenerwował i mówi: niech zdejmie czapkę, to zobaczą, który młodszy.
Kapłańskie zadania
Reklama
Księdzem był od 1970. Dotąd we wsi wspominają prymicje jedynego stamtąd, z Woli Żydowskiej, kapłana. - Do którego domu by pani nie wstąpiła, wszędzie go tylko dobrze pamiętają, mojego Jasia. Zejdą się do mnie sąsiadki, odmawiamy za niego Anioł Pański - mówi matka.
Jako wikariusz ks. Jan pracował w Sędziszowie i w Busku-Zdroju. Uczniowie za nim przepadali. Prosto i ciekawie tłumaczył Boże tajemnice, przenigdy nie podnosił głosu. Przynosił kolorowanki i słodycze… Nikt nigdy nie chciał zrobić mu przykrości.
Od 1977 - przez 27 lat - pracował w Seminarium i dla Seminarium. Jako kurator w tamtych chudych i trudnych latach PRL troszczył się o żywność, remonty, wszelkie zakupy i inwestycje. Od początku lat 80. był wiecerektorem, a był to czas szczególny: wzrost powołań kapłańskich, nowe wyzwania przed Kościołem, nowe spojrzenie na seminaryjną formację. W tym duchu Ksiądz Wicerektor m.in. promował i otaczał troską seminaryjny teatr. Był przełożonym, wychowawcą i wykładowcą dla prawie 450 księży. Tamten okres 12-letniej aktywności ks. Jana wspominali ks. Tadeusz Gacia i ks. Andrzej Kaleta, żegnając go na łamach „Niedzieli Kieleckiej” (16/2004): „Na początku przyjmowaliśmy go jako wicerektora z pewnym dystansem, jednak z czasem zmieniło się to zupełnie. Zrozumieliśmy, że choć w wymaganiach regulaminowych jest bardzo konkretny, to nie jest drobiazgowy; choć pokazuje, jak być powinno, daleki jest od zbędnego perfekcjonizmu. Widać było, że jest człowiekiem dialogu (…). Z niektórymi alumnami rozmowy wychowawcze, próby perswazji ciągnęły się nieraz do później nocy. Przez te lata zyskał ogromne zaufanie…”.
Non omnis…
Z początkiem lat 90. ks. Kuśmierz zaczął prowadzić wykłady z prawa kanonicznego w WSD oraz w ŚIT w Kielcach. Od 1998 był kanclerzem Kurii. W tamtych latach pełnił też wiele innych funkcji, był m.in. ceremoniarzem biskupim i to on był odpowiedzialny za liturgiczne przygotowanie Mszy św. w Masłowie podczas wizyty Jana Pawła II 3 czerwca 1991 r. Będąc wtedy tak blisko Papieża, był skupiony na sprawnym przebiegu uroczystości i siłą rzeczy musiał zrezygnować z życia tamtą chwilą i tamtą bliskością dla siebie. „Byłem wtedy na służbie” - skwitował krótko. Niby na pierwszym planie, ale jednak w tle. - Zawsze wszędzie siadał na ostatnim miejscu, był ogromnie skromny i pokorny - wspomina nazaretanka, s. Lucjana Mucha. - Warto podkreślić jego wrażliwość i umiejętność wysłuchiwania ludzi, którzy przychodzili do niego jako do kanclerza z mnóstwem spraw. Martwił się np. o wielu chorych, swoich znajomych, którzy go przeżyli… W każdą środę jeździł do mamy. Gdy już był bardzo chory, prosił: „pamiętajcie o mamie”. W każdą środę staram się do niej zadzwonić…
Siostry nazaretanki, współpracownice Księdza Kanclerza w kieleckiej Kurii, utrzymują serdeczny kontakt z rodziną śp. ks. Jana, a obecny kanclerz, ks. Andrzej Kaszycki to dla Kuśmierzów ktoś ważny i drogi. Jak brat.
Co sprawia, że pamięć o kimś sięga poza grób, że jakby na przekór fizyczności pokonuje tę fizyczną śmierć? Ks. Jana pamięta wielu dobrą, serdeczną pamięcią. Jak umiał w skupieniu wysłuchać i znaleźć to krótkie słowo otuchy, jak sumiennie spowiadał, jak nigdy nie nauczył się obojętności - tego symptomu naszych współczesnych stosunków międzyludzkich. Księża z całej diecezji, pracownicy Kurii, siostry zakonne, księża z rodzinnej kijskiej parafii, którzy towarzyszyli mu dzień w dzień w ostatnich miesiącach. Profesorowie Seminarium i biskupi. Mnóstwo świeckich przyjaciół z różnych dziedzin jego aktywności. Nie sposób o Księdza Kanclerza zapytać ich wszystkich, ale i tak wszyscy we wspomnieniach przechowują tylko samo dobro. Także i dla piszącej to wspomnienie Ksiądz Kanclerz, dawny nauczyciel religii, znalazł to właściwe słowo pocieszenia, w momencie życiowego zakrętu i - chusteczkę do nosa, której nigdy nie można odnaleźć w damskiej torebce, gdy jest najbardziej potrzebna (za chusteczką szedł też konkretny czyn). Ta chusteczka w brązową kratę nie zdążyła już wrócić do właściciela. Wciąż wydaje się, że jest na to czas. Że z charakterystycznie wzniesioną na pożegnanie ręką, z dziedzińca kurialnego, zniknął tylko na chwilę.
KS. DR JAN KUŚMIERZ
Urodził się 24.IX.1946 w Woli Żydowskiej w parafii Kije. Maturę uzyskał w LO w Chmielniku w 1964. Do 1970 r. studiował w Wyższym Seminarium Duchownym w Kielcach, święcenia otrzymał 13.VI. 1970 r. z rąk bp. J. Jaroszewicza. Jako wikariusz pracował w Sędziszowie (1970-1974) i Busku-Zdroju (1974-1977). W latach 1977-82 pełnił funkcję dyrektora administracyjnego (ekonoma) w Wyższym Seminarium Duchownym w Kielcach, uzyskując w tym czasie stopień magistra teologii na KUL. Przez 5 lat studiował zaocznie prawo kanoniczne na Wydziale Prawa ATK w Warszawie, gdzie w 1988 uzyskał stopień magistra prawa kanonicznego na podstawie pracy „Działalność administracyjna biskupa kieleckiego Augustyna Łosińskiego (1910-1937)”. Przez 12 lat (1982 -1994) był wicerektorem w WSD w Kielcach. W 1991 był mianowany wiceoficjałem Sądu Biskupiego w Kielcach (do1998), zaś w 1992 rozpoczął wykładać prawo kanoniczne w WSD oraz w ŚIT w Kielcach. W latach 1984-1992 był także kierownikiem administracji „Współczesnej Ambony”. Studia doktoranckie w ATK w Warszawie, odbywane jednocześnie z pracą w Seminarium, ukończył w 1996 doktoratem z prawa kanonicznego nt. „Formacja teologiczna w Kieleckim Seminarium Duchownym w latach 1727-1918. Studium kanoniczno-historyczne”. Otrzymał godność kanonika i prałata. Od 1998 r. był kanclerzem Kurii w Kielcach.
Zmarł po ciężkiej chorobie 13 marca 2004 r. w 58. roku życia i 33. roku kapłaństwa. Spoczywa na cmentarzu w Kijach.